Citroen C-Elysee 1.6 HDi Seduction

Niewiele jest w czasie ogólnego oszczędzania rzeczy, które potrafią podnieść na duchu. Może właśnie dlatego Citroen wspólnie z Peugeotem stworzyli samochód, który ma udowodnić, że wciąż stać Cię na komfortowego, przestronnego i całkiem dobrze wyglądającego sedana. To Citroen C-Elysee.

Pamiętacie Citroena ZX? Ten 5-drzwiowy, solidny i wyjątkowo nierdzewny hatchback (lub kombi, rzecz jasna) cieszył się bardzo dużą popularnością, lecz nie tylko w Europie. W Chinach świetnie radził sobie w wersji sedan. Na tyle dobrze, że pod nazwą C-Elysee po kilku liftingach produkowany jest do dziś.

Nie jest to wprawdzie taki sam samochód, co prezentowany dziś bliźniak Peugeota 301, lecz z poczciwym ZX-em z Chin - w przebraniu tak skutecznym jak doklejony wąs - ma naprawdę sporo wspólnego. Powstał bowiem z myślą o krajach rozwijających się, gdzie priorytetem jest niska cena, wysoka wytrzymałość i własności użytkowe. Taki właśnie jest C-Elysee.

Na wstępie należy sobie uświadomić jedną rzecz: Polska idealnie wpisuje się w opis kraju "rozwijającego się" według Citroena. Owa definicja jest niezwykle dyplomatycznym określeniem dla państw, w których drogi łatane są odpadającymi z samochodów częściami, a zawartość obywatelskich portfeli nie pozwala na wybrzydzanie podczas zakupu nowego auta. Czy nowy sedan francuskiej marki ma dość argumentów, by ich przekonać?

Otóż ma! Wspomniane braki w nawierzchni jezdni są dla nowego Citroena bułką z masłem. Bardziej ekstremalnych warunków do tego typu testu nie mogłem sobie wymarzyć - bo długim okresie mrozów temperatura wzrosła znacznie powyżej zera. I zaczął się sąd ostateczny dla kierowców, którego wiele samochodów nie przetrwało. I w czasie, kiedy aluminiowe felgi cofają się do ery sprzed wynalezienia koła, Citroen ze swoimi grubymi oponami i stalowymi "piętnastkami" drwi sobie z wszystkich wokół. Jedzie się wygodnie w każdych warunkach, każda nierówność jest płynnie i delikatnie tłumiona, a długa podróż nie jest męcząca. A ile taka podróż kosztuje?

Grosze, ponieważ pod maską egzemplarza testowego znalazł się hiperoszczędny diesel 1.6 HDi o mocy 92 KM, która wystarczy, by w mgnieniu oka wyprzedzić ciężarówkę na drodze krajowej, nie sięgając nawet do lewarka zmiany biegów - który swoją drogą działa bardzo zadowalająco. Spalanie w trasie to krzepiące 3,5 l/100 km. Bez żadnej ściemy - spójrzcie tylko na zdjęcia! Taki wynik, osiągnięty przy płynnej jeździe i prędkości do 90 km/h, w połączeniu z 50-litrowym bakiem pozwalają na ponad 1400 km jazdy bez przerwy, a po przejechaniu dystansu testu równego 920 km, w Citroenie była jeszcze 1/4 baku. W mieście również bardzo rozsądnie - jedna z oszczędnych wycieczek do centrum Gdańska i z powrotem w okolicach godziny 14:00 zakończyła się średnim spalaniem wynoszącym 4,1 l/100 km! A warto zaznaczyć, że po drodze napotkałem nawet niewielki korek na jednej z głównych ulic. Spalanie przez cały test ani razu nie wzrosło powyżej 5 litrów, bo do niczego dynamicznego ów samochód nie zachęca, w korkach i po autostradzie też nie jeździłem - chociaż wtedy spalanie z pewnością wzrosłoby powyżej 6 l/100 km. Jeśli więc szybka jazda to termin niewiele dla Ciebie znaczący, można jeździć i jeździć, niewiele tankując. Ciekawe, co na to pasażerowie na tylnej kanapie...

W tym aucie nie mają na co narzekać. Miejsca na nogi jest prawie dwa razy więcej niż w nowej Dacii Sandero, która jest słusznie uznawana za dość duże auto. Auto z pogranicza segmentów B i C z większą przestrzenią z tyłu od kompaktów? S'il vous plaît! Z przodu jest równie dobrze i komfortowo, a ponad 500 litrów bagażnika to wystarczająca pojemność dla każdej 4- lub 5-osobowej rodziny, a kształt niemal idealnego prostopadłościanu sprawia, że da się go zapakować niemal w 100 procentach. Jest jednak jeden problem.

Wykończenie przestrzeni bagażowej stoi na najniższym poziomie, z jakim kiedykolwiek miałem do czynienia. Klapa od środka jest oczywiście gołą blachą i niczym więcej. Koło zapasowe jest od bagażnika oddzielone dyktą o grubości "na oko" wynoszącej niewiele ponad 1,5 mm. Do tego nie jest w jakikolwiek sposób umocowana, więc żyje własnym życiem, wybrzusza się i szczerze mówiąc, w codziennej eksploatacji nie daję jej więcej niż miesiąc. Prędzej czy później, musi się połamać. Kolejnym problemem z bagażnikiem jest to, że nie można go otworzyć ręcznie. Nie ma żadnego przycisku czy klamki z tyłu auta - klapę otwiera się przyciskiem przy kierownicy albo na zintegrowanym z kluczykiem pilocie. Dziwne, prawda?

Oszczędności widać również w kabinie. Jakość plastików jest "taka sobie", lecz ich faktura sprawia dobre wrażenie wizualne, a projekt deski rozdzielczej może się podobać. Do tego możliwe do zamówienia w wersji Seduction jasne wnętrze i okazuje się, że z tym budżetowym samochodem można żyć na dłuższą metę. Wszystko jest poskładane bez zarzutu, więc o trzaskach i stukach nie ma mowy. C-Elysee sprawia wrażenie czegoś naprawdę solidnego i biorąc pod uwagę sprawdzone silniki (przynajmniej te z odpowiednią liczbą cylindrów), prostą konstrukcję oraz rzekome testy na dystansie czterech milionów kilometrów - to rzeczywiście może być auto na lata. Ja z ręką na sercu przyznaję, że oprócz podejrzanej dykty w bagażniku nie zauważyłem nic, co budziłoby wątpliwości pod względem wytrzymałości. Oszczędności więc są, ale na pewno nie w tym obszarze.

Wygląd może i nie jest szczególnie interesujący, ale na pewno nikogo nie odrzuca. Jest dość schludnie, konsekwentnie - i jak na sedana przystało - raczej klasycznie. Nie ma tu oczywiście żadnych LED-ów czy innych nowoczesnych gadżetów. Kilka chromowanych akcentów i okazały, charakterystyczny grill mocno poprawiają prezencję C-Elysee. Wciąż jednak nie wygląda tak dobrze jak przeznaczony na rynek chiński C4 L.

Teraz pora na dość miły temat, jakim w tym przypadku są pieniądze. Za najtańszą wersję zapłacimy tylko 39 900 zł. Nie jest to jednak najciekawsza propozycja ze względu na trzycylindrowy silnik, który może nie mieć wystarczająco dużo siły, aby uciągnąć ważące 1090 kg auto. Za wersję z dieslem trzeba z kolei wyłożyć 10 tysięcy więcej, lecz biorąc pod uwagę niski apetyt na paliwo, przy dużych przebiegach zakup takiej wersji ma sens. Testowane auto to dodatkowo wersja Seduction, wyposażona w takie "luksusy" jak klimatyzacja, radio z MP3 (niestety tylko z płyty - brak wejścia USB) oraz jasna tapicerka, niedostępna dla najtańszej Attraction. Cena po doposażeniu w elektryczne szyby oraz pakiet look (chromowane akcenty) wyniosła 58 100 zł. Za taką kwotę otrzymujemy kawał solidnego, rozsądnie wyposażonego i oszczędnego auta.

Plusy:
+ wygoda na każdej nawierzchni
+ rewelacyjna oszczędność paliwa
+ prosta, solidna konstrukcja
+ zaskakująca przestronność
+ duży bagażnik
+ atrakcyjna cena i 5-letnia gwarancja

Minusy:
- brak możliwości ręcznego otwarcia bagażnika
- średnia jakość materiałów
- niezbyt ciekawy wygląd
- duża dopłata do diesla

Podsumowanie:
Jeśli potrzebujesz niezawodnego, taniego i praktycznego auta - właśnie pojawiła się propozycja dla Ciebie. C-Elysee potrafi pozytywnie zaskoczyć w kilku ważnych w kryzysie kwestiach, a gdy zdecydujemy się na silnik benzynowy, cena za "środkową" wersję spadnie poniżej 50 tys. zł. To bardzo dobra oferta.