SUV-ami Skody przez Szwajcarię. Jak uniwersalne są auta tej marki?
SUV w założeniu ma spełniać wiele zadań. To auto, które jednocześnie musi być wygodne, przestronne, dobre na asfalcie i poza nim. Jak sprawdzają się SUV-y Skody? Wraz z tą marką wybraliśmy się do Szwajcarii, aby sprawdzić ich uniwersalność.
W zaledwie trzy lata Skoda nie tylko zbudowała mocną gamę SUV-ów, ale przede wszystkim przekonała do nich swoich klientów. Uniwersalność tych aut jest kluczową kwestią, co miałem okazję sprawdzić podczas wyprawy przez Szwajcarię.
Trzy modele w trzech rozmiarach, do tego szeroki wybór jednostek napędowych i najróżniejsze wersje wyposażeniowe, niekiedy całkowicie zmieniające charakter auta. Skoda naprawdę przyłożyła się do segmentu SUV-ów, tworząc kompletną i atrakcyjną ofertę. Swoje pierwsze kroki w tej klasie aut postawiła dzięki modelowi Yeti, który nie tylko wyróżniał się niebanalną linię (zwłaszcza w moim ulubionym „przedlifcie”), ale także pokazał klientom, że Czesi potrafią robić takie auta.
A potem poszło już z górki. Duży i przestronny Kodiaq miło wszystkich zaskoczył, prezentując nową koncepcję stylistyczną. Później do akcji wkroczył Karoq, którego popularność przerosła możliwości Skody. „Internetowi eksperci” wciąż twierdzą, że tego modelu nie widać na ulicach. Tymczasem Skoda musiała uruchomić dodatkową linię produkcyjną w zakładach Volkswagena, gdyż ich własne fabryki zwyczajnie nie wyrabiały na zakrętach. W krytycznym momencie czas oczekiwania na ten samochód sięgał nawet sześciu miesięcy.
Najnowszym dzieckiem jest z kolei Skoda Kamiq. I choć bazuje na platformie dzielonej z Volkswagenem Polo czy Audi A1, to jednak wymiarami zahacza delikatnie o segment pojazdów kompaktowych.
Ruszamy w trasę
I właśnie od tego auta zacząłem wycieczkę po Szwajcarii - a w zasadzie do Szwajcarii. Start miał miejsce w Mediolanie, skąd leniwym tempem ruszyliśmy w kierunku granicy kraju sera i czekolady, aby dalej skierować się na Monte Generoso. Dotychczas Kamiqiem jeździłem tylko po drogach Alzacji we Francji, gdzie nie miałem okazji spokojnie pokonać dłuższego dystansu autostradą.
Naprawdę ciężko jest powiedzieć coś złego o tym aucie. Silnik 1.0 TSI nie czyni z niego demona prędkości, ale zapewnia rozsądną dynamikę i niskie zużycie paliwa. Trzeba jednak przyzwyczaić się do leniwej pracy przekładni DSG. Nowe oprogramowanie, zgodne z normą WLTP sprawia, że kolejne biegi „wskakują” w leniwym tempie, a wymuszenie redukcji wymaga naprawdę konkretnego wciśnięcia pedału gazu.
W przypadku tej wycieczki pośpiech nam jednak nie groził, bowiem Szwajcaria, jak wszyscy wiedzą, słynie z restrykcyjnych przepisów i wysokich kar. Tak więc przez cały czas cieszyłem się z obecności systemu czytającego znaki drogowe (zwłaszcza ograniczenia), a tempomat stał się najlepszym przyjacielem kierowcy.
Monte Generoso to miejsce zdecydowanie warte odwiedzenia - o ile dopisują warunki pogodowe. Na szczyt góry można wjechać historyczną kolejką, która powoli wspina się po stromo położonych torach, często mijając bardzo wąskie tunele. Niestety trafiliśmy na bodaj najgorszy moment z możliwych, bowiem deszcz i mgła wraz z porywistym wiatrem i bardzo niską temperaturą stworzyły koktajl, który zachęcił do biegu z kolejki do ulokowanej na szczycie wieży widokowej. Oczywiście jedyne co zobaczyliśmy, to wielka biała plama, no ale…
A Kamiq? Jadąc z prędkością nie większą niż 120 km/h, a później kręcąc się po krętych szwajcarskich drogach, zużycie paliwa zamknęło się na poziomie 5,3 litra. Jest to naprawdę dobry wynik, który z pewnością ucieszy osoby nie lubiące się ze stacjami paliwowymi.
Kierunek: przełęcze
Drugi dzień rokował znacznie lepiej. Podróż zakończyliśmy w Locarno nad Lago Maggiore, skąd następnego dnia ruszyliśmy już na najważniejszy dla mnie punkt wycieczki - przełęcze. I nie mówię tutaj o byle zakrętach, a o najlepszych drogach w Europie. Na start wycieczka do Airolo, gdzie teoretycznie powinniśmy byli zjechać na przełęcz Świętego Gotarda. Wystarczyła jednak chwila nieuwagi i przegapiliśmy nasz zjazd, co kosztowało wycieczkę przez cały 20-kilometrowy tunel i wjazd od drugiej strony. Jak się jednak później okazało był to strzał w dziesiątkę, bowiem zaliczyliśmy jeszcze kilka kilometrów ciekawych tras, a na przełęczy Świętego Gotarda, a dokładniej przy zaporze na Lago Della Stella mieliśmy jeden z punktów, w których cała grupa miała się zjechać.
Na pierwszy odcinek tego dnia wybraliśmy coś nieco dynamiczniejszego od Kamiqa. Wybór padł na Skodę Karoq Sportline z silnikiem 1.5 TSI. Mnie osobiście samochód ten interesował w perspektywie porównania wrażeń z naszym długodystansowym Kodiaqiem, który miał identycznie skonfigurowany silnik i napęd. Mocy może nie brakowało, ale 150 KM w jednostce benzynowej w górach nieco się męczy. Czuć jednak, że Karoq jest lżejszy i ten wariant silnikowy dobrze dogaduje się z tym autem.
Tempo przejazdu było jednak iście rekreacyjne, gdyż postoje na zdjęcia robiliśmy średnio co kilka minut. Oczywiście najwięcej czasu spędziliśmy na słynnym zakręcie, na którym nakręcono kultową scenę z filmu o przygodach Agenta 007 - "Goldfinger". W tym miejscu stoi zresztą efektowna tabliczka "James Bond Str." oraz podest, na którym pod szkłem ukryte jest zdjęcie z kadrem z filmu.
W połowie wycieczki zamieniliśmy się na kolejne auto - tym razem padło na wysokoprężnego 190-konnego Kodiaqa Scout. Nie będę ukrywać - jest to mój ulubiony model Skody i zdecydowanie najlepsza konfiguracja dla tego auta. Mocny diesel oferuje zapas momentu obrotowego, co zdecydowanie poprawia dynamikę. Jednocześnie zużycie paliwa pozostaje na rozsądnym poziomie.
Tak więc po przejechaniu Furki i części Świętego Gotarda z zapory przy Lago Della Stella pognaliśmy ponownie na Furkę, aby dalej przez przełęcze Grimsel i Susten wrócić do głównej autostrady biegnącej do Zurychu, skąd mieliśmy już wracać do Polski. Mając ogromny zapas czasu stwierdziliśmy, że nie będzie to problematyczne wyzwanie. Cóż, myliliśmy się - ale o tym za chwilę.
Boskie przełęcze
Jeśli kiedykolwiek najdzie nas na wycieczkę do Szwajcarii, to Furka, Święty Gotard i Grimsel/Susten są czterema przełęczami, które trzeba zaliczyć. Przynajmniej raz w życiu warto pokonać ten unikalny trójkąt, nawet nie dla przyjemności z jazdy po krętych drogach, ale dla tych unikalnych i niepowtarzalnych widoków, którymi można napawać się godzinami.
Bierzcie jedynie poprawkę na to, że szwajcarskie autostrady są trudne. Ograniczenia są tutaj wybitnie restrykcyjne, a korki potrafią pojawić się w najmniej oczekiwanym momencie. Dlatego też na taką wycieczkę trzeba mieć zapas czasu i uniwersalne auto, które pomieści wszystkie graty i nie zmęczy w długiej podróży. I tutaj auta Skody, ze szczególnym naciskiem na Kodiaqa, doskonale się sprawdziły.
Na co zwrócić uwagę w Szwajcarii?
Przede wszystkim wybierając się do Szwajcarii przygotujcie się na wysokie ceny - to bardzo drogi kraj. Transmisja danych w telefonie kosztuje krocie, tak więc z internetu wygodnie nie skorzystacie. Z tego powodu mapy warto zapisać w formie offline. Alternatywą jest także zewnętrzne urządzenie nawigacyjne.
Poza tym koniecznie pilnujcie tutaj obowiązujących ograniczeń prędkości - mandaty są bardzo wysokie, a policja nakłada je nawet za niewielkie przekroczenie prędkości. Fotoradarów także tutaj nie brakuje, zwłaszcza na autostradach.
Poza tym warto szukać noclegów poza utartymi turystycznymi szlakami. Standard nawet w typowych domach gościnnych jest zwykle wysoki, a atmosfera która tam panuje naprawdę wprawia w dobry nastrój.