Targi Fleet Market 2017 pod znakiem ciekawych premier

Zeszłotygodniowe targi Fleet Market w Warszawie były okazją do obejrzenia kilku bardzo ważnych i interesujących nowych modeli.

22 listopada odbyła się już dziewiąta edycja ogólnopolskich Targów Biznesowych i Motoryzacyjnych pod nazwą Fleet Market. Wydarzenie miało miejsce w nieco zapomnianym obecnie Expo XXI w Warszawie na ulicy Prądzyńskiego. Od kiedy pod miastem powstał komplekt targowy w Nadarzynie, wolskie Expo nieco straciło na znaczeniu. Ma to swoje zalety... o czym póżniej. Najpierw o samochodach!

A samochodów było wiele - i to bardzo ciekawych. Producenci znają potencjał rynku flotowego, więc na targach zaprezentowali kilka smakowitych nowości.
Pokazano nową Insignię GSi. Opel wraca do dawnego nazewnictwa swoich usportowionych, ale jeszcze nie najmocniejszych wersji. Tak więc fani jeszcze mocniejszych wrażeń muszą poczekać na wersję OPC, ale już GSi z pewnością nie przynosi w tym segmencie wstydu. Do wyboru - benzyniak 2.0T o mocy 260 KM lub diesel 2.0 BiTurbo 210 KM. Oba zestawione z 8-biegowym automatem i napędem na cztery kola. Oczywiście podczas targów nie było okazji, by pojeździć którymkolwiek z aut, ale można było dokładnie je sobie obejrzeć. Insignia w modnym szarym kolorze i z kilkoma rasowymi dodatkami stylistycznymi prezentuje się bardzo dobrze.

Nieopodal można było oglądać najnowszego Hyundaia i30 w wersji N. Ten model to pierwsza poważna próba wejścia Koreańczyków w segment szybkich hatchbacków. Recenzje tych, którzy mieli już okazję pojeździć N-ką, wskazują na to, że próba się powiodła. Klienci mogą wybierać między dwoma wariantami silnika 2.0 turbo. Słabsza ma 250 KM, a mocniejsza o 25 KM więcej. W 275-konnej odmianie dostaje się przy okazji elektroniczną szperę, 19-calowe felgi i aktywny wydech. Hyundai liczy, że aż 90% klientów sięgnie głębiej do kieszeni i wybierze mocniejszą wersję.
Z zewnątrz styliści zadbali o dodanie nieco agresywnego charakteru temu spokojnie stylizowanemu hatchbackowi. Podobnie jak w przypadku Insigni, widać modę na szare lakiery. Choć ten na Hyundaiu wpada nieco w błękit.

Fanom większych aut przypadnie do gustu Mercedes klasy X. Ten pierwszy pick-up z gwiazdą na masce jest zbudowany na bazie znanego już Nissana Navara. Jeździłem niedawno Navarą, więc byłem wyjątkowo ciekawy, na ile widoczne są podobieństwa. Z zewnątrz Mercedes wygląda inaczej - zwłaszcza z przodu, bo z profilu z tyłu już różnice są dla wprawnego oka o wiele mniejsze. Można jednak zaryzykować stwierdzenie, że to najciekawiej wyglądający pick-up na rynku. Interesujące jest też wnętrze - mocno "mercedesowskie" i efektowne.

Jedynie dolna część kokpitu zdradza "plebejskie" korzenie klasy X. Zarówno wygląd drążka zmiany przełożeń, jak i plastiki w tamtym miejscu nieco nie pasują do gwiazdy na masce.
Właściwości jezdne poznamy prawdopodobnie dopiero za pewien czas, ale ten, kto zna Navarę wie, że to najbardziej "osobowo" prowadzący się pick-up. Jeśli Mercedes jeszcze coś poprawił, może być tylko lepiej. W stosunku do Navary wyższe są ceny - cennik rozpoczyna się kwotą 175 000 zł za 163 konnego diesla. Są jednak z pewnością tacy klienci, dla których dopłata nie będzie problemem. W końcu to Mercedes.

Pozostając w klimacie dużych samochodów, które nie boją się ubrudzić - na targach Fleet Market poznaliśmy odświeżoną Toyotę Land Cruiser. Zmiany z zewnątrz nie są wielkie, najmocniej w oczy rzuca się zmieniony kształt przednich reflektorów. Poprawiono również wnętrze, lekko unowocześniając kokpit i dodając kilka elementów do listy wyposażenia. Ale nowinki technologiczne nigdy nie były kluczowe dla nabywców terenowej Toyoty. Oni cenią sobie coś innego - trwałość, wygodę i zdolności terenowe. A te się na szczęście nie zmieniły.

Jeżeli jednak na stoisku Toyoty znalazł się jakiś fan najnowocześniejszych technologii i odważnego designu, także znalazł coś dla siebie. Mowa o najnowszym Lexusie LS. Najbardziej luksusowy "Lex" zawsze był samochodem stylizowanym spokojnie, klasycznie. Teraz wszystko się zmieniło. LS jest narysowany tak odważnie, jak żaden inny z jego konkurentów. Marka liczy w ten sposób na pozyskanie nowych klientów, dla których dotychczasowe Lexusy były zbyt konserwatywne.

Teraz "konserwatywne" to ostatnie słowo, które przychodzi na myśl, zwłaszcza jeśli chodzi o wnętrze. Odważna, czerwona kolorystyka na pewno nie każdemu się spodoba - niektórzy mogą wręcz z niesmakiem zamknąć drzwi. Nie da się jednak nie przyznać, że ten środek robi wrażenie. Jest tu trochę jak w ekskluzywnym klubie dla bogatych ekscentryków. Chrom i metal uzupełniają skórę i welur, a odważne listwy i podświetlenia walczą o uwagę z wielkimi ekranami... We wnętrzu LS-a wiele się dzieje. Ale może tak powinna wyglądać luksusowa limuzyna rodem z przyszłości?

Na tym tle nowe Audi A8 zdaje się być wręcz nudne. Nawet jego wnętrze, z masą olbrzymich dotykowych ekranów, wypada bardzo klasycznie w porównaniu z czerwoną kolorystyką Lexusa. Ale o przyszłość A8 na rynku jestem zupełnie spokojny. Stylistyczny konserwatyzm w tej klasie zawsze znajdzie swoich fanów.

A ci, którzy lubią stylistyczne fajerwerki, ale jeszcze nie mogą pozwolić sobie na Lexusa, polubią DS7 Crossback. Ten francuski SUV zachwyca nie tylko kolorem. Jego kokpit jest wyjątkowo ciekawie zaprojektowany, a w dodatku zachwyca detalami - co w tej klasie nie jest wcale oczywiste. Wszystko, od kierownicy aż po przełączniki w okolicy drązka zmiany przełożeń aż kipi stylem i oryginalnością. Dla tych, którzy mają dość niemieckiej poprawności.

Czy ktoś mówił o niemieckiej poprawności? Doskonałem jej przedstawicielem jest nowy Volkswagen Polo. Ale to żaden zarzut. Wręcz przeciwnie. Najnowsze Polo jest dojrzałe, przestronne i dobrze wykonane. Tak zwany wirtualny kokpit, czyli wyświetalcz zastępujący zegary to nowość w tej klasie.
Mimo efektownego lakieru i opcjonalnego pakietu stylistycznego R, Polo nie jest autem, na widok którego sąsiadom opadnie szczęka. Ale jeśli chodzi o wrażenia z jazdy, to zawsze była dobra propozycja. Wątpie, by tym razem coś miało się zmienić.

Na koniec - ozdoba targów, czyli nowy Ford GT. Stylistycznie nieco dalej od legendarnego Forda GT40, pod maską już bez V8... Ale nadal bardzo "po amerykańsku" i efektownie. Patrzy się na niego świetnie - a o to chodziło...

Co do samych targów: organizacja ich w Expo XXI ma jedną dużą wadę i jedną zaletę. W obu przypadkach mowa o lokalizacji. Z jednej strony bliskość centrum miasta powoduje, że do Expo z każdego punktu miasta jest w miarę blisko. Z drugiej - małe, okoliczne uliczki nie wytrzymują naporu aut odwiedzających i wystawców, korkując się na długie godziny.
Ale do oczekiwania można przyzwyczaić się już wcześniej. Opłatę za parking można wnieśc tylko w jednej maszynie. Nie trzeba dodawać, że pod koniec targów trzeba było odstać w kolejce niemal pół godziny.

Mimo tych organizacyjnych zgrzytów, z niecierpliwością czekam na następną edycję targów Fleet Market i mam nadzieję, że za rok także nie zabraknie ciekawych premier.