Wpuszczanki

Witam serdecznie czytelników moich rozpraw na temat dziwnych sytuacji w ruchu drogowym. Tematem dzisiejszych zajęć będą "wpuszczanki". Co to takiego?

Nie chodzi tutaj o tajniki wędkarstwa. Otóż "wpuszczankę" próbował zastosować kierujący autem osobowym marki Audi, uwieczniony na moim filmiku.

 

https://www.youtube.com/watch?v=_r34EBAXLMc&feature=youtu.be

 

Sytuacja wygląda następująco: typowo nietypowe skrzyżowanie (jeszcze do niego wrócę!) z sygnalizacją ogólną, bez wyspy centralnej, dziwne twory, aczkolwiek na nim się znajdują. Skręcamy z kursantem w lewo. Czerwone - stoimy. Proste, prawda? Zielone - i tu zaczynają się schody. Ruszać czy nie? Pewnie, że ruszać, jednakowoż teoretycznie niezgodnie z przepisami (jestem w stanie to udowodnić przytaczając odpowiedni - mętny - paragraf, ale o tym później). Teraz:

Primo: przy naszym ruszaniu nie rozjeżdżamy wyluzowanych pieszych. Kobitka na drugim przejściu włazi na czerwonym, na delikatną sugestię, że robi źle, jeszcze się rzuca energicznie trząchając rękoma.

Drugie primo: trzeba wybrać mądry sposób na minięcie się z gościem z przeciwka, również skręcającym w lewo. Ten kierujący białym trochę się mota.

Trzecie primo: uważać na wpuszczanki.

Widać wyraźnie, jak nieudolnie kierujący Audi próbuje nas wpuścić, czyli zastosować "wpuszczankę".

Zapytuję: po co? Więcej zamieszania niż pożytku. Toć pojechałby żywo, to my też szybciej byśmy odblokowali gości z tyłu. W tej sytuacji była to dobroć absolutnie zbędna. Owszem, przydałaby się, gdyby był większy ruch (Audi miałoby więcej aut za plecami). W tym przypadku tylko zrobiła się niebezpieczna sytuacja, bo:

1. Niby wpuszcza, ale w razie kolizji i tak to on formalnie miał pierwszeństwo i byłby poszkodowanym. Przepisy milczą o takich sytuacjach. INNY KIERUJĄCY NIE JEST UPRAWNIONY DO KIEROWANIA RUCHEM. Chociaż… Miałem kiedyś podobną sytuację z kursantem, tyle że z naprzeciwka jechał policjant w radiowozie. No, to jak by nie było, osoba uprawniona do kierowania ruchem - wtenczas chyba można jechać, a nawet trzeba, nie?
2. Robi to bardzo nieudolnie - zanim mój kursant zareagował, tamtemu odechciało się dobroci. Było blisko kolizji. Nasza wina jak nic.

Generalnie taka "wpuszczanka" jest dobra w rękach mądrych ludzi (jak mocne auta), bo inaczej może być źle. Bardzo źle może być w sytuacji ze szkicu (takie coś rysuję na lekcjach moim kursantom):

 

rysunek

1. wpuszcza,
2. w nosie ma wpuszczanie, jedzie pełną parą,
3. jedzie na kolizję.

Jeżeli chodzi o egzamin na prawo jazdy, jako że w instrukcji egzaminowania (to takie zapisy, za co oblać, jakie zadania trzeba i w jaki sposób przeprowadzić na egzaminie państwowym) nie ma słowa o takich sytuacjach, wolnoć Tomku w swoim domku, czyli co egzaminator to inaczej. Pamiętam dwie sytuacje z okresu, gdy byłem obserwatorem na egzaminach w ramach (beznadziejnego) kursu dla egzaminatorów. Dzień pierwszy: osoba egzaminowana chce wjechać na skrzyżowanie z drogi podporządkowanej, ktoś się jednak na głównej zatrzymał, zamachał i wpuścił - zdająca egzamin wjechała, po czym egzaminator poprosił o zatrzymanie na poboczu, wstawił ocenę negatywną za nieustąpienie pierwszeństwa przejazdu. Oho, grubo - pomyślałem. Później pan egzaminator twierdził, że było zebranie, i ustalono, że mają nie korzystać (zdający). Dzień drugi, inny egzaminator, to samo skrzyżowanie, identyczna sytuacja - jednak jedziemy dalej! Co jest grane? Nawet ta osoba, zdaje się, zdała. Ten drugi egzaminator, normalniejszy zdaje się, na uboczu stwierdził, że z tym zebraniem to ściema, nie było żadnych ustaleń. Za co miał kobietę oblać, przecież takie wpuszczanie to normalka, nie ma co się ciśnieniować.
Stanęło w końcu na tym, że wystarczy jeżeli egzaminowany w takiej sytuacji przed ruszeniem powie: "wpuszcza mnie, jadę" - mają nie oblewać. Ponoć jest to odgórnie ustalone na zebraniu, no i faktycznie, żaden z moich kursantów (z tego, co pamiętam) nie miał z tym kłopotów.

Wobec powyższego: jak uczyć, panie premierze? Korzystać czy nie? Raz korzystać, raz nie. Musi ogół sytuacji ogarniać wpuszczający, jak i wpuszczany. Jeśli chodzi o zachowanie się w takiej sytuacji na egzaminie na prawo jazdy, to temat na nasze inne spotkanie, drogi czytelniku.

Zapraszam ponownie i zachęcam do dyskusji na naszym forum.
Jarosław Warlikowski