Volkswagen Passat 2.0 TDI-CR DPF 140 KM Highline
Volkswagen Passat to bez wątpienia jedna z najpopularniejszych limuzyn klasy średniej. Czy jeśli starego, klekoczącego turbodiesla zamienimy na dynamiczny i cichy silnik, a wysoką cenę na atrakcyjną - a więc pozbędziemy się największych wad - stanie się autem idealnym?
W Polsce utarło się ostatnio dziwne przekonanie, że jeśli ktoś chwali Volkswagena, to albo jest dziennikarzem motoryzacyjnym pisma rodem zza Odry, albo pracownikiem salonu koncernu z Wofsburga. Nie inaczej jest z Passatem. Gdzie tylko o nim wspomnisz, ludzie rzucają się, że "drogi" (podobno całe wyposażenie to dodadkowo płatne opcje), że "klekotliwy" (no bo Passat kojarzony jest tylko i wyłącznie z 2.0 TDI na pompowtryskach - jakby VW nie oferował innych silników), że "kiepsko wykonany" (bo mój kolega mówił, że Marcin mu powiedział, że w Passacie jego taty coś gdzieś trzeszczy...). Czy, o zgrozo, Volkswagen Passat jest faktycznie tak beznadziejną limuzyną?
Widok na ulicy sugeruje, że chyba jednak nie. Tak naprawdę na polskich drogach mamy dwóch przedstawicieli klasy średniej - Toyotę Avensis i Volkswagena Passata. Do czołówki, dość odważnie i z sukcesem, dobija się nowy Ford Mondeo. Cała reszta przedstawicieli to odsetek - Peugeot 407, Renault Laguna, Honda Accord to rzadkie widoki. Spróbuję więc zaryzykować twierdzeniem, że "klasa menedżerska" nie może mylić się w swoim wyborze (bynajmniej nie jak przysłowiowe muchy) i Passat jest autem świadomie wybieranym, a nie z przymusu - a zatem swoje zalety mieć musi. Jakie? Przekonajmy się w teście topowej odmiany Highline wyposażonej w nowy, 2-litrowy turbodiesel TDI wykonany w technologii Common Rail. Może przy okazji te "historyczne" wady się odnajdą...
Limuzyna pełną gębą...
... i to chromowaną gębą. Właśnie przód Volkswagena Passata jest najbardziej kontrowersyjny w całej stylizacji niemieckiej limuzyny. Złośliwi twierdzą, że ktoś wylał na niego wiadro chromu (w dodatku na elementy plastikowe). Mnie to osobiście nie przeszkadza - powiem nawet, że mi się podoba i dodaje Passatowi elegancji. Ciekawie prezentują się także przymrużone reflektory biksenonowe z funkcją doświetlania zakrętów (w testowym egzemplarzu stanowią element Pakietu Nawigacja) oraz diodowe kierunkowskazy w zderzaku.
Diody zagościły także w przeźroczystych, podwójnie okrągłych tylnych lampach, które ładnie wkomponowano w czerwone obudowy. Ogólnie mierząca ponad 4,7 m długości limuzyna charakteryzuje się smukłą i elegancką linią nadwozia, której nie burzy wysoko uniesiony tył. Chromowane listwy na zderzakach i wokół bocznych szyb dodają luksusowego stylu, zwłaszcza w połączeniu z ciemnym lakierem.
Czy to już jest Bentley...
Jasnobeżowe wnętrze odmiany Highline wita nas ekskluzywnością. Gdyby było czarne, nie robiłoby takiego efektu, a tak sam kolor wpływa na to, że czujemy się, jakbyśmy przekraczali próg limuzyny wysokiej klasy. Może i jest niepraktycznie, ale jakże estetycznie i miło dla oka. Beż znajdziemy także na dolnej części deski rozdzielczej i na boczkach tapicerskich.
Przedni rząd zapewnia wysoki komfort i dużo przestrzeni. Fenomenalne wrażenie robi tapicerka foteli składająca się ze skóry Nappa po bokach i Alcantary po środku - zresztą nie tylko dotykowe. To standard odmiany Highline, dopłaty 1120 zł wymaga jednak sportowe ich wyprofilowanie oraz pokrycie zagłówków i regulowanego podłokietnika skórą (dodatkowo w ramach Pakietu Tapicerka Skórzana otrzymujemy podgrzewane dysze spryskiwaczy). Trzeba jednak pamiętać, że sportowe fotele otrzymują wówczas dość obfite wyprofilowanie zapewniające boczne trzymanie, o które łatwo zawadzić nie tylko pewną częścią ciała. Fotel kierowcy seryjnie otrzymuje w testowanej wersji połączenie regulacji manualnej (regulacja wzdłużna oraz wysokość siedziska) z elektryczną (kąt nachylenia oparcia i odcinek lędźwiowy) - w standardzie topowej odmiany powinna się jednak znaleźć pełna elektryka.
Podobnie jest z komfortem na tylnej kanapie Passata. Pasażerowie mogą co najwyżej narzekać na szerokość wnętrza, bo zarówno na nogi jak i nad głowami będą mieli przestrzeni pod dostatkiem. Nie zabraknie wygodnego i funkcjonalnego podłokietnika, dodatkowych nawiewów (bez regulacji temperatury) czy rolet przeciwsłonecznych (w tym tylna elektryczna - całość dostępna za dopłatą 1610 zł lub jako element pakietu).
... czy jednak Volkswagen?
Deskę rozdzielczą zaprojektowano w typowym stylu Volkswagena. To kwestia gustu, ale moje oko akurat cieszy - zwłaszcza w opcji kolorystycznej z beżową dolną częścią. Wszystkie elementy obsługi rozmieszczono niemalże w idealnym porządku, nigdy nie ma problemów z ich znalezieniem. Także jeśli chodzi o zastosowane materiały Volkswagen wciąż prezentuje wysoką jakość.
Konsola środkowa jest niezwykle funkcjonalna; pokrętła i przyciski seryjnej automatycznej klimatyzacji Climatronic są nisko, ale pod ręką (czytelne wyświetlacze temperatury), a na wysokości wzroku znajduje się opcjonalny, dotykowy ekran kolorowej nawigacji z systemem audio.
Warto o nim wspomnieć kilka słów. Wchodzi w skład Pakietu Nawigacja i wymaga dopłaty 8860 złotych (oprócz tego dostajemy także biksenony z doświetlaniem zakrętów, rolety boczne oraz tylną elektrycznie regulowaną, a także lakier metalizowany). Całość opiera się na dużym, kolorowym ekranie dotykowym, który poprzez proste przechodzenie między opcjami zupełnie nie komplikuje nam życia. Mapa Polski jest bardzo dokładna, a wyznaczenie trasy trwa wyjątkowo krótko - do tego system proponuje trzy możliwości: najkrótszą, najszybszą i optymalną.
Czytelne wskazania pojawiają się także na ekranie komputera pokładowego MFA Plus między zegarami. Oprócz tego system oferuje 30-gigabajtowy dysk na ulubione utwory (oczywiście MP3), możliwość odtwarzania płyt DVD oraz osiem wysokiej jakości głośników, z których po odpowiedniej korekcie equalizera będzie przyjemnie sączyć się nasza ulubiona muzyka. Całym systemem (również komputerem pokładowym) możemy sterować przyciskami umieszczonymi na wielofunkcyjnej kierownicy.
Są i "wątpliwości"...
Wnętrze Volkswagena Passata kusi nas przede wszystkim zaletami. Niestety, pojawiają się także "wątpliwości" w postaci kilku szczegółów, które mogą niektórym zburzyć spokój duszy. Tak na przykład legendarna wysoka jakość Volkswagena nieco kuleje, bo z okolic mocowania drewnopodobnej listwy oraz konsoli środkowej dobiegają do nas nieprzjemne trzeszczenia. Poza tym wspomniana wielofunkcyjna kierownica wygląda niczym wyciągnięta z Polo i obszyta skórą - przydałyby się jakieś jej urozmaicenia choćby w postaci "chromowano-plastikowych" wstawek na ramionach.
Co wrażliwszych mogą denerwować inne detale, jak choćby niebieskie podświetlenie instrumentów (które można przyciemnić i nie będzie razić nas po oczach), elektroniczny klucz wkładany do specjalnego slota (kwestia przyzwyczajenia...), elektromechaniczny hamulec ręczny (kwestia przyzwyczajenia...) czy dźwignia tempomatu umieszczona za kierownicą po lewej stronie, którą czasem można pomylić z przełącznikiem świateł ("podobno" kwestia przyzwyczajenia...).
Poza tym widać iście zegarmistrzowską precyzję i dbałość o detale - instrukcja obsługi chowana jest w skrytce w schowku, kierunkowskazy są włączane impulsowo (charakterystyczne trzy mignięcia po delikatnym naciśnięciu przełącznika), w drzwiach kierowcy znajdziemy wnękę na parasol, a pod maską podtrzymujące ją siłowniki.
W bagażniku mamy natomiast zwykłe zawiasy zamiast amortyzatorów gazowych, ale chowają się w specjalnie wytłoczonych zagłębieniach i nie niszczą bagażu. Kufer Passata oferuje nam przyzwoitą powierzchnię 485 litrów o regularnych kształtach i prostym dostępie, zwłaszcza że po pociągnięciu logo VW klapa nie uchyla się, a delikatnie cała otwiera.
To co było najgorsze...
Zupełną rzadkością jest spotkanie Volkswagena Passata w kolorze innym, niż srebrny i czarny. Jeszcze większą - z silnikiem innym niż 2.0 TDI. Może to być dla większości zupełnie niezrozumiały absurd - wszak stary, klekoczący turbodiesel na pompowtryskiwaczach charakteryzował się gburowatą kulturą i turbodziurą niczym lej bombowy. Na szczęście miał też swoje plusy - niewiele palił i zapewniał bardzo przyzwoitą dynamikę, już nawet w podstawowej, 140-konnej odmianie (występowała także mocniejsza, 170-konna).
Dziś jednak praktycznie wszyscy producenci stosują nowoczesne jednostki wykorzystujące system bezpośredniego wtrysku Common Rail i Volkswagen musiał się dostosować. Na pierwszy rzut oka zmiany są... żadne. Sprawdźmy dane techniczne - pojemność ta sama (1968 ccm), moc również (140 KM, choć przy 4200 obr./min., a nie przy 4000), a nawet maksymalny moment obrotowy (320 Nm w zakresie 1750-2500 obr./min). Jedynie nazwa CR sugeruje zastosowanie systemu Common Rail, a DPF - filtra cząsteczek stałych. Trzeba uruchomić silnik, żeby usłyszeć...
... Co? Klekot turbodiesla. Nie jest to jednak stary, znajomy dźwięk "blaszanego złomu latającego po wiadrze" (jak niektórzy określają odgłosy pracy pompowtrysków), lecz zdecydowanie delikatniejsza praca jednostki. I zupełnie nic do tego nie ma świetne jej wyciszenie - ten silnik po prostu inaczej pracuje. Może do miękkości pracy znanej chociażby z francuskich silników HDI mu jeszcze brakuje, ale jest zdecydowany postęp.
Postęp widać także podczas jazdy. Zmieniono zupełnie przebieg krzywej momentu obrotowego i dzięki temu zniwelowano turbodziurę. Tak, nie ma już charakterystycznego dla motorów TDI "kopniaka w plecy" przy 2000 obrotów. Teraz moc jest rozwijana bardzo płynnie, ale wystarczająco dynamicznie, żeby z zaskoczeniem stwierdzić, że wskazówka obrotomierza oparła się na liczbie 4500 (granica czerwonego pola). 140-konny 2.0 TDI daje sobie radę w każdym zakresie obrotowym i śmiało ciągnie od samego dołu - powstała uniwersalna charakterystyka nie tylko wygodna do jazdy po mieście (niskie obroty), ale także do dynamicznej jazdy w trasie (średnie i wysokie obroty).
... i to co było najlepsze
Do zalet samochodów koncernu VW bez wątpienia zawsze należała skrzynia biegów (choć zdarzają się wyjątki). Tak też jest w przypadku testowego Passata. Z 2-litrowym turbodieslem seryjnie współpracuje 6-biegowa skrzynia i śmiało mogę powiedzieć, że należy do najlepszych manualnych, z jakimi miałem do czynienia. Poszczególne przełożenia wchodzą lekko i przyjemnie, a drogi prowadzenia lewarka są bardzo krótkie - bez zbędnych stresów, zawahań, zgrzytów i przepychań. Po prostu czysta przyjemność. Gdyby nawet fenomenalna automatyczna skrzynia DSG występowała bez dopłaty, długo zastanawiałbym się, czy wymienić na nią manualną przekładnię. Na szczęście dopłata wynosi 10 100 złotych...
Największą zagadką inżynierów Volkswagena pozostaje chyba jednak kwestia zużycia paliwa. Przy ustawionym tempomacie na prędkości rzędu 90 km/h, przy spokojnej nocnej jeździe w trasie Warszawa-Kraków średnie zużycie paliwa wyniosło 5,4 l/100 km, a komputer pokładowy po przebyciu niemal 300 km od zatankowania wskazywał dystans do przejechania wynoszący... 1100 km! Komputer, komputerem - zgoda, ale średnie testowe zużycie oleju napędowego wynoszące niemalże równe 7,0 l/100 km (wg pomiarów z tankowań) sugeruje, że Passatem można spokojnie zrobić 1000 kilometrów na 70-litrowym zbiorniku. W kwestii statystyk - w mieście 2.0 TDI-CR zadowolił się na dystansie ponad 200 kilometrów wynikiem 8,9 l/100 km.
Trudno coś zarzucić układom kierowniczemu i hamulcowemu oraz zawieszeniu. Passata prowadzi się pewnie i przewidywalnie, a zawieszenie dość dobrze tłumi nierówności. Niemiecka limuzyna poprawnie radzi sobie na krętych drogach, choć układ kierowniczy jest jakby nieco za bardzo wspomagany.
Artykuł nie jest sponsorowany
Nie jestem i nigdy nie byłem fanem Volkswagenów. Serwis autoGALERIA bynajmniej nie ma swojej strony "matki" w Niemczech (aczkolwiek "autobild" - w sensie "auto" i "obrazek" brzmi znajomo...), a ja nie pracuję w salonie VW. Passat przed testem robił na mnie wrażenie "takie sobie", jednak te kilka dni sprawiło, że szeroko uśmiechnąłem się w kierunku niemieckiej limuzyny. Tak naprawdę ma wiele zalet, a każdy kto z góry skreśla to auto, powinien poważnie zastanowić się, czy rzeczywiście obiegowa opinia o Passacie jest prawdziwa. Owszem, są i wady, jednak w zupełności nie dyskwalifikują Volkswagena wśród konkurentów, a są raczej szczegółami, które nie każdemu muszą przeszkadzać.
Do największych wad Passata należał m.in. klekotliwy silnik turbodiesla na pompowtryskiwach. Wprowadzenie jednostki z nową generacją bezpośredniego wtrysku chyba na stałe wymazało złe wrażenie, jakie robił poprzednik. 2.0 TDI-CR to połączenie mocy, kultury i oszczędności - do niedawna mieszanka nie do przegryzienia w VW. Może praca jednostki mogłaby być bardziej aksamitna, jednak nie przypomina ona głośnego klekotu starego silnika. Kto jednak nie chce słuchać diesla, zawsze może wybrać motor benzynowy - wszak Volkswagen nie oferuje tylko jednego 2.0 TDI. Propozycją wartą rozważenia jest turbodoładowany 1.8 TSI o mocy 160 KM (95 990 zł w odmianie Highline).
Wyprzedaż roczników 2008
Za topową odmianę Volkswagena Passata Highline z silnikiem 2.0 TDI-CR 140 KM zapłacimy 103 790 złotych. Na liście wyposażenia seryjnego znajdziemy m.in. 8 poduszek powietrznych, system ESP, tapicerkę z Alcantary i skóry Nappa, podgrzewanie foteli, dwustrefowy Climatronic, czujniki deszczu i zmierzchu oraz 16-calowe felgi z lekkich stopów. Wyposażenie dodatkowe poskładano w promocyjne pakiety, którym naprawdę warto się przyjrzeć. Za elementy wspomniane w Pakiecie Nawigacja (z kolorową nawigacją, biksenonami z doświetlaniem zakrętów, roletami bocznymi i tylną oraz lakierem metalizowanym) do niedawna zapłacilibyśmy 21 070 złotych - teraz tylko 8860 złotych. Opcjonalnie można zdecydować się na Pakiet Radio RCD510 - za 4150 złotych dostajemy lakier metalizowany/perłowy, rolety, radio CD MP3 ze zmieniarką na 6 płyt i 8 głośnikami oraz reflektory biksenonowe z doświetlaniem zakrętów. Za Pakiet Komfort (komputer pokładowy, czujniki parkowania, halogeny) zapłacimy 2150 złotych.
A jak ma się testowany przez nas Passat na tle konkurentów? Pierwszego bierzemy Forda Mondeo - za podobnie wyposażoną odmianę Ghia X lub Titanium X ze 140-konnym silnikiem 2.0 TDCI przyjdzie nam zapłacić 112 800 złotych. W Toyocie najlepiej wypadałoby wybrać Avensisa 2.2 D4-D 150 KM w najbogatszej wersji Prestige - to koszt 114 400 złotych. Najlepiej wśród konkurentów prezentuje się przedstawiciel Francuzów - Renault Laguna 2.0 dCi Privilege w promocji kosztuje tylko 85 659 złotych. Można poszaleć i zafundować sobie najbogatszą odmianę Initiale, która i tak będzie tańsza od rywali - 102 872 złote (do wyboru - 2.0 dCi 175 KM lub 2.0 dCi 150 KM z automatyczną skrzynią biegów).
Patrząc więc na ceny innych limuzyn klasy średniej można stwierdzić jedno - nie taki diabeł straszny, jak go malują. Poza tym warto indywidualnie pytać o ceny samochodów w salonach, bo styczeń to miesiąc wyprzedaży rocznika 2008 i rabaty na samochody sięgają nawet do kilkudziesięciu procent.