Subaru Outback 2.0D RC
Każdy szanujący się producent musi mieć w swojej ofercie silnik wysokoprężny. Klient nie może być pozostawiony z wyborem "albo benzynowy, albo nic". Nawet Honda, znana ze świetnych "wysokoobrotówek" skonstruowała Diesla. Teraz do ligi najlepszych dołącza Subaru.
Przeciwsobny silnik (inaczej: o przeciwległych cylindrach) typu bokser od ponad 40 lat jest wizytówką marki Subaru. Odznacza się nie tylko charakterystycznym, metalicznym pomrukiem przechodzącym, w wypadku modeli STI, w gardłowy bulgot, ale również bardzo równomierną i niemalże bezwibracyjną pracą, a także kompaktową konstrukcją, która zapewnia odpowiednio niski środek ciężkości. Ma jedną, niestety poważną wadę - pokaźny apetyt. Fani błękitnych sedanów na złotych felgach przymykają na to oko i mawiają "nie ma róży bez kolców".
Jednak nie samymi Imprezami żyje Subaru - mamy przecież jeszcze Forestera czy wreszcie Legacy, najbardziej prestiżową limuzynę spod znaku plejad. Klient pragnący eleganckiego sedana o sportowych aspiracjach czy uterenowionego kombi Outback niekoniecznie chce, żeby jego ukochany samochód spalał w trasie 10 litrów przy spokojnej jeździe. Nie ma w ofercie Subaru oszczędniejszego silnika? Trudno. Poszukam innego samochodu, np. w Maździe czy Hondzie - tu konkurencja "szaleje" na polu oszczędności i zwłaszcza Ci ostatni oferują wyśmienitego turbodiesla i-CTDi.
Niedowierzanie
Czas na zmiany. Koniec z dylematem. Subaru wprowadza silnik wysokoprężny, czy miłośnikom marki podoba się to, czy nie. Pod maską Legacy oraz Outback'a wreszcie możemy sobie zażyczyć Diesla. I to nie byle jakiego. Subaru zachowało całe swoje kilkudziesięcioletnie doświadczenie i stworzyło wyjątkowy silnik. Kto myśli, że to zwykły, rzędowy motor, który więcej robi "klekotu" niż słynne niemieckie TDI, jest w wielkim błędzie. Pod maską naszego testowanego Subaru Outback znalazła się historyczna jednostka - pierwszy na świecie bokser diesel zamontowany w samochodzie osobowym. Tak, tłoki poruszają się naprzeciw siebie, a między nimi przelewa się olej napędowy. Dla jednych herezja, dla drugich cud techniki.
Papierowe dane niczego nie zapowiadają - 2 litry pojemności, 150 koni mocy i 350 Nm maksymalnego momentu obrotowego. Dla porównania Volkswagen "krzesze" z takiego "litrażu" 140 KM, choć ma i odmianę 170-konną - Subaru więc trafia z mocą w sam raz. "Dekoracja" zewnętrzna naszego testowego Outback'a jest skromna. Srebrno-błękitne logo "BOXER DIESEL" umieszczone na klapie beżowego kombi jest ledwo zauważalne, a dwa wydechy sterczące spod zderzaka i potężny wlot powietrza na masce sugerują mocne, benzynowe serce.
Prawda jednak jest inna i wysokoprężny, wzdłużnie zamontowany bokser otrzymał układ wtrysku paliwa oparty na systemie Common Rail. Sprężarkę o zmiennej geometrii łopatek marki IHI zamontowano pod silnikiem m.in. w celu obniżenia środka ciężkości. Także kompaktowe wymiary nowej jednostki Subaru (jest o 6 cm krótsza od 2-litrowego silnika benzynowego i zaledwie 10 kg od niej cięższa) pozytywnie wpłynęły na odczucia za kierownicą.
Kluczyk czas przekręcić
Jak przystało na Subaru, po przekręceniu kluczyka wskazówki wszystkich zegarów wykonują pełny obrót w prawo, po czym wracają na swoją neutralną pozycję. Chwilowe szemranie rozrusznika i silnik uruchomiony. To Diesel? Na pewno? Nawet zimny silnik jest o połowę cichszy od niemieckiej konkurencji - na zewnątrz jedynie słychać donośniejsze "cykanie" Diesla. A wewnątrz cisza. Jestem zachwycony kulturą pracy silnika na jałowych obrotach - nic nas nie denerwuje, nie wprowadza w roztrzęsienie. Po ruszeniu także do naszych uszu nie dochodzą żadne niepokojące dźwięki, a silnik pracuje równo i naprawdę cicho.
Do kolejnych zalet boksera można zaliczyć benzynową charakterystykę. Auto bardzo pewnie i równomiernie ciągnie od ok. 1800 obr./min, a skala obrotów kończy się na 4700 obr./min. Co najciekawsze nawet powyżej 4000 obrotów motor nie słabnie, w przeciwieństwie do innych 4-cylindrowych jednostek wysokoprężnych, które najwięcej mają do "powiedzenia" jedynie w środkowym zakresie obrotów. Najczęściej objawia się to u nich "kopniakiem" w plecy, gdy włącza się turbosprężarka.
Żeby było jeszcze milej, bokser od Subaru powyżej 3000 obr./min zaczyna rozpieszczać nasze uszy dźwiękiem niezwykłym jak na turbodiesla, ale całkiem normalnym jak na boksera. Delikatne cykanie przeradza się w charakterystyczny, metaliczny pomruk, któremu dość żwawo wtórują dwie końcówki układu wydechowego. Wewnątrz auta jest to dźwięk przyjemny i nieco stłumiony. Dopiero po opuszczeniu szyb czy otworzeniu seryjnego, szklanego dachu, słychać nietypowy odgłos wydawany przez naszego Outbacka.
Ze 150-konnym bokserem dość przyzwoicie współpracuje manualna, 5-biegowa skrzynia biegów. Może poszczególne przełożenia nie wchodzą ze szwajcarską precyzją, ale nie ma też mowy o jakichś trudnościach związanych z prowadzeniem lewarka. Odpowiednio zestopniowane kolejne biegi (krótka "jedynka" i "dwójka", dłuższe "trójka", "czwórka" i "piątka") powodują, że brakująca "szóstka" wcale nie jest tak bardzo potrzebna - na piątym przełożeniu przy 130 km/h mamy zaledwie 2300-2400 obr./min.
Silnik przy tej prędkości pracuje cicho, a dla potrzeby w tym zakresie obrotów reaguje spontanicznie. Możliwe, że dopiero przy prędkościach dochodzących do maksymalnej można odczuć brak szóstego biegu - mnie jednak nie było to dane sprawdzić. Na polskie warunki i "setki kilometrów" autostrad (i tak z ograniczeniem do 130 km/h) 5-biegowa skrzynia wystarcza spokojnie. Szybsi i bardziej niecierpliwi na drodze mogą poczekać na wariant o sześciu przełożeniach, który już jest przygotowywany.
Pustynna burza
150 KM mocy spokojnie wystarcza, aby ważącego nieco ponad 1,5 tony Outbacka rozpędzić do 100 km/h w czasie 9,2 sekundy i osiągnąć nim 200 km/h. Wyniki satysfakcjonują, zwłaszcza że moc, według klasycznej i sprawdzonej receptury inżynierów z Fuji Heavy Industries, jest przenoszona symetrycznie na wszystkie cztery koła. Auto pewnie pokonuje zakręty, zarówno te wolniejsze jak i szybsze, a także świetnie sobie radzi na luźniejszej czy też mokrej nawierzchni. Seryjnie montowany system kontroli trakcji i stabilizacji toru jazdy (VDCS) zapewnia jeszcze większy poziom bezpieczeństwa i naszego własnego samopoczucia. Dodatkowo Subaru oferuje seryjnie system samopoziomowania tylnej osi. Nieco gorzej jest hamulcami, które reagują z delikatnym opóźnieniem, a przód samochodu ma tendencję do "klękania".
Komfortowe nastawy zawieszenia sprzyjają dalekim podróżom po równych drogach. Pewien dyskomfort możemy odczuć jedynie na poprzecznych nierównościach - wówczas tył Outbacka lubi się delikatnie przestawić. Nie wywołuje to żadnych niebezpiecznych sytuacji, a jedynie wymaga od nas przyzwyczajenia, że beżowe Subaru to nie wyścigówka przyklejona do asfaltu, a rodzinne kombi dodatkowo zawieszone nieco wyżej niż standardowe samochody tego typu (200 mm prześwitu).
Dlatego też auto świetnie nadaje się do wypadu za miasto, skorzystania z objazdu zamkniętej drogi niekoniecznie wytyczonego przez naszych drogowców (co też w drodze powrotnej z sesji zdjęciowej redaktorzy autoGALERII uczynili sunąc momentami efektownymi "slajdami" po szutrowej nawierzchni wiodącej wzdłuż zamkniętej drogi, wznosząc przy tym ogromne tumany kurzu), czy po prostu spokojnego "wgramolenia się" na wysoki krawężnik pod supermarketem z domyślną tabliczką "Tylko dla Land Cruiserów". Trzeba tylko uważać na opony - Yokohamy z 17-calowymi alufelgami mają dość niski profil (215/55 R17).
Jeszcze o nowinkach technicznych...
W Outback'u debiutuje nie tylko nowy bokser zasilany olejem napędowym. Także układ kierowniczy to zupełnie nowatorska konstrukcja, przynajmniej dla Subaru. Mowa oczywiście o elektrycznym wspomaganiu zamiast hydraulicznego. Pompa elektryczna w teorii i praktyce znanej z innych aut, daje przeciętne czucie układu kierowniczego, a kierowca odnosi wrażenie, jakby siedział w symulatorze komputerowym, a nie w prawdziwym samochodzie. Tu w Outbacku jest jednak inaczej - inżynierom udało się stworzyć układ precyzyjny, który reaguje odpowiednio i daje dość bezpośrednie czucie tego, co dzieje się z przednimi kołami. Pochwała także za to, że kierownica nie przenosi żadnych zbędnych drgań na ręce kierowcy,
Przeglądając reklamy trudno się nie zgodzić, że Subaru było faktycznie wszędzie - na asfalcie, śniegu i szutrze, na autostradzie i krętej górskiej drodze. Nie było go jeszcze na stacji paliwowej pod dystrybutorem z napisem ON. Najwyższa pora, choć 64-litrowy zbiornik paliwa pozwala na przejechanie blisko 1000 kilometrów - średnia z testu wynosząca 6,8 l/100 km (wg wskazań komputera pokładowego) jest w pełni satysfakcjonująca, zwłaszcza że 150-konny turbodiesel przy spokojnej jeździe w trasie zadowala się nawet 6 litrami na każde 100 km. Najważniejsza rzecz przy podjeździe pod dystrybutor - nie zapomnijmy, że pod maską pracuje Diesel. W razie czego przypomni nam to dumny napis pod wskaźnikiem poziomu paliwa.
... i o tym, co zostało ze zwykłego Legacy
Zostały na przykład drzwi bez ramek - element, za którym płaczą miłośnicy Imprezy i Forestera. Obydwa najnowsze modele Subaru, oczywiście ze względów bezpieczeństwa (dobrze, że nie głupoty stylistów i inżynierów), mają już normalne drzwi z ramkami. Poza tym przednie "wrota" otwierają się wystarczająco szeroko, jednak z tyłu są one dość wąskie i dostęp na tylną kanapę jest przez to nieco utrudniony.
Na przednich, seryjnie obitych skórą i podgrzewanych fotelach (kierowcy dodatkowo sterowany elektrycznie z pamięcią ustawień) siedzi się nisko, wygodnie i pewnie. Profilowanie boczne mogłoby być jednak nieco lepsze, choć i tak nasze ciało jest pewnie trzymane w szybszych zakrętach. Pasażerowie tylnej kanapy mogą trochę pomarudzić - dla wysokich osób przestrzeń nad głową może być ograniczona, ale na kolana będzie jednak przyzwoicie. Klaustrofobii jednak w żadnym wypadku się nie nabawimy, a nawet gdyby, to testowana odmiana RC uraczy nas wspomnianym wcześniej seryjnym, elektrycznie otwieranym szklanym dachem.
Miękką kierownicę trzymamy pewnie, lewarek skrzyni biegów jest umieszczony wygodnie i wysoko na tunelu środkowym, a dźwignia hamulca ręcznego znajduje się tuż przy naszym udzie. Zastosowane materiały są miękkie, dobrze spasowane, a ich dobór nie sprawia zawodu - choć do tego Legacy (Outback również) przyzwyczaiło nas wcześniej. Obsługa wszystkich funkcji na desce nie nastręcza żadnych trudności. Automatyczna, dwustrefowa klimatyzacja działa tak jak powinna (tylko dlaczego nie można zamknąć środkowych kratek nawiewu?), a seryjny system audio ze zmieniarką 6 płyt CD i możliwością odtwarzania formatów MP3/WMA gra przyzwoicie. Dziwi jedynie fakt, że przy tak wysokim poziomie wyposażenia seryjnego sterowanie radiem z kierownicy jest oferowane za dopłatą 600 złotych.
Największy jest najmniejszy
Jeśli chodzi o schowki, to nie ma rozczarowań. Kieszenie w drzwiach może nie są zbyt głębokie, a schowek w podłokietniku nie rzuca na kolana pojemnością (poza tym sam podłokietnik jest zbyt cofnięty i brakuje mu regulacji), ale schowek przed pasażerem, mniejszy umieszczony u góry deski rozdzielczej (wyłożony mięciutkim materiałem) czy wreszcie dwa, pojemne uchwyty na kubki na tunelu środkowym są bardziej niż odpowiednie. Ucieszą także siatki w oparciach przednich foteli.
Jak na prawdziwe kombi przystało, Outback powinien szczycić się obszernym bagażnikiem. Niestety - ten największy ze schowków w aucie okazuje się w rzeczywistości jednym z mniejszych w klasie. Co prawda ma regularne kształty, złożone oparcie kanapy tworzy równą powierzchnię z podłogą bagażnika, ale jest on stosunkowo niski. 459 litrów przy normalnym ustawieniu drugiego rzędu i 1628 litrów po jego złożeniu to przeciętny wynik w klasie. Ładowność też nie zachwyca i wynosi zaledwie 460 kilogramów - to zbliżona waga pięciu dorosłych pasażerów. A gdzie bagaże?
Brać, czy nie brać - oto jest pytanie
O wyglądzie Subaru Outback nie ma co się rozpisywać - oryginalnie stylizowane kombi jest ciekawe i nie do pomylenia z żadnym innym autem. Płaska i długa maska z potężnym wlotem dodaje dynamiki, podobnie jak pokaźnej wielkości halogeny czy poszerzenia nadkoli. Płaski dach i wąsko zakończona linia okien to także wyróżnik Outback'a, podobnie jak światło wstecznego sprytnie wkomponowane w chromowaną listwę na klapie bagażnika. Podwyższony prześwit i duże 17-calowe koła także nadają "nieprzeciętności" Outbackowi.
Wyposażenie seryjne bogatszej odmiany RC jest w pełni kompletne. Mamy tu dosłownie wszystko - ABS, kontrolę trakcji, komplet poduszek powietrznych (przednie, boczne oraz kurtyny dla I i II rzędu), automatyczną klimatyzację dwustrefową, komputer pokładowy, skórzaną tapicerkę z podgrzewanymi fotelami przednimi i elektrycznie regulowanym kierowcy, system audio CD/MP3 ze zmieniarką płyt, elektrycznie sterowane okno dachowe, reflektory biksenonowe czy nawet lakier metalizowany. Z 2-litrowym turbodieslem pod maską Subaru żąda 127 573 zł za Outback'a 2.0D RC (cena wg kursu celnego Euro 3,4074 zł z maja). Do kompletu możemy dorzucić nawigację z odtwarzaczem DVD (dopłata 8720 zł), choć i tak nie ma mapy Polski.
Poza tym można zdecydować się na tańszego Outback'a w specyfikacji 2.0D RA. Zrezygnujemy z pamięci ustawień dla fotela kierowcy, okna dachowego, fotele będą tylko częściowo wykończone skórą, a ksenony staną się normalnymi reflektorami. Niewielkie ustępstwo, a cena znacznie niższa - 113 228 złotych. Poza tym to zdecydowanie mniej od 2,5-litrowego, 173-konnego benzynowego boksera (2.5 RA - 119 259 zł, 2.5 RC - 138 000 zł), więc oszczędności są jeszcze większe.
Outback Only
Jeśli macie z czegoś zrezygnować, to właśnie z wyposażenia, ale bynajmniej nie rezygnujcie z fantastycznego boksera zasilanego olejem napędowym. Cechuje go bardzo wysoka kultura pracy, nie za duży apetyt na paliwo i wysoka żwawość w całym zakresie obrotowym. W "pseudoterenowym" Outback'u spisuje się idealnie, a samo auto może nie pozwoli osiągnąć najwyższych i najbardziej niedostępnych szczytów, ale dowiezie Cię na działkę bezstresowo, komfortowo i z żyłką emocji.
Poza tym Subaru Outback nie ma zbyt wielu konkurentów. Najbliższym jest Skoda Octavia Scout (do czego to doszło - żeby Subaru rywalizowało ze Skodą) - ze 140-konnym TDI kosztuje wyjściowo 111 000 złotych, jednak przy doposażeniu Czeszki do poziomu Outbacka 2.0D RC cena rośnie do ponad 134 000 złotych. Do następnych "uterenowionych" kombi Subaru i Skodę dzieli cenowa przepaść - Volvo XC70 Momentum D5 185 KM kosztuje 189 900 złotych, a Audi A6 Allroad z silnikiem 2.7 TDI o mocy 180 KM to wydatek przynajmniej 213 300 złotych.
Gdy już staniesz się więc właścicielem Subaru Outback'a z pierwszym bokserem napędzanym olejem napędowym, nie zapomnij zawiesić tabliczki "Outback 2.0D RC Only" w dwóch miejscach - na swojej ulubionej stacji nad dystrybutorem z napisem ON oraz nad miejscem parkingowym z wysokim krawężnikiem pod supermarketem. Od dziś te tereny zarezerwowane są tylko dla Ciebie.