Honda FR-V 2.2 i-CTDi Executive
Na zewnątrz Honda FR-V jest łobuzerska i zadziorna. Wewnątrz jest 6-osobowa, przestronna i praktyczna. Na drodze jest szybka, wygodna i bezpieczna. A na stacji benzynowej bywa okazjonalnie. W teście wersja 2.2 i-CTDi Executive.
FR-V jest krótka i szeroka, co czyni ją niepokorną, wręcz wywrotową stylistycznie. Dodajmy do tego charakterne, dobitne spojrzenie, sprytne krzywizny, kosztowną biżuterię (te klamki!) oraz sportowe obuwie (16 cali) i już mamy najbardziej wyrazistą, dynamiczną i młodzieżową propozycję w segmencie kompaktowych vanów.
Wnętrze jest już mniej fascynujące. Wszechobecna czerń jest mało inspirująca. Plastikowe drewno i plastikowe aluminium to intrygujące połączenie. Na otarcie łez zostaje 3-ramienna kierownica (ze sterowaniem radia i tempomatu) i mnóstwo schowków. Ten przed pasażerem nie porywa pojemnością. Ale to nic. Środkowy fotel z przodu wynagradza tę niedogodność. Pod jego siedziskiem znajduje się pojemna szuflada. Można też unieść jego siedzisko i schować coś do kolejnego schowka, który się tam znajduje. We wszystkich drzwiach są niewielkie kieszenie, a w dolnej części konsoli centralnej znajdują się trzy porządne cup holdery.
Kierowca ma do swojej dyspozycji kierownicę regulowaną w 2 płaszczyznach (wciąż rzadkość w autach japońskich), wygodny fotel z mało satysfakcjonującym trzymaniem bocznym oraz czytelny i atrakcyjny zestaw zegarów. Jedynym minusem może być to, że siedząc za kierownicą, jesteś bardzo blisko drzwi. Nie masz jeszcze wrażenia, że na pierwszym zakręcie wypadniesz przez okno, ale czujesz się tak trochę "odsunięty" na drugi plan, zdominowany przez dwójkę pasażerów z przodu.
Honda FR-V to rzadki gatunek. Obok Fiata Multipla to jedyny kompaktowy van, który mieści 6 osób w dwóch rzędach. To zmyślne, praktyczne i ciekawe rozwiązanie. Multipla z tego nie skorzystała. Jej irytująco brzydki design spodobał się kuratorom Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Nowym Jorku, gdzie Fiat jest eksponatem i wzorem nowoczesnego, innowacyjnego wzornictwa. Ale zwykli ludzie na to nie poszli.
Wracając do o niebo ładniejszej Japonki. Foteli jest sześć. Wszystkie są w odpowiednim rozmiarze. Honda nie utrudniała nam życia i nie siliła się na rozwiązania, z których i tak rzadko korzystamy. Dlatego fotele są zamocowane na stałe. Można je składać, ale nie można indywidualnie przesuwać. Jedynie środkowe miejsca można przesunąć o kilkanaście centymetrów do tyłu. I w takim właśnie ustawieniu szóstka pasażerów może jechać na koniec świata. Każdemu będzie wygodnie i komfortowo. Oparcie przedniego środkowego fotela można złożyć, jeśli akurat nie wywozisz całej swojej rodziny. Wówczas służy on jako obszerny podłokietnik i niewielki schowek.
Bagażnik ma minimalną pojemność 439 litrów. Maksymalnie załadujesz 1049 litrów. Płaska podłoga i szeroki otwór załadunku do bezdyskusyjne zalety kufra. Znajdziesz tam też kilka uchwytów, które pomogą zapanować nad bagażami. Uważaj jednak na klapę - jeśli piłeś mleko i jesteś wielki na ponad 190 cm, nieodzowne będzie "kłanianie się" przed bagażnikiem.
6-osobowość Hondy wymusiła na konstruktorach kilka nietypowych rozwiązań. Lusterko wsteczne nie znajduje się idealnie na środku. Przyciski od elektryki wszystkich szyb umieszczono na desce rozdzielczej z lewej strony kierowcy. Hamulec ręczny wyciągamy z konsoli środkowej. Lewarek skrzyni biegów znajduje się na desce rozdzielczej. Żadne z tych rozwiązań nie wpływa negatywnie na obsługę auta. Nie wiemy tylko, dlaczego z tyłu nie ma żadnych głośników. Toż to jawna i bezpardonowa dyskryminacja połowy pasażerów.
Z technicznego punktu widzenia FR-V to kawał dobrej roboty. W żadnej materii nie daje powodów do lamentu. Układ kierowniczy zbiera same pochwały. Jest precyzyjny, odpowiednio wspomagany i pozwala na dokładne kierowanie autem. Daje poczucie pełnej kontroli nad pojazdem. Promień skrętu to zaledwie 5 metrów, więc manewrowanie nie nastręcza większych kłopotów.
Skrzynia biegów wyznaje zasadę pełnej równości - po jednym biegu dla każdego pasażera. Przełożenia są optymalnie dobrane. Gdyby tylko nie trzeba było używać siły wrzucając trójkę, byłoby po prostu idealnie. Wszystko w aucie chodzi lekko, aksamitnie i precyzyjnie. Poczucie jakości jest wszechogarniające.
Zawieszenie to modelowy kompromis pomiędzy wysokim komfortem jazdy a sportowym charakterem. Honda jest odpowiednim autem na długie, wakacyjne wojaże. Nie wytrzęsie Ci plomb z zębów, tylko z godnością przeprowadzi po nierównościach. Niektórych dziur nawet nie poczujesz. FR-V daje też sporo radości z jazdy. Dobre wejście w zakręt, udane wyprzedzanie czy szybka zmiana biegów poprawiają humor czy tego chcesz, czy nie.
Silnik? Ten nie jest egalitarny. Ma tylko 4 cylindry, więc dwoje pasażerów zostaje bez swojego "gara". Ale to jego jedyna wada. Motor 2,2 i-CTDi jest elastyczny, mocny, kulturalny, cichy i nowoczesny. 340 Nm przy 2 tys. obr/min pozwala na bezstresowe wyprzedzanie bez konieczności machania lewarkiem. Kiedy turbosprężarka wchodzi do akcji przy 2 tys. obrotów, FR-V idzie jak burza. Jest bezwzględna. Nic jej nie zatrzyma. I żeby jeszcze tego było mało, hondowski Diesel nigdy nas nie zagłuszy. Przy rozruchu nieco klekocze, ale wystarczą dwa mrugnięcia okiem i jest świetnie.
Spalanie? Korzystaliśmy z możliwości bagażowo-osobowych Hondy, z automatycznej klimatyzacji oraz zaprzęgu 140 KM. W mieście auto wypijało 9 litrów, w trasie 7,2 ON na każde 100 kilometrów. Średnio wychodzi więc 8,1 litra. Według producenta powinno być 6,4 litra. Ale my nie chodzimy w białych fartuchach, nie mamy anoreksji i nie jeździmy wyłącznie w pojedynkę z górki i z wiatrem.
Honda FR-V i-CTDi Comfort kosztuje ponad 107 tys. złotych. To dużo w porównaniu z konkurencją, ale Japonka ma pełne wyposażenie. Konkurenci już niekoniecznie. Testowana wersja Executive to wydatek 117 tys. złotych. W stosunku do Comfortowej wersji ma dodatkowo tylko aluminiowe felgi, szyberdach i światła przeciwmgielne. Poduszki, klimy, elektryki oraz inne elementy dostajesz już w bazowej wersji.
Honda doskonale wygląda, bardzo dobrze jeździ, mało pali i pozwala na jazdę w dobrym i dużym towarzystwie. I jak to Honda, nie zepsuje się na pierwszym zakręcie. Bardzo udane auto.
A czemu właśnie "Filip Rusza Volno"? Moja mama miała pewien problem z zapamiętaniem nazwy testowanej Hondy. Nie tylko nie znalazła żadnego logicznego połączenia między tymi literkami, ale także myliła to auto z Hondą CR-V. Żeby wiedzieć, czym jeżdżę, "przetłumaczyła" sobie w ten sposób nazwę auta. Co oczywiście nie oznaczało, że ruszałem wolno (10,2 sekundy do setki).