Emisja CO2 w Europie wzrosła po raz pierwszy od 10 lat
Mówimy o emisji "odsamochodowej". Na szczęście nie jest ona znaczna, jednak jak przewidują eksperci z JATO Dynamics, wynika ze zmiany naszych "nawyków" jeśli chodzi o zakup samochodu.
Tak, tak - afera Dieselgate ma w tym swój udział. Co prawda samochody z silnikami wysokoprężnymi mają swoje "za uszami" (głównie emisję tlenków azotu), ale nowoczesne konstrukcje emitują mniejszą ilość dwutlenku węgla. A społeczeństwo rezygnuje z diesli na rzecz silników benzynowych. W efekcie - teoretyczny wzrost emisji CO2 o 0,3 g/km.
Drugą przyczyną, poza wzrostem sprzedaży samochodów benzynowych, jest... co nikogo nie powinno zdziwić, wzrost sprzedaży SUV-ów. Te również ze względu na masę i opory powietrza emitują więcej CO2 niż ich "niskie" odpowiedniki. Tutaj zresztą wzrost jest bardzo dynamiczny - 19,5% w stosunku do 2016 roku - czyli w sumie 4,56 mln egzemplarzy.
Jeśli chodzi o "benzyny", to wzrost w stosunku do 2016 roku wyniósł 760 tys. sztuk, czyli 10,9 %.
"Najczystszą" marką okazał się Toyota, gdzie średnia emisja spadła o 2,7 g/km, do 101,2 g/km. Na drugim biegunie jest Peugeot, który zwiększył sprzedaż podniesionych samochodów - tutaj wzrost wyniósł tyle, ile spadek w Toyocie, dając w sumie średnią emisję marki na poziomie 104,5 g/km. Największe wzrosty, jeśli chodzi o kraje, zanotowano (co jest jakby naturalne) w Niemczech, Wielkiej Brytanii, Francji i Hiszpanii.
Trzeba wziąć jednak pod uwagę, że mówimy wyłącznie o teoretycznej emisji "odsamochodowej" (inaczej zmierzyć się nie da, jaka emisja pochodzi skąd). Pod uwagę wzięto więc sprzedaż wszystkich modeli i deklarowaną przez producentów emisję, a następnie podzielono to przez ilość poszczególnych egzemplarzy.
Na zdrowie!