Doskonały w każdym calu. Test nowego Suzuki Jimny

Wyobraźcie sobie samochód, który stworzono w jednym konkretnym celu. Ma wiele udogodnień, choć tak naprawdę jest surowym i bardzo mechanicznym pojazdem do zadań specjalnych. Marzenie?

Nic bardziej mylnego - taki samochód jest na rynku i nazywa się Suzuki Jimny. Japończycy stworzyli jedno z najciekawszych aut, które nas, pasjonatów motoryzacji, rozkochuje w sobie już po pierwszych kilometrach. Skąd ta miłość? Już Wam wyjaśniam - oto nasz pierwszy test nowego Suzuki Jimny.

Suzuki Jimny - nowy rozdział w historii

Historia tego modelu zaczęła się w 1970 roku. Wtedy też firma HopeStar zaprezentowała model ON360. Małe możliwości oraz ograniczony budżet nie pozwoliły na uruchomienie seryjnej produkcji. Wtedy też do gry weszło Suzuki, które zainteresowane tym projektem postanowiło odkupić go od HopeStar. Tak oto na rynku zadebiutował model LJ10 (Light Jeep 10). Możliwości terenowe były jedną z głównych zalet tego samochodu. Drugą, na rynku japońskim, był fakt, że LJ10 spełniał wymagania tzw. kei-carów, dzięki czemu objęty był szeregiem ulg i przywilejów. 11 lat później, w 1981 roku, zadebiutowało drugie wcielenie tego modelu. Zrobiło ono znacznie większą karierę - poza Japonią było chętnie kupowane niemal na całym świecie. W zależności od rynku oferowano je pod różnymi nazwami - od Jimny (z pierwszego modelu), przez Sierra aż po Samurai. Trzecia odsłona, doskonale Wam znana, pojawiła się w 1998 roku. Oznacza to, że najnowsze Suzuki Jimny to tak naprawdę dopiero czwarta generacja tego auta.

Zagłębiając się w specyfikację techniczną odkryjemy, że nowy model jest bardzo mocno spokrewniony ze swoim poprzednikiem. Odziedziczył po nim charakterystyczną ramę drabinową, którą usztywniono dzięki dodatkowym wzmocnieniom krzyżowym. Poszerzono także rozstaw kół celem zwiększenia stabilności, zaś grubsze stabilizatory zapewniają pewniejszą jazdę zarówno w terenie jak i na asfalcie. Zmodyfikowana konstrukcja układu kierowniczego przenosi mniej drgań z układu kierowniczego oraz poprawia precyzję prowadzenia małego terenowego Suzuki. Zawieszenie i napęd to klasyka gatunku - są to dwa sztywne mosty z trzema wahaczami, połączone ze sprężynami śrubowymi. Niczego więcej w takim samochodzie nie trzeba - tutaj najprostsze rozwiązania są najlepsze. Napęd standardowo przekazywany jest na tylną oś, zaś "przód" dołączamy mechanicznie. Z napędem na cztery koła można jeździć po śliskich lub luźnych nawierzchniach, zaś przełączenia pomiędzy ustawieniem 2H a 4H można dokonać w trakcie jazdy z prędkością do 100 km/h. Przełożenie redukcyjne (4L) załączamy na postoju, przy wciśniętym sprzęgle lub skrzyni w ustawieniu neutralnym. Kąt natarcia w Suzuki Jimny wynosi 37 stopni, zejścia 49 stopni, zaś rampowy 28 stopni.

Silnik z kolei na pewno zyska uznanie przeciwników downsizingu i jednostek z doładowaniem. Wolnossąca jednostka K15B, czyli 1.5, generuje 102 KM i 130 Nm momentu obrotowego. Współpracuje ona z 5-biegową przekładnią manualną lub, uwaga uwaga, 4-stopniowym klasycznym automatem. Dlaczego Suzuki zdecydowało się na takie rozwiązanie? Oczywiście chodzi o niezawodność. Silnik K15B pochodzi z rynku azjatyckiego i jest już sprawdzonym motorem. Co prawda nie należy do jednostek, które spełniają oczekiwania Unii Europejskiej, ale Suzuki ma to na szczęście w nosie. Osiągi są tutaj rzeczą umowną. Sprint do setki jest po prostu możliwy (zajmuje to około 13 sekund), zaś prędkość maksymalna to 140 km/h. Więcej nie trzeba (i nie będziecie chcieli) - krótkie przełożenia skrzyni sprawiają, że przy 100 km/h mamy już ponad 3 000 obrotów na minutę, a hałas w kabinie staje się coraz wyraźniejszy. Dynamika za to, wbrew powszechnym opiniom, jest zadowalająca - jednostka żwawo wkręca się na obroty, a niska masa auta (1135 kg) nie ogranicza silnika. Bardzo dobrze wypada też zużycie paliwa. Pomimo zabaw w terenie, gdzie auto non-stop walczyło z pagórkami pracując na wysokich obrotach, spalanie zamknęło się w 9 litrach na sto kilometrów. W trasie z kolei udało się uzyskać wynik na poziomie 7,6 litra. Realnie jednostka ta bardzo zgrabnie obraca się w zakresie 7-9 litrów na sto kilometrów, co przy 40-litrowym zbiorniku zapewnia akceptowalny zasięg.

A jak jeździ Suzuki Jimny?

Przejdźmy do najważniejszej części. Przyznam szczerze, że nie wiedziałem czego spodziewać się po Jimny'm. Poprzednią generacją jeździłem dość dawno i bardzo krótko, tak więc punktu odniesienia zdecydowanie zabrakło. Mogłem jedynie odwoływać się do poprzedniej generacji Klasy G, aczkolwiek są to skrajnie różne samochody.

Szybko jednak zostałem zaskoczony - i to bardzo pozytywnie. Po przekręceniu kluczyka silnik zaskoczył z przyjemnym brzmieniem, zaś całe wnętrze zostało podświetlone delikatnym pomarańczowym kolorem. Było już dość późno, tak więc zdecydowaliśmy się na wycieczkę prosto do punktu docelowego, zaliczając głównie asfaltowe i szutrowe drogi w okolicach Masywu Ślęży. Zajęcie prawidłowej i komfortowej pozycji za kierownicą to formalność. Fotel, pomimo ograniczonej regulacji, łatwo jest ustawić w odpowiedni sposób. Jest on też bardzo wygodny, nawet pomimo stosunkowo krótkich siedzisk. Kierownica regulowana jest w jednej płaszczyźnie, ale i to nie przeszkadza w znalezieniu idealnych ustawień. Jak na terenówkę przystało siedzi się tutaj dość blisko drzwi - ułatwia to operowanie samochodem w terenie. W Jimny trzeba więc przyzwyczaić się do malutkich podłokietników na drzwiach - na szczęście spełniają one swoje zadanie. Pedały oraz sprzęgło pracują dość lekko, zaś precyzja lewarka skrzyni biegów wręcz szokuje - gdyby nie długość skoku, to można by go było porównywać do Mazdy MX-5. Każdy bieg wskakuje z delikatnym kliknięciem, zaś ścieżka jest tak idealnie wypracowana, że pomiędzy przełożeniami skaczemy niemalże w ciemno.

 

Jeżdżąc Suzuki Jimny trzeba wziąć poprawkę na przełożenie układu kierowniczego - jest ono bardzo duże. Jest to bardzo ważne w przypadku jazdy terenowej, jednak na asfalcie wymaga zachowania nawiasu bezpieczeństwa podczas szybszego pokonywania zakrętów. No właśnie, szybszego, bowiem Jimny zachowuje się bardzo pewnie podczas dynamicznej jazdy po asfalcie. Nadwozie oczywiście dość znacznie się wychyla, jednak pozostaje stabilne i nie wykazuje żadnych tendencji do niebezpiecznych zachowań. Proste zawieszenie teoretycznie powinno być upiorem na nierównościach. Nic bardziej mylnego - owszem, czasem lekko dobije i rozhuśta auto, aczkolwiek nawet większe nierówności są nieźle wybierane. Jeżdżąc po krętych drogach w okolicach Świdnicy i Walimia ani razu nie czuliśmy się niepewnie, a niektóre łuki na legendarnych "patelniach" pokonywane były z dość wysoką jak na takie auto prędkością. W trasie zaskakuje również wyciszenie auta - do 120 km/h we wnętrzu jest akceptowanie cicho. Oczywiście warkot silnika, jak szum opływającego powietrza są słyszalne, ale nie męczą i nie utrudniają one rozmawiania w małej kabinie. Duża w tym zasługa dodatkowych wyciszeń, m.in. w podsufitce czy w przedniej grodzi.

Swój talent Suzuki Jimny wykazuje jednak poza utwardzonymi szlakami. Na nierównych szutrówkach można "ciąć" bez ograniczeń, nie obawiając się nierówności i dziur. Najwięcej radości daje jednak jazda w terenie. Ze względu na mróz nie dane mi było skąpać tego auta w błocie, ale za to "wpakowałem" je w dość głęboki śnieg. Tutaj nawet przez chwilę nie było czuć, że Jimny może się zakopać. Nawet z głębszego śniegu wyjeżdżało bez wspomagania się reduktorem - i to na seryjnych drogowych oponach. Bardzo fajnym patentem jest powrót do sterowania napędem za pośrednictwem dźwigni ulokowanej na tunelu środkowym. Jest to znacznie wygodniejsze i pewniejsze rozwiązanie.

Jeżdżąc Suzuki Jimny czujemy się jak w klasycznym, bardzo mechanicznym i analogowym aucie. Wszystko stawia tutaj przyjemny opór i sprawia, że to kierowca rządzi, a nie jest rządzony przez elektronikę. Nawet załączenie napędu jest zwieńczone charakterystycznym kliknięciem z okolic podwozia. Oczywiście nie oznacza to, że na pokładzie Jimny'ego nie znajdziemy żadnych asystentów. W topowym wariancie Elegance dostaniemy m.in. radar zbliżeniowy z przodu, lane assist czy ledowe światła (całkiem niezłe, znacznie lepsze od klasycznych halogenów w uboższych wersjach), zaś w wersji Premium nie zabrakło tempomatu, Bluetootha i podgrzewanych foteli. Mimo wszystko w tym samochodzie do kierowca ma ostatnie słowo.

Suzuki Jimny, czyli auto stworzone w konkretnym celu

Suzuki Jimny, nawet pomimo stosunkowo małych wymiarów, jest wyjątkowo użytecznym samochodem. Trzeba jednak przyzwyczaić się do pewnych specyficznych rozwiązań. Samochód ten jest czteroosobowy, aczkolwiek przy takim ustawieniu foteli bagażnik oferuje raptem 85 litrów pojemności. Po złożeniu tylnych siedzeń przestrzeń powiększymy do 377 litrów, co jest już całkiem niezłym wynikiem. Wygodne jest jednak to, że pojedyncze tylne siedziska można osobno składać, zostawiając miejsce dla trzeciego pasażera. Warto dodać, że z tyłu siedzi się całkiem wygodnie i można tam pokonać nawet trochę dłuższą trasę. Co ciekawe przednie fotele można położyć "na płasko", tworząc tym samym leżankę o długości 180 cm.

Jednym z najciekawszych elementów w Suzuki Jimny jest stylistyka wnętrza i nadwozia. Nawiązuje ona bezpośrednio do modelu Samurai, dzięki czemu samochód ten wyróżnia się z tłumu. W środku znajdziemy charakterystyczne zegary w dwóch tubach, prostą konsolę centralną oraz "cykorłapkę" przed pasażerem. Kokpit wykończono materiałami odpornymi na zużycie. Dla przykładu krótkie podszybie wykonano z tworzywa, które nie odbija promieni słonecznych, zaś pozostałe elementy są z plastików, które można łatwo zmywać. Wyeksponowane mocowania śrub to tylko wisienka na torcie, dodająca surowego charakteru. Otwory, które zauważycie przy tylnych szybach, przeznaczone są na montaż dodatkowego wyposażenia, np. siatek czy innych elementów ułatwiających organizację przestrzeni.

Z zewnątrz nowe Suzuki Jimny wygląda jak nowe wcielenie modelu Samurai z lat 80-tych. Kanciasta bryła w połączeniu z okrągłymi lampami oraz prostymi zderzakami sprawia, że auto prezentuje się bardzo "oldschoolowo". Dodatkowo dzięki takim kształtom widoczność z miejsca kierowcy jest fenomenalna i pozwala na łatwe manewrowane w terenie (jak i w mieście). Egzemplarz, który widzicie na zdjęciach, to wersja Premium. Wyróżnia się ona stalowymi felgami i halogenowymi lampami przednimi, zaś w ofercie stanowi najatrakcyjniejszy kompromis pomiędzy wyposażeniem a ceną. Jeśli myślicie, że kolor Kinetic Yellow to tylko modny dodatek, to jesteście w błędzie - nawiązuje on do odblaskowych kamizelek i ma zwracać na siebie uwagę np. na budowach lub w miejscach, gdzie taki pojazd musi nieco rzucać się w oczy. W gamie znajdziemy jeszcze wiele innych odcieni, w tym np. "leśną" zieleń czy ciekawy niebieski metaliczny kolor.

Magnes na klientów

1 lutego ruszył tzw. Jimny Roadshow, czyli seria pokazów tego modelu u dealerów Suzuki. Prawda jest jednak taka, że w tej chwili samochód ten jest nie do dostania. Dlaczego? Kontyngent na Polskę wyprzedał się w kilka chwil - a było to 230 samochodów. Jest to o tyle szokujące, że wśród klientów są głównie osoby fizyczne, co oznacza, że zapotrzebowanie na takie pojazdy w dobie SUV-ów i crossoverów jak najbardziej istnieje. Jimny Roadshow ma na celu przyciągnięcie klientów do salonów, zaś w trakcie tej imprezy oferowane będą ogromne rabaty na model... SX-4 S-Cross i Vitarę, czyli to, co znakomita większość osób chętnie wybierze.

Dla tych, którzy chcą kupić Suzuki Jimny, mam dobre wieści - w marcu ma pojawić się nowy kontyngent na nasz kraj, czyli zainteresowani będą mogli nabyć swoje wymarzone auto. A cena zachęca - 67 900 zł za bazową wersję to atrakcyjna oferta, z kolei sensownie wyposażona wersja Premium kosztuje niecałe 75 000 zł i oferuje wszystko, co do szczęścia jest potrzebne. Wymagający klienci mogą pomyśleć o bogato wyposażonej odmianie Elegance, w której znajdziemy system multimedialny, klimatyzację automatyczną oraz światła przednie w technologii LED.