Renault Fluence Z.E. Dynamique

Zastanawiasz się nad kupnem auta elektrycznego? Nie? To właściwie tak, jak wszyscy... Próbując dowiedzieć się, dlaczego takie auta wciąż cieszą się (smucą?) niemal zerową popularnością, zorganizowaliśmy test elektrycznego Fluence'a w zatłoczonej Warszawie. Ciekawi jak wypadł?

Pierwszy kontakt...
...z Obcym był bardzo niepewny. Z obawą przed nieznanym, zbliżyłem się do niebieskiego, zaparkowanego pod stacją ładującą sedana. Wyobraźcie sobie uściśnięcie dłoni człowiekowi, który ma oczy jak owad. Całkiem straszne, prawda? Podobnie wygląda "bezemisyjny" Fluence ze zmienionymi tylnymi światłami, które zyskały intrygującą siatkę złożoną z firmowych rombów wewnątrz kloszy. Na szczęście "owadzie" pierwsze wrażenie szybko mija, ustępując ciekawszym skojarzeniom - na przykład z Maserati GranTurismo. A może to po prostu wyobraźnia nieco mnie poniosła? Nie ukrywam, że pod maską wolałbym zobaczyć włoskie V8...

Nieco ośmielony, oglądam przód auta. Tu z kolei do kloszy wkradła się barwa niebieska, lecz nie tylko tam. Niebieskie są również znaczki Renault oraz napisy Z.E. czy Fluence. Cóż, tak się sprzedaje "czyste" samochody, chociaż biorąc pod uwagę główne źródło energii elektrycznej w Polsce - bardziej na miejscu byłby kolor czarny, a ten już nie kojarzy się najlepiej. Wróćmy jednak do samochodu - przyciskiem na zaskakująco konserwatywnym, składanym kluczyku otwieram samochód i zastanawiam się, co dalej.

Po chwili namysłu włożyłem kluczyk do stacyjki, po czym przekręciłem tak, jakbym chciał odpalić silnik spalinowy, co samochód skwitował zieloną ikonką GO obok ustabilizowanej w pozycji "100%" wskazówki poziomu energii w akumulatorach. Jak "go" to "go", więc spośród dostępnych trybów pracy wybieram R i wycofuję z pomocą umieszczonych z tyłu czujników parkowania. Z przodu ich nie ma, więc opuszczając zatłoczony parking, polegam tylko na sobie.

Jazda!
Po operacji wyjazdu całkiem sporym samochodem z ciasno zastawionej przestrzeni przyszła pora na jazdę. Przy pełnym zapasie energii komputer wskazuje 106 km zasięgu. To raczej kiepsko w porównaniu do aut spalinowych, ale czy niewystarczająco? Kto z Was robi w ciągu dnia więcej? Szczerze mówiąc, mi by to wystarczyło na codzienne dojazdy. A co na to warszawskie korki? Czas włączyć klimatyzację, nawigację oraz radio i przekonać się, co na ten zasięg odpowie prawdziwe życie.

Okazuje się, że autem elektrycznym jeździ się... zupełnie normalnie. Właściwie jedyna rzecz, do której trzeba przywyknąć, to hamowanie silnikiem. Gdy odpuszczamy pedał gazu, silnik staje się generatorem, a samochód zaczyna całkiem szybko zwalniać. O ładowaniu informuje nas wskaźnik przepływu energii - gdy jest po prawej stronie, oznacza to, że ją tracimy, po lewej zaś mamy ładowanie. Tak więc im dłuższe hamowanie, tym więcej kilometrów zasięgu wróci do baterii. To niepodważalna przewaga silnika elektrycznego nad spalinowym. Ma to tez wpływ na zużycie klocków hamulcowych, a raczej jego brak - hamulce są potrzebne tylko przy ostrym hamowaniu oraz w końcowej fazie zatrzymania samochodu, więc nie będzie potrzeby zbyt szybkiej ich wymiany.

Full power!
Pora przechylić wskaźnik kW w prawe skrajne położenie i poczuć dostępny na każde zawołanie maksymalny moment obrotowy równy 226 Nm. Wrażenia - niesamowite! Przyjemne, jednostajne wciskanie w fotel potrafi wywołać uśmiech na twarzy kierowcy oraz konsternację wśród pozostawionych daleko w tyle kierowców. Moc 70 kW to wartość wystarczająca do dynamicznego przemieszczania się nawet z kompletem pasażerów, a po wyłączeniu kontroli trakcji trzeba uważać, bo opony lubią tu piszczeć podczas startów ze świateł! Warto dodać, że po 30 km takiej jazdy akumulatory wskazywały 80 proc. naładowania, co napawa optymizmem.

Jazda przez całą, bardzo zróżnicowaną pod względem jakości dróg Warszawę, to pora na ocenę właściwości jezdnych francuskiego sedana. Tutaj bez niespodzianek - jest bardzo wygodnie i miękko, a więc charakterystycznie dla aut z rombem na masce. Co prawda zwykłym Fluence nie jeździłem (co za faux pas...), ale wydaje mi się, że tył jest nieco utwardzony - czuć tam obecność baterii,choć waga pojazdu równa 1543 kg to dobry wynik - w końcu brak silnika i całego osprzętu z nim związanego częściowo rekompensuje ciężar litowo-jonowego akumulatora.

Zakręty pokonuje z wyraźnymi przechyłami, a fotele - niestety - nie znają czegoś takiego, jak "trzymanie boczne". Są do tego obite śliską skórą (ekologiczną, a jakże), co byłoby bardzo fajne, gdybym nie był bliski wypadnięcia przez okno podczas skrętu w prawo.

Praktyczny?
Właściwie tak samo, jak odmiana spalinowa, z oczywistą różnicą w pojemności bagażnika - tutaj wynosi zaledwie 317 l, a więc szału nie ma. Do tego trzeba tam wozić kable, więc rzeczywiste miejsce wystarczy tylko na podstawowe zakupy i plecaki dzieciaków. Tylna kanapa to przestronne miejsce, z dużą przestrzenią na nogi oraz trzecim miejscem lub podłokietnikiem z uchwytami na kubki.

A co z ładowaniem?
W Warszawie uruchomiono już kilkanaście bezpłatnych stacji ładowania, z których większość potrafi napełnić akumulator w około godzinę. Ładowanie w domu trwa ok. 6-8 godzin, czyli oznacza po prostu podłączenie samochodu na noc. Jeśli zaś podczas jazdy zacznie Ci brakować prądu, z pomocą spieszy Z.E. services - oprogramowanie nawigacji znajdujące najbliższą stację ładującą. Po wyrażeniu chęci znalezienia takiej stacji system zaczyna myśleć. Długo, za długo - po czym grzecznie informuje, że w naszym kraju opcja nie działa. Dzięki!

117 100 zł...
...to cena testowanej wersji Dynamique, która posiada na pokładzie chyba wszystkie możliwe opcje: dwustrefową klimatyzację, tempomat, prawie skórzaną tapicerkę, elektryczne szyby i lusterka, 6 poduszek oraz centralny zamek. Oprócz tego mamy dość czytelną, lecz niezbyt szybką nawigację satelitarną, której obsługa nie będzie przysparzała żadnych problemów. Ma też 16-calowe felgi, ładnie wygląda i jest zaskakująco normalny, a do tego wykończony całkiem przyzwoitymi, miękkimi tworzywami. Ale zapłacić prawie 120 tys. zł za Renault Fluence to szalony pomysł - odpowiedzią na brak zainteresowania elektryczną motoryzacją musi być zmniejszenie kosztów i zwiększenie pojemności baterii. Na szczęście jest już na to wiele realnych pomysłów, które być może wejdą wkrótce do produkcji. Jeśli zejdą z ceną poniżej 100 tys - będzie to fantastyczna propozycja, nawet z zasięgiem 150 km. Bo po co więcej do miasta?

Zalety:
+ łatwość obsługi i "normalność"
+ świetna dynamika
+ zasięg nie boi się klimy i szybkiej jazdy
+ komfort jazdy
+ przestronna kabina
+ darmowe, szybkie stacje ładowania (głównie w Warszawie)

Wady:
- znacznie zmniejszony bagażnik
- brak wsparcia dla Z.E. services w Polsce
- miejscami kiepskie materiały
- nie ma możliwości jazdy "w trasę"
- wysoka cena

Podsumowanie:
Fluence w wersji elektrycznej to zaskakująco przyjemne auto, łączące świetną dynamikę jazdy z ciszą i komfortem, dzięki czemu jazda takim elektrycznym ekspresem to duża frajda. Ale nie za takie pieniądze...