Opel Vectra Kombi 2.0 Turbo Sport
Czarny Opel Vectra ma wiele wspólnego z pająkiem - budzi respekt, bywa niebezpieczny dla otoczenia a jego jad po rozcieńczeniu może służyć jako oszałamiający narkotyk. Ma też swoją drugą ciemną stronę jako szybka, gangsterska fura kurierska.
Nigdy nie przepadałem za magazynową dzielnicą tego miasta. Ciemne i wąskie uliczki między ogromnymi halami wcale nie zachęcają do romantycznych spacerów. Nie to jednak jest celem dzisiejszego wieczoru. Kluczyki od Opla oraz kartka z numerem magazynu w kieszeni mają dziś wyjątkowe zastosowanie. Nie mam czasu jednak na zastanawianie się nad tym, gdyż ledwo jarząca się żarówka lampy oświetla magazyn z numerem 10.
Z dyżurki wytacza się w moją stronę portier. "Drogę Pan chyba zna", mruczy niewyraźnie pod nosem. Znam. Chodzę tędy codziennie, ale to auto będę widział po raz pierwszy. Zardzewiałe drzwi od hangaru zaczynają się leniwie odsuwać. Na samym końcu w ciemnościach ledwo majaczy zarys mojego środka transportu. Stojące czarne kombi rozpoznaje dopiero przy zdecydowanie bliższym spotkaniu - to mój Opel Vectra.
Spoglądam na zegarek, mam jeszcze chwilę czasu. Postanawiam przyjrzeć się bliżej mojemu "partnerowi". Pierwsze wrażenie - ten samochód jest duży. Ba, jest ogromny, nawet jak na auto do szybkiej roboty. Może już nie wygląda niczym blok skalny jak model sprzed liftu, jednak ten samochód potrafi wzbudzić respekt wśród mijanych kierowców. Długa maska, ogromne drzwi ułatwiające dostęp do wnętrza zwłaszcza pasażerom tylnej kanapy (rozstaw osi 2830 mm), potem jeszcze długa i wąska szyba przedziału bagażowego i po 4,8 metra Vectra Caravan kończy się zgrabnym stylistycznie tyłem.
Ciekawie zaprojektowane 17-calowe felgi dodają agresji masywnej sylwetce, a większe wloty w zderzaku i biksenonowe reflektory skrętne zdradzają ponadprzeciętne właściwości niemieckiego kombi. Również aluminiowe relingi, klamki i listwy okienne to elementy podkreślające właściwy klimat. Jeśli dorzucę ciemne szyby na całym tyle, jawi nam się obraz auta, które potrafi wzbudzić respekt na ulicy. Ciekawski dostrzeże hak holowniczy, który "wyrzucamy" i chowamy praktycznie jedną dźwignią w bagażniku. Świetna sprawa.
Czas mnie jednak ponagla i zasiadam do środka. Sportowo wyprofilowany fotel wykończony jest co prawda skajem a nie prawdziwą skórą, lecz mocno mnie obejmuje, a pełna, choć oporna regulacja siedziska a także kierownicy pozwala dopasować się do samochodu. Szybki przegląd tego, co widzę - deska jest długa i prosta, a mnie ogarnia to samo wrażenie, co na zewnątrz. Potęga i wielkość, w podobnym klimacie konstruowany był Titanic. Co prawda kilometry kwadratowe czarnych plastików normalnie przygniatają, więc dla urozmaicenia rozrzucono po wnętrzu nieco srebrnych ramek i listewek. I wygląda to dość elegancko.
Czytelne zegary zaświecają się na leniwy pomarańczowy kolor, który nieco uspokaja mój puls. Więcej uwagi skupia ekran na środku konsoli, który zaczyna przekazywać mnóstwo informacji. Zaczynam się gubić w radiu, odtwarzaczu CD, 2-strefowej klimatyzacji i komputerze spalania. Po chwili jednak temperatura jest właściwa, a w zmieniarce ląduje moja ulubiona płyta. Podkręcam głośność przyciskiem przy kierownicy, a Vectra zaczyna rozbrzmiewać niczym samochód demonstracyjny profesjonalnej firmy car-audio.
Sprawdzam schowki między fotelami - mniejszy mieści dowód rejestracyjny i mój telefon, w głębszym znajduje skórzane rękawiczki, ale zmieściłbym tam spokojnie ze 30 par. Zakładam je na ręce i szybko jeszcze spoglądam przez ramię na tylną kanapę - dziś będzie pusta, ale mój szef miałby tam aż nadto miejsca. Nawet z założoną nogą na nogę. Nikt też nie zobaczyłby go, bo raz, że są ciemne szyby a dwa, że na oknach znajdują się rolety przeciwsłoneczne. Co prawda barku nie ma, ale uchwytów na napoje nie brakuje. Pełny luksus.
Kluczyk ląduje w stacyjce i budzę do życia 2-litrowy, turbodoładowany silnik o mocy 175 KM, który maksymalnie osiąga 265 Nm momentu obrotowego. W pustym hangarze do moich uszu dochodzi stłumiony pomruk dwóch tłumików. Co prawda schowanych pod zderzak, ale dość donośnie oznajmiających, do czego służą. Wrzucam pierwszy bieg, lewarek 6-biegowej skrzyni co prawda ma długie drogi prowadzenia i brak mu sportu, ale precyzji nie mogę odmówić. Czarne kombi powoli wytacza się z magazynu. Coś chce ode mnie portier, ja próbuję otworzyć szybę, jednak gubię się w nieco niefortunnie zaplanowanym module sterowania szybami i lusterkami. Ale już mnie to nie obchodzi. Przy wyjeździe zauważam dodatkowe oświetlenie w reflektorze, które doświetla pobocze przy skręcie. Dla jednych gadżet, dla mnie przydatny element.
Dziurawa droga to nie najlepsze miejsce dla szybkiej Vectry. Co prawda jadę stosunkowo wolno i uczę się zachowania nowego auta, jednak czuć każdą dziurę i nierówność. Aż boję się na razie dodać ostrzej gazu, szkoda felg, opon i zawieszenia. Po pewnym czasie dojeżdżam pod wskazane miejsce. Chyba jednak się spóźniłem, bo moja przesyłka już czeka wyniesiona przed główne drzwi. Nigdy nie pytam o zawartość - szef informuje tylko o wielkości. Tym razem to coś ciężkiego i dużego. Szybko wysiadam, otwieram bagażnik... Duże zaskoczenie. Pokrywa odsłania prawdziwy magazyn do mojej dyspozycji. Co prawda ma 530 litrów, jednak przy złożeniu kanapy pozwala załadować aż 1850 litrów i przewieźć przedmioty o długości do 2,9 metra. Respekt. Dwóch rosłych mężczyzn ładuje dużą paczkę w samochodzie, przy okazji rzucają w moją stronę dziwne spojrzenia. Ja jednak nie myślę już o tym - nie mam już czasu, jestem spóźniony. Ląduję za kółkiem Opla.
Wciskam gaz do dechy i z delikatną ingerencją ESP samochód katapultuje się do przodu. Już nie ma miejsca na półśrodki, odnajduje przycisk Sport, który przenosi mnie do krainy wiecznej i bardzo szybkiej radości. Interaktywne zawieszenie IDS usztywnia się, znakomity układ kierowniczy traci siłę wspomagania, pedał gazu zaczyna żywiej reagować na moje polecenia a system ESP zaczyna przysypiać. Całemu temu zjawiskowemu przedstawieniu towarzyszy szalony gwizd turbosprężarki, która mocno dopala Opla i sprawia, że 2-litrowego silnika nie muszę kręcić do czerwonego pola. Przyspieszenie 0-100 km/h w 9,1 sekundy i prędkość maksymalna rzędu 230 km/h mówią same za siebie.
Ostre i szybkie zakręty pokonuję jak po szynach, przechyły są praktycznie nieodczuwalne, a 17-calowe opony w rozmiarze 215/50 pozwalają naprawdę na jazdę na marginesie. Co prawda czuć każdy kamień na drodze, ale inżynierowie Opla nie myśleli o wyścigach pustynnych tym autem, tylko o jeździe po prawdziwych drogach. W Polsce takich nie ma, więc mój kręgosłup odczuwa każdą nierówność. Ale to lubię, to kocham - albo komfort, albo sport. Bez kompromisów.
Przy tych szaleństwach jednak nie boję się o siebie. System ABS, układ stabilizacji toru ESP z kontrolą trakcji, 6 poduszek powietrznych to absolutny standard w tym samochodzie. NCAP jednak mogło dorzucić jedną do 4 gwiazdek w teście zderzeniowym. Do niewątpliwych systemów bezpieczeństwa zaliczam na pewno biksenonowe reflektory adaptacyjne AFL, które podążają za moim wzrokiem i kierują tam światło.
Wracam do swojego garażu. W prawidłowym zaparkowaniu pomagają zarówno przednie jak i tylne czujniki. Samochód jest jeszcze gorący, stygnie silnik i tarcze hamulcowe. Jednak jako auto do szybkiej roboty jest idealne. Potężny bagażnik, który mógłby być jednak ciut większy daje się nieźle zagospodarować, siatki i inne uchwyty mocno trzymają mój bagaż. Spalania nie oczekiwałem cudownego, lecz i tak jest na dobrym poziomie (przypominam: 175 KM i 1475 kg wagi) - od 8,5 do 12 litrów. Jeśli myślisz o butli gazowej, to zapomnij. Nie to, że się nie zmieści. Jeśli stać Cię na ten samochód, to stać Cię również na zaspokojenie jego apetytu, który przy miażdżeniu pedału gazu potrafi zażądać ponad 20 litrów paliwa. Najchętniej wysokooktanowego, bo takie smakuje każdemu.
Ten samochód to typowy ciemny typ, tak jak ja. Elegancki, w czarnym garniturze, ale zdecydowany i mocny. Może nie jest szczytem wyrafinowania technologicznego i stylistycznego i nie kosztuje tyle, co półroczna pensja mojego szefa, ale to dokładnie ten samochód, który chcę mieć u siebie pod domem. Z pewnych elementów wyposażenia dodatkowego można zrezygnować, bo nieco za dużo windują cenę podstawowego 2.0T Sporta, ale podstawa jest piekielnie dobra i warta swej ceny.
P.S. Dopiero jak przyszedłem do domu, żona mi przypomniała, że zapomniałem zabrać tego telewizora z bagażnika. Cóż, każdy może sobie od czasu do czasu pofantazjować...