vonski
01-09-2020, 18:42
Witam,
Miała to być przymiarka do dłuższego artykułu, ale jakoś nie wyszło, więc wrzucę na forum, dla potomnych :)
Chciałem się z podzielić z Wami wrażeniami z wyjazdu wakacyjnego do Apulii. Wyjazd w pełni motoryzacyjny, własnym samochodem, więc jak najbardziej pasujący pod tematykę. A że Apulia okazała się dość niezwykłym miejscem pod względem motoryzacyjnym, więc zdecydowałem się coś naskrobać.
Trasa.
Jechaliśmy ze Śląska (Gliwice) do małej miejscowości Cisternino. Do pokonania ok. 1850km, najpopularniejszą trasą przez Czechy i Austrię. Zaplanowaliśmy nocleg w Ferrarze (po ok. 1080km) tak, by na drugi dzień mieć do pokonania "tylko" niecałe 800km.
Podróż przebiegła w zasadzie bez większych problemów. Wyjechaliśmy w niedzielę skoro świt, zakorkowany zwykle Wiedeń pokonaliśmy koło godziny 10 rano bez żadnych przestojów. W ramach poszukiwania tańszego paliwa zdecydowałem za Wiedniem zjechać z autostrady na Graz i wybrałem drogę przez Kapfenberg. Strzał w dziesiątkę- piękna trasa, praktycznie pusta, paliwo tańsze o 1/3 (1€ zamiast 1,5€ przy autostradzie). Do tego praktycznie nie nadłożyliśmy nic czasowo, bo pod Grazem był wypadek. Na autostradę wróciłem za Klagenfurtem, potem już bez kombinowania: najdroższymi, włoskimi autostradami, aż do Ferrary. Dotarliśmy ok. 20:00. Nocleg w hotelu, śniadanie i dalej w trasę.
Autostrada na południe kończy się koło Bari. Potem zostają tylko superstrady i ich drogi krajowe. No właśnie, drogi...
Drogi.
Jeśli ktoś narzeka na polskie drogi, to polecam wycieczkę do Apulii- przestanie narzekać natychmiast. Chyba nigdzie w Europie nie widziałem dróg w tak fatalnym stanie jak tam. I dotyczy to praktycznie każdej ich kategorii- zarówno tych międzymiastowych (coś jak nasze krajowe), miejskich, dojazdowych, itd. Jako- tako znośne są jedynie superstrady, ale też nie jest to reguła, bo gro z nich to jedna wielka ścieżka kolein. Na pozostałych drogach dominują dziury, pęknięcia, wyrwy, koleiny i mnóstwo łat. Po większości asfaltu widać, że od czasu jego położenia nikt z nim nic nie robił. W Apulii byłem crossoverem i nie polecam nikomu wycieczki tam żadnym niżej zawieszonym samochodem. Najgorzej jest chyba w miastach, gdzie część dróg wygląda wręcz jak poligon. Dramat.
Motoryzacja.
W podobnym stanie do układu drogowego jest też niestety włoska motoryzacja w tym regionie. Znów odesłałbym tam osoby narzekające na wiek i stan techniczny aut w Polsce- w Apulii jest gorzej. Całe mnóstwo samochodów to dwudziesto- i trzydziestoletnie (a czasem i starsze) wehikuły z całego przekroju włoskiej motoryzacji. Niestety najczęściej tej najtańszej i najmniejszej: małe Fiaty (Uno, Pandy, 500, również te z lat '60), stare Lancie i Alfy Romeo, całe mnóstwo wiekowych francuskich autek miejskich pokroju Clio, Peugeota 205 itd. Do tego cała plejada rozklekotanych dostawczaków. Poza większymi kurortami, gdzie turyści zjeżdżają swoimi środkami transportu, ciężko było wypatrzyć na drodze cokolwiek wartego zwieszenia oka. No- może poza naszym rodzimym Fiatem 126p, bo tego też widziałem na tamtejszych drogach niejeden raz. Regułą jest również to, że mnóstwo aut jest niesamowicie zniszczonych i obskurnych. Standardem jest złażący lakieru klar (uroki południowego słońca), setki śladów po drobnych stłuczkach i otarciach, niedopasowane kolorystycznie zderzaki i inne części blacharskie. W centrach małych miasteczek miałem wrażenie, że mieszkańcy prowadzą swoisty konkurs na najbardziej ściorany pojazd.
Na dobrą sprawę jedynym wyjątkiem potwierdzającym regułę (i chyba jedyną atrakcją motoryzacyjną całego pobytu na południu) był biały Taycan, który wyprzedził mnie w dniu wyjazdu, na wylocie na superstradę. Swoją drogą ciekawe gdzie właściciel go ładował, bo ładowarki do samochodów elektrycznych nie widziałem przez cały wyjazd ani jednej.
Kierowcy.
Ten rozdział zasługuje też na osobny akapit. Włoscy kierowcy to ogólnie dość specyficzna grupa, a do jazdy po drogach Italii trzeba się przyzwyczaić. Ale w takiej wolnej amerykanki jak na południu nie doświadczyłem nigdy. Po pierwsze: jeśli masz pierwszeństwo, to... wcale go nie masz. Nie zliczę ile razy wymuszono mi pierwszeństwo, i to zarówno z podporządkowanej jak i ze zwykłego wyjazdu na posesję. Najlepsza jest totalna beztroska wymuszających, którzy potrafią wyjechać ze stopu pod twoje koła bezczelnie gapiąc się na nadjeżdżający samochód. Zero krępacji.
Po drugie- kierunkowskazy. Dla większości lokalnych kierowców to zbędny dodatek, którym nie warto sobie zawracać głowy. Szczególnie irytujące jest to na rondach, gdzie niepotrzebnie traci się czas naiwnie licząc, że ktoś zasygnalizuje z niego zjazd. Wstręt do kierunkowskazów nie dotyczy za to używania ich obu naraz, czyli jako świateł awaryjnych. I u nas zdarzają się orły, którym wydaje się że światła awaryjne usprawiedliwiają pozostawienie samochodu w niedozwolonym miejscu. Włochom za to włączenie awaryjnych pozwala zostawić auto dosłownie wszędzie. Nawet na środku drogi blokując całkowicie wyjazd ze starówki miasta, bo właściciel wyszedł sobie do apteki. Oczywiście takim wyczynom towarzyszy od razu kanonada klaksonów, ale nikt sobie z nich specjalnie nic nie robi.
Na osobną wzmiankę zasługuje też sztuka parkowania Apulijczyków. Widziałem wiele samochodów zaparkowanych w miejscach, gdzie nie przyszłoby mi nawet do głowy zostawić hulajnogi. Notoryczne jest parkowanie na zakazach, na chodnikach, na powierzchni wyłączonej z ruchu, na cudzym podjedzie, dosłownie wszędzie. A dopełnieniem rzadkich zdolności do parkowania jest ich ulubiony sposób polegający na dotknięciu poprzedzającego auta przy parkowaniu równoległym. Lubują się w tym zwłaszcza panie, które nie wyłączą wstecznego póki nie stukną w zderzak zaparkowanego z tyłu samochodu. Masakra.
Mój samochód.
Do Apulii podróżowałem samochodem mojej żony- Fiatem 500X. Śmiałem się, że zabieramy go w rodzinne strony, bo 500X to jeden z niewielu produkowanych jeszcze we Włoszech Fiatów. Samochód dość mało u nas popularny, ale we Włoszech jeździ tego naprawdę sporo.
Auto spisało się dobrze, bezawaryjnie i pozwoliło na (w miarę) wygodną podróż w zestawie 2+2 (choć dzieci już mocno nastoletnie). Mimo boxa na dachu i zapakowanego maksymalnie bagażnika średnie spalanie z całej podróży wyniosło 8.2l/100km według komputera, co uważam za nienajgorszy wynik na samochód z małą, uturbioną benzyną (1.4T, 140KM).
Cały wyjazd to ponad 62h za kółkiem i 5050 pokonanych kilometrów.
Dodatkowe informacje/ wskazówki.
- koszt autostrad we Włoszech od granicy z Austrią (Tarviso) do Bari to ok. 62€ (jeśli dobrze policzyłem). Wracałem inną trasą, zatrzymując się na 3 dni pod Florencją, więc nie miałem tego jak zweryfikować.
- w samej Apulii praktycznie nie ma fotoradarów (bo i po co, skoro po drogach i tak nie da się jeździć szybko), ale zdarzają się patrole z suszarkami lub przenośnymi fotoradarami.
Natomiast jeśli ktoś planuje podróż do Toskaniii to uczulam- tam fotoradarów jest naprawdę mnóstwo.
- ceny paliwa Pb95 w lipcu 2020 to średnio 1,4-1,5€ za litr. Nie ma większego znaczenia gdzie się tankuje- ceny są wszędzie podobne. Ogromna większość stacji jest samoobsługowa, z automatami na gotówkę i na karty. Mi dwukrotnie zablokowało środki na karcie (walutowa Visa z mBanku) nie pozwalając na tankowanie i musiałem dzwonić z reklamacją do banku. Ogólnie polecam raczej gotówkę.
- większość stacji jest zamknięta w godzina upałów (13-19, czasem nawet do 20), więc nie skorzystacie z toalety ani ze sklepu.
- na stacjach przy drogach ekspresowych (i autostradach) paliwo jest droższe (0,1-0,15€ na litrze), jeśli zatankuje je wam obsługa.
To chyba tyle. Jak ktoś ma jakieś pytania, zarówno motoryzacyjne jak i turystyczne, to chętnie pomogę.
Miała to być przymiarka do dłuższego artykułu, ale jakoś nie wyszło, więc wrzucę na forum, dla potomnych :)
Chciałem się z podzielić z Wami wrażeniami z wyjazdu wakacyjnego do Apulii. Wyjazd w pełni motoryzacyjny, własnym samochodem, więc jak najbardziej pasujący pod tematykę. A że Apulia okazała się dość niezwykłym miejscem pod względem motoryzacyjnym, więc zdecydowałem się coś naskrobać.
Trasa.
Jechaliśmy ze Śląska (Gliwice) do małej miejscowości Cisternino. Do pokonania ok. 1850km, najpopularniejszą trasą przez Czechy i Austrię. Zaplanowaliśmy nocleg w Ferrarze (po ok. 1080km) tak, by na drugi dzień mieć do pokonania "tylko" niecałe 800km.
Podróż przebiegła w zasadzie bez większych problemów. Wyjechaliśmy w niedzielę skoro świt, zakorkowany zwykle Wiedeń pokonaliśmy koło godziny 10 rano bez żadnych przestojów. W ramach poszukiwania tańszego paliwa zdecydowałem za Wiedniem zjechać z autostrady na Graz i wybrałem drogę przez Kapfenberg. Strzał w dziesiątkę- piękna trasa, praktycznie pusta, paliwo tańsze o 1/3 (1€ zamiast 1,5€ przy autostradzie). Do tego praktycznie nie nadłożyliśmy nic czasowo, bo pod Grazem był wypadek. Na autostradę wróciłem za Klagenfurtem, potem już bez kombinowania: najdroższymi, włoskimi autostradami, aż do Ferrary. Dotarliśmy ok. 20:00. Nocleg w hotelu, śniadanie i dalej w trasę.
Autostrada na południe kończy się koło Bari. Potem zostają tylko superstrady i ich drogi krajowe. No właśnie, drogi...
Drogi.
Jeśli ktoś narzeka na polskie drogi, to polecam wycieczkę do Apulii- przestanie narzekać natychmiast. Chyba nigdzie w Europie nie widziałem dróg w tak fatalnym stanie jak tam. I dotyczy to praktycznie każdej ich kategorii- zarówno tych międzymiastowych (coś jak nasze krajowe), miejskich, dojazdowych, itd. Jako- tako znośne są jedynie superstrady, ale też nie jest to reguła, bo gro z nich to jedna wielka ścieżka kolein. Na pozostałych drogach dominują dziury, pęknięcia, wyrwy, koleiny i mnóstwo łat. Po większości asfaltu widać, że od czasu jego położenia nikt z nim nic nie robił. W Apulii byłem crossoverem i nie polecam nikomu wycieczki tam żadnym niżej zawieszonym samochodem. Najgorzej jest chyba w miastach, gdzie część dróg wygląda wręcz jak poligon. Dramat.
Motoryzacja.
W podobnym stanie do układu drogowego jest też niestety włoska motoryzacja w tym regionie. Znów odesłałbym tam osoby narzekające na wiek i stan techniczny aut w Polsce- w Apulii jest gorzej. Całe mnóstwo samochodów to dwudziesto- i trzydziestoletnie (a czasem i starsze) wehikuły z całego przekroju włoskiej motoryzacji. Niestety najczęściej tej najtańszej i najmniejszej: małe Fiaty (Uno, Pandy, 500, również te z lat '60), stare Lancie i Alfy Romeo, całe mnóstwo wiekowych francuskich autek miejskich pokroju Clio, Peugeota 205 itd. Do tego cała plejada rozklekotanych dostawczaków. Poza większymi kurortami, gdzie turyści zjeżdżają swoimi środkami transportu, ciężko było wypatrzyć na drodze cokolwiek wartego zwieszenia oka. No- może poza naszym rodzimym Fiatem 126p, bo tego też widziałem na tamtejszych drogach niejeden raz. Regułą jest również to, że mnóstwo aut jest niesamowicie zniszczonych i obskurnych. Standardem jest złażący lakieru klar (uroki południowego słońca), setki śladów po drobnych stłuczkach i otarciach, niedopasowane kolorystycznie zderzaki i inne części blacharskie. W centrach małych miasteczek miałem wrażenie, że mieszkańcy prowadzą swoisty konkurs na najbardziej ściorany pojazd.
Na dobrą sprawę jedynym wyjątkiem potwierdzającym regułę (i chyba jedyną atrakcją motoryzacyjną całego pobytu na południu) był biały Taycan, który wyprzedził mnie w dniu wyjazdu, na wylocie na superstradę. Swoją drogą ciekawe gdzie właściciel go ładował, bo ładowarki do samochodów elektrycznych nie widziałem przez cały wyjazd ani jednej.
Kierowcy.
Ten rozdział zasługuje też na osobny akapit. Włoscy kierowcy to ogólnie dość specyficzna grupa, a do jazdy po drogach Italii trzeba się przyzwyczaić. Ale w takiej wolnej amerykanki jak na południu nie doświadczyłem nigdy. Po pierwsze: jeśli masz pierwszeństwo, to... wcale go nie masz. Nie zliczę ile razy wymuszono mi pierwszeństwo, i to zarówno z podporządkowanej jak i ze zwykłego wyjazdu na posesję. Najlepsza jest totalna beztroska wymuszających, którzy potrafią wyjechać ze stopu pod twoje koła bezczelnie gapiąc się na nadjeżdżający samochód. Zero krępacji.
Po drugie- kierunkowskazy. Dla większości lokalnych kierowców to zbędny dodatek, którym nie warto sobie zawracać głowy. Szczególnie irytujące jest to na rondach, gdzie niepotrzebnie traci się czas naiwnie licząc, że ktoś zasygnalizuje z niego zjazd. Wstręt do kierunkowskazów nie dotyczy za to używania ich obu naraz, czyli jako świateł awaryjnych. I u nas zdarzają się orły, którym wydaje się że światła awaryjne usprawiedliwiają pozostawienie samochodu w niedozwolonym miejscu. Włochom za to włączenie awaryjnych pozwala zostawić auto dosłownie wszędzie. Nawet na środku drogi blokując całkowicie wyjazd ze starówki miasta, bo właściciel wyszedł sobie do apteki. Oczywiście takim wyczynom towarzyszy od razu kanonada klaksonów, ale nikt sobie z nich specjalnie nic nie robi.
Na osobną wzmiankę zasługuje też sztuka parkowania Apulijczyków. Widziałem wiele samochodów zaparkowanych w miejscach, gdzie nie przyszłoby mi nawet do głowy zostawić hulajnogi. Notoryczne jest parkowanie na zakazach, na chodnikach, na powierzchni wyłączonej z ruchu, na cudzym podjedzie, dosłownie wszędzie. A dopełnieniem rzadkich zdolności do parkowania jest ich ulubiony sposób polegający na dotknięciu poprzedzającego auta przy parkowaniu równoległym. Lubują się w tym zwłaszcza panie, które nie wyłączą wstecznego póki nie stukną w zderzak zaparkowanego z tyłu samochodu. Masakra.
Mój samochód.
Do Apulii podróżowałem samochodem mojej żony- Fiatem 500X. Śmiałem się, że zabieramy go w rodzinne strony, bo 500X to jeden z niewielu produkowanych jeszcze we Włoszech Fiatów. Samochód dość mało u nas popularny, ale we Włoszech jeździ tego naprawdę sporo.
Auto spisało się dobrze, bezawaryjnie i pozwoliło na (w miarę) wygodną podróż w zestawie 2+2 (choć dzieci już mocno nastoletnie). Mimo boxa na dachu i zapakowanego maksymalnie bagażnika średnie spalanie z całej podróży wyniosło 8.2l/100km według komputera, co uważam za nienajgorszy wynik na samochód z małą, uturbioną benzyną (1.4T, 140KM).
Cały wyjazd to ponad 62h za kółkiem i 5050 pokonanych kilometrów.
Dodatkowe informacje/ wskazówki.
- koszt autostrad we Włoszech od granicy z Austrią (Tarviso) do Bari to ok. 62€ (jeśli dobrze policzyłem). Wracałem inną trasą, zatrzymując się na 3 dni pod Florencją, więc nie miałem tego jak zweryfikować.
- w samej Apulii praktycznie nie ma fotoradarów (bo i po co, skoro po drogach i tak nie da się jeździć szybko), ale zdarzają się patrole z suszarkami lub przenośnymi fotoradarami.
Natomiast jeśli ktoś planuje podróż do Toskaniii to uczulam- tam fotoradarów jest naprawdę mnóstwo.
- ceny paliwa Pb95 w lipcu 2020 to średnio 1,4-1,5€ za litr. Nie ma większego znaczenia gdzie się tankuje- ceny są wszędzie podobne. Ogromna większość stacji jest samoobsługowa, z automatami na gotówkę i na karty. Mi dwukrotnie zablokowało środki na karcie (walutowa Visa z mBanku) nie pozwalając na tankowanie i musiałem dzwonić z reklamacją do banku. Ogólnie polecam raczej gotówkę.
- większość stacji jest zamknięta w godzina upałów (13-19, czasem nawet do 20), więc nie skorzystacie z toalety ani ze sklepu.
- na stacjach przy drogach ekspresowych (i autostradach) paliwo jest droższe (0,1-0,15€ na litrze), jeśli zatankuje je wam obsługa.
To chyba tyle. Jak ktoś ma jakieś pytania, zarówno motoryzacyjne jak i turystyczne, to chętnie pomogę.