Fiat Freemont Cross 2.0 Multijet AWD

Pora na prawdziwy test drogowy, a nie tylko kręcenie się po mieście. Zapakowani na wszelkie możliwe okazje, w środku nocy opuszczamy Warszawę i kierujemy się w stronę Zgorzelca.

Jeszcze przed podróżą, podczas pakowania, przeszkadzał nam wysoki próg załadunku, ale płaska powierzchnia i niespotykana przestrzeń (mimo opcjonalnego subwoofera) pozwoliły na zabranie większej ilości rzeczy niż wypadałoby wziąć na 10 dniowy wyjazd, a także pozwoliło z nadzieją spojrzeć w przyszłość pod kątem dowolnych zakupów – zarówno tych wakacyjnych, jak i codziennych, domowych.

Tymczasem kończą się zabudowania i mimo środka nocy można zwiększyć płynność jazdy. Zastanawiam się jednak, czy zbytnią oszczędnością nie było pozbawienie Freemonta choćby możliwości dokupienia reflektorów ksenonowych. Nie mogę powiedzieć, żeby światła w naszym Fiacie były złe. Ale mimo wszystko, brak takiej możliwości, przy tej cenie samochodu, to moim zdaniem błąd.

Po wjeździe na autostradę i wciśnięciu gazu, silnik raźno zabiera się do roboty. Ale znów zacznę opisy od narzekań na skrzynię biegów. Przeciąga straszliwie obroty, próbując każdy bieg zmieniać co najmniej przy 3-3,5 tysiącach obr/min, a wcale nie trzymam prawej stopy w podłodze. Przerzucam więc ją w tryb manualny, co poprawia płynność i sensowność zmian biegów. Ale spotykam też niespodziankę - dobijam do „piątki” i nie jestem w stanie wrzucić ostatniego przełożenia. Muszę puścić gaz, przełożyć dźwignię i wtedy szóstka wskakuje. Nie ma to zastosowania, jeśli tej zmiany będziemy próbować dokonywać przy prędkościach 130 km/h i więcej, wtedy ostatni bieg wchodzi "z gazem".

Uporaliśmy się jednak szybko z oporną materią przekładni "made in USA" i ruszamy na podbój niemieckich autostrad. Mimo braku limitu, nie zamierzamy bić rekordów prędkości – przed nami sporo kilometrów, a wskazówka niemal 80-litrowego baku opada dość regularnie. Ustawiam więc tempomat na 150 km/h i obieram kurs na Monachium, korzystając z sygnowanej przez Garmina nawigacji. Jest całkiem atrakcyjna wizualnie i dość precyzyjnie pokazuje kierunek jazdy – choć w niektórych przypadkach ergonomia wyszukiwania jest ograniczona.

Freemont - nawigacja

Przy wspomnianej wyżej prędkości przelotowej we wnętrzu jest cicho i spokojnie. Dzięki temu zarówno tylny rząd może w spokoju obejrzeć film na opuszczanym ekranie, jak i wszyscy pasażerowie mogą korzystać z bardzo dobrego audio od Alpine. Zestaw nie gra może spektakularnie i finezyjne jak systemy audiofilskie w markach premium, ale zapewnia dobre wrażenia akustyczne, choć naznaczone "amerykańskim" brzmieniem, z mocnym basem i potężnym "kopnięciem".

Dzięki niezłemu audio oraz bardzo wygodnym fotelom podróż mija szybko i w miarę bezboleśnie. W tej ciszy i spokoju doceniam częściowo elektrycznie sterowane fotele i wydajną, choć mało subtelną klimatyzację. Między zegarami staram się obserwować najważniejsze parametry jazdy, od prędkości, przez temperaturę cieczy chłodzącej, po temperaturę oleju w silniku i skrzyni biegów. Główny ekran można wyłączyć, co dobrze sprawdza się w nocy.

Dzięki dużemu zbiornikowi póki co nie muszę tankować, jednak widzę, że spalanie wg komputera pokładowego waha się między 7,8 a 8,1 l/100 km co wygląda całkiem nieźle.

Jazda dość pustą autostradą kończy się w okolicach Monachium. Ruch robi się coraz gęstszy, a wysokość zmienna. O ile jednak seryjny tempomat wystarcza do utrzymania prędkości, to konieczność częstego wyprzedzania jest nieco mniej wygodna. Jeśli chcemy szybko kogoś minąć, to dynamika okazuje się niewystarczająca w zakresie prędkości wyższych niż 130 km/h. Wyraźnie czuć masę samochodu, opory powietrza oraz niechęć do przyspieszania. 160 km/h jest wartością graniczną, powyżej której jazda nie nosi już żadnych znamion przyjemności.

Masa i rozmiar samochodu dają o sobie znać również w kontekście prowadzenia przy wysokiej prędkości. Freemont jest podatny na boczny wiatr, a przy bardzo wysokich prędkościach sprawia wrażenie lekko myszkującego po drodze podczas pokonywania długich łuków – na prostej zjawisko nie występuje, więc zwalam to na kwestię opon i wiatru. Na końcu autostradowego odcinka trasy czeka mnie jeszcze jedna mniej przyjemna niespodzianka.

Tankowanie na austriackiej stacji, poza tym, że wymagało użycia zaskórniaków (stacje nie przyjmowały kart Visa), zaowocowało wynikiem ponad 9 l/100 km. Wartości w granicach 8,8-9,2 l/100 km utrzymały się do końca testu na odcinkach wymagających szybkiej jazdy.

W sam raz do Włoch

Włochy witają nas Superstradą – po naszemu to droga ekspresowa. Ma ograniczenia do 110-120 km/h, jest bezkolizyjna i zazwyczaj zbudowana w systemie 2+. Gorszej jakości niż autostrada, często bez poboczy, ale bezpłatna i w naszym przypadku, mniej zatłoczona.

I właśnie to jest idealnie miejsce dla Freemonta. Prędkości dopuszczalne na Superstradzie to wartości, przy których duży Fiat "sam jedzie", lekko i płynnie, z tych okolic przyspiesza bardzo sprawnie, jeśli będzie trzeba. Spokojna jazda ze średnią prędkością nie uwydatnia większości wad samochodu, za to pokazuje większość jego zalet. Wyciszenie również zapisuję po raz kolejny na plus. Ale nie dane jest mi się nacieszyć tylko tym. Do pełni szczęścia wrzucam sobie na ekran między zegarami wskaźnik spalania średniego i chwilowego. Korzystając z tempomatu i nie będąc ani pierwszym, ani ostatnim na drogach tego typu, widzę, że Fiat zaczyna zużywać normalne ilości paliwa. Komputer pokazuje nawet "niskie 6", co na stacji benzynowej owocuje wynikiem mniej więcej 7,5 l/100 km. Swoją drogą – włoska stacja benzynowa to kolejny ciekawy twór. Na północy, gdzie testowaliśmy Fiata, do wyboru były tylko stacje automatyczne – przedpłatowe (które tradycyjnie nie przyjmowały mojej karty płatniczej), bądź wyposażone w starego Luigiego, który przyjmował płatność gotówką. Ale wtedy cena litra wzrastała o kilka centów – do abstrakcyjnych z naszego punktu widzenia 1,65 Euro za litr diesla.

Fiat na Superstradzie

Podróżowanie Superstradą w okolicach Como to czysta przyjemność, choć droga często ginie w długich tunelach. Poprowadzona trawersem zbocza pozwala na szybkie, ale również efektowne z punktu widzenia widoków pokonanie trasy na północ. Wiadomo jednak, że jezioro Como to miejsce ze specyficznym klimatem i specyficznymi mieszkańcami. To tutaj swoje wille mają znani, piękni, a przede wszystkim bogaci. Jednak urody słonecznego Tremezzo, mikroskopijnej Varenny, czy eleganckiego Bellagio nie odkryjemy z drogi ekspresowej. Trzeba zanurzyć się w gąszcz dróg lokalnych, na których często będziemy żałować, że na z tyłu naszego Fiata jest napis Freemont, a nie np. 124 Spider, albo chociaż Barchetta. I nawet nie chodzi o prędkość jazdy po krętych drogach nad jeziorem. Tu chodzi o czyste czerpanie przyjemności z jazdy pod gołym niebem, mijanie starych kamieniczek w małych wioskach i oczekiwanie, co będzie za zakrętem. Jeśli chodzi o samą jazdę to Freemont zachowuje się bardzo poprawnie. Prowadzi się neutralnie i komfortowo. Na pewno nie będzie też najwolniejszy na drogach, choć szerokie wychyły nadwozia zniechęcają do prób bicia rekordów na poszczególnych odcinkach. Nas nie zniechęcają, więc walcząc z siłą odśrodkową jedziemy i okazuje się, że Fiat sprawuje się naprawdę nieźle. Ale na prawdziwy test jazdy po zakrętach przyjdzie jeszcze czas.

Póki co korzystamy z uroku małych miasteczek. Urok ten ma dwie podstawowe wady. Jedna, to konstrukcja owych miejscowości, która powoduje, że Freemontem udało nam się raz, czy drugi utknąć na ciasnych skrzyżowaniach.

Freemont utknął

Druga sprawa, to różnica między np. Toskanią, a Lombardią. Jako najbardziej uprzemysłowiony i najbogatszy region Włoch, tutejsza okolica, zwłaszcza dalej od jeziora Como, daleka jest od sielskich, wiejskich krajobrazów, znanych z innych regionów. Tutaj jest mnóstwo zakładów produkcyjnych, sklepów, hurtowni i tym podobnych przejawów ludzkiej działalności biznesowej. To powoduje, że większość miasteczek jest po prostu nieciekawa z punktu widzenia przeciętnego turysty. Moto-turysta nie powinien się załamywać. Jak widać na jednym ze zdjęć, zawsze może się znaleźć jakiś ukryty warsztat, w którym mieszanka samochodów na podwórku jest co najmniej intrygująca – w środku było jeszcze ciekawiej. Miasteczka te rozrastają się w sposób niekontrolowany, często łącząc się przedmieściami. To prowadzi nas znów do upiornej skrzyni biegów Freemonta, której płynność działania przy gwałtownych zmianach prędkości wymaga nieco przyzwyczajenia. A na gładką jazdę bym nie liczył. Brak obszaru "niezabudowanego", ronda co 500 metrów, skrzyżowania, światła, lokalny ruch drogowy. Nie stojąc w żadnym korku, 57 kilometrową trasę pokonaliśmy w 2 godziny. Trzeba było się trochę natrudzić, ale mimo tego, że Freemont czasem nie mieści się w uliczce, a układ kierowniczy ma przełożenie jak w starym Cadillacu, można wykrzesać z niego na tyle zwinności, aby zadziwić włoskich kierowców, przyzwyczajonych do dość swobodnego stylu jazdy. Trzeba tylko często korzystać z wielkich, wstecznych lusterek i wbrew miejscowym zwyczajom, z kierunkowskazów. No i z hamulców – nigdy nie wiadomo, czy pomarańczowy Fiat 127 Giardinetta, z 80-letnim Włochem za kierownicą, nie włączy się nagle do ruchu. Na szczęście nasz półamerykański Fiat radzi sobie z tym zupełnie po europejsku i zatrzymuje się kiedy trzeba, tylko trochę nurkując "nosem".

Choć z kilku akapitów testu wyłania się głównie moje narzekanie na poszczególne elementy Fiata Freemonta, ciężko nazwać ten samochód złym. Ma swoje wady i zalety, jak każdy wóz. Czerwony "Cross" zrobił z nami prawie 4 500 km w ciągu kilku dni i okazał się zadziwiająco pewnym towarzyszem podróży. To jeszcze nie koniec naszego testu – popchnęliśmy Freemonta w bardziej wymagające warunki, ale spróbujmy podsumować, jak sprawdza się w trasie i kto będzie z niego zadowolony.

Fiat na Jaufenpass

Duże szwajcarskie rodziny

To chyba target Fiata. Włosi, choć stosunkowo często widzieliśmy ich za kierownicą takich samochodów jak nasz, raczej będą chcieli coś bardziej stylowego i zwinniejszego. Tymczasem solidni Szwajcarzy postawią na praktyczność. Bardziej praktycznego samochodu chyba nie ma – zmieści się pięć osób, bernardyn i kupa bagażu, albo siedem osób i zakupy. Do tego Helweci mają ograniczenie na autostradzie do 120 km/h, w związku z tym jazda Freemontem będzie czystą przyjemnością. Co prawda drogi mają dobre, więc nie docenią świetnego i komfortowego resorowania, ale obszerne fotele wykończone skórą i kilka przydatnych gadżetów na pewno zyskają w ich oczach. Przy tych ograniczeniach prędkości, które spotkamy w Szwajcarii, nie tylko nie będziemy musieli za często narzekać na główną wadę Fiata, czyli działającą w sposób nieskoordynowany (acz podobno niezniszczalną) skrzynię biegów, ale także zyskamy przy dystrybutorze. Nie spodziewałem się, że Freemont będzie palił tyle, co przeciętny Passat B5 TDI na dowolnym forum VAG, ale ponad 9 litrów na autostradzie zaskoczyło mnie negatywnie. Przy lekkim ograniczeniu prędkości wyniki te spadają do całkiem przyzwoitych. Szkoda tylko, że znając obywateli kraju czekolady i banków, wybiorą pewnie 3.6V6 – co też może mieć swoje dobre strony. Diesel jednak mimo wszystko daje radę – co powinno przekonać zarówno Was, jak i wspomnianych Szwajcarów. Innymi słowy, zapraszamy do kolejnego odcinka, gdzie będziemy udowadniać, dlaczego daje radę.