Volkswagen Passat Variant 2.0 TDI 170 DSG Highline
Czasem zdarza się tak, że redaktor dostaje do testu auto bez wątpienia dobre, ale ciężkie do późniejszego opisania. Jazda jest w sam raz, nie bardzo jest się do czego przyczepić, a do tego podobne wersje pojawiły się już na redakcyjnych łamach. Właśnie taki przypadek trafił się mnie - Passat Variant TDI DSG.
Taksówka, karetka, karawan, radiowóz, samochód rodzinny czy "służbówka" dla wyższego szczebla kierowniczego. Myślę, że jakbyście dodali jeszcze kilkanaście zastosowań, znalazłby się wśród używanych w tym celu samochodów jeden model - Volkswagen Passat Variant. Od 30 lat synonim samochodu kombi - drugi po bogu, czyli Volvo. Hit importu ostatnich lat. Oczywiście, wszystkie z nieśmiertelnym 1.9 TDI ("panie, pięć litrów ropy będzie palił, a jakiego ma kopa!!"). Czy tak stanie się z nowym modelem? Zapewne tak, choć rodzynkiem w tym volkswagenowym "cieście" będzie na pewno samochód, który miałem okazję przetestować. Wyposażenie Highline, a pod maską dwulitrowy turbodiesel z Common Railem o mocy 170 KM oraz genialna skrzynia automatyczna DSG. To topowy wysokoprężny zestaw.
Idealna harmonia
Jednostka napędowa to pierwszy z "małych" diesli VAG, zasilany wspólną szyną, a nie pompowtryskiwaczami. Rozwija moment obrotowy 350 Nm i stara się zrobić na nas jak najlepsze wrażenie - zwłaszcza zestawiony ze starą wersją 140 KM. Nowy "CR" to już wyższa szkoła jazdy i prawdopodobnie lepsza. Tzn. bardziej kulturalna, gdyż mimo cywilizowanej technologii, w Passacie wciąż pobrzmiewa klasyczna "symfonia wolfsburska" - klekocze, znaczy się. Oczywiście, cichutko i niezbyt natarczywie, ale w jednostkach innych firm diesle brzmią jeszcze lepiej. To oręż w rękach przeciwników niemieckiego "samochodu dla ludu", jednak warto zweryfikować zdanie podczas jazdy.
Passat Variant to samochód ciężki nie tylko stylistycznie, ale i dosłownie, silnik więc musi się napracować, aby nie było wstydu. Nasza testówka setkę osiąga w 8,8 s, więc w kategorii "rodzinny" wypada naprawdę świetnie. Również jeśli chodzi o elastyczność, nie ma powodów do niepokoju, Passat przyspiesza płynnie i dynamicznie od dowolnej do dowolnej prędkości. Maksymalnie możemy podróżować 217 km/h, co pozwoli nam wyprzedzić na niemieckiej autostradzie np. Subaru Imprezę WRX.
Sporą zasługę dla osiągów oddaje wielokrotnie już chwalona skrzynia DSG. Uważałem ją za dobrą, ale daleki byłem od wychwalania. A jednak muszę to zrobić. Zmienia biegi błyskawicznie i bardzo płynnie, dzięki czemu wyprzedzanie staje się jedną z najłatwiejszych czynności, z jakimi miałem do czynienia. Pod jednym warunkiem - musi pracować w trybie manualnym. Podczas testu, wykończonej chromem (swoją drogą, nie pasowało to do reszty wnętrza zupełnie) dźwigni praktycznie nie trzymałem w położeniu "D". To jest słaby punkt DSG. W trybie w pełni automatycznym potrafi myśleć zbyt długo, a kickdown następuje po zauważalnym czasie. Jest to dziwne i akurat tu się bardzo zawiodłem. Na szczęście tryb manualny jest, działa niesamowicie, zwłaszcza że za trójramienną, sportową kierownicą znalazło się miejsce na manetki zmiany przełożeń. Rodzinna Formuła 1. Zabawa skrzynią kończyła się dopiero wtedy, kiedy z rozpędu usiłowałem zredukować o trzy przełożenia - wtedy DSG musiało chwilę pomyśleć, zanim wykonało zadany manewr.
A jak mi się znudziło, włączyłem aktywny tempomat, którego działanie jest rewelacyjne i bardzo proste, po czym snułem się za jakimś smętnym gościem, przyprawiając go o zawał. To z powodu zwalniania i przyspieszania razem z nim, biedak myślał pewnie, że czarny Passat kręci film z nim w roli głównej.
Technologia w służbie nieumiejących
Prowadzenie Passata jest przyjemnością nie tylko dzięki dynamicznemu silnikowi. Zawieszenie zestrojono bardzo dobrze, zwłaszcza jeśli ktoś lubi sztywniejsze konstrukcje. Daleko tu do citroenowskiego bujania, wychylania się, ale też i do bezinwazyjnego pokonywania nierówności. Te, niestety, w kombi z Wolfsburga czuć i to wyraźnie. Za to układ kierowniczy pracuje naprawdę nieźle i dzięki temu można przyjemnie korzystać z samochodu nie tylko jako z transportera z punktu A do B. Co prawda wyczuwalna jest lekka podsterowność, ale przy tej masie i wielkości zdziwiłbym się, gdyby jej nie było.
Jeśli chodzi o manewrowanie, to Passat nie wyróżnia się niczym szczególnym zarówno na plus, jak i na minus, jednak wyposażony jest w sporą gromadkę "ułatwiaczy". We wciskaniu się w dowolne miejsca pomagają nie tylko czujniki parkowania z przodu i z tyłu, ale również kamera wysokiej rozdzielczości, przekazująca obraz z tyłu samochodu oraz rysująca trajektorię naszego cofania. Jest to bardzo przydatne urządzenie, jednak, jak zwykle, nie można mu ufać. Co za tym idzie, jeśli jesteście równie "zdolni", co testujący, uda Wam się na tyle oszukać systemy, że Passat "zaklinuje się" w tak ciasnym miejscu, że nie wiadomo będzie, co zrobić. Na szczęście, to marginalne przypadki, a w pozostałych nie ma nic do zarzucenia. Także "zmora kierowców", czyli parkowanie równoległe tyłem, przestaje być straszne dzięki systemowi Park Assist, zainstalowanemu w testowanym VW.
Prawie jak klasa wyższa
Wrażenia, które pozostawia wnętrze Passata, możemy zaliczyć do tych lepszych. Przede wszystkim, mamy do czynienia z wersją Highline, do tego "dopasioną" jeszcze kilkoma gadżetami. Z "czasoumilaczy" znajdziemy więc tu wszystko, co może nam się spodobać. Na uwagę zasługuje zwłaszcza system multimedialny. Dotykowy ekran jest bardzo czytelny i prosty w obsłudze, a audio z 30 GB dyskiem gra naprawdę dobrze. Tak właśnie powinien wyglądać nowoczesny system audio. Zastanawia mnie tylko, dlaczego przyciskami na kierownicy mogę przełączać utwory tylko wtedy, kiedy na wyświetlaczu między zegarami są wyświetlane ich tytuły, a nie np. wskazania nawigacji. Trochę to bez sensu. Co do samej nawigacji, to już absolutny szczyt wszystkiego. Jak do tej pory to najlepszy "autopilot", z jakim miałem okazję się zetknąć. Jest prosty, czytelny, zdaje się czytać w myślach kierowcy, jest wygodny i dokładny. Na dodatek wyświetla informacje na ekranie MFA Plus między zegarami i nie trzeba odrywać oczu od drogi.
Złe wrażenie na niektórych może za to zrobić stylistyka deski rozdzielczej w zestawieniu, z którym mieliśmy do czynienia. Beżowa tapicerka i dół deski rozdzielczej zostały połączone z matowanym aluminium na konsoli środkowej oraz czarną górą kokpitu. Do tego wstawiono jeszcze drewnopodobną listwę w poprzek wnętrza. Choć jest to dość dyskusyjne, jedyne, co może przeszkadzać, to wspomniana już obudowa drążka DSG, która jest chromowana. Reszta stara się ze sobą współgrać i tworzy bardzo przyjemną atmosferę, zmniejszając optycznie wrażenie "ciężkości" designu deski. Ten ostatni to kolejny ciekawy pomysł w VW - starając się tworzyć klasycznie, stworzyli kanciasto. Projektanci przy rysowaniu wnętrza aktualnego Passata chyba przeżywali niezdrową falę podniecenia linijkami. Efekty możemy oglądać gołym okiem. Mimo wszystko, kokpit może się podobać. Odpowiada za to zarówno kolor wnętrza, jak i trójramienna, wielofunkcyjna kierownica pokryta skórą (świetnie leży w dłoniach) oraz fotele.
Tym, jak i miejscu w środku, należy się osobny akapit. Kierowca i pasażer naszego "rodzinnego kombi" dostali do dyspozycji bardzo komfortowe siedziska z dobrym trzymaniem bocznym. Osobom ze sportowymi aspiracjami na pewno się bardzo spodobają, ale tym, co lubią długie podróże autostradą, również. Do tego wykończone są skórą i alcantarą, co jest najlepszym możliwym połączeniem. Zastanawiające jest tylko to, czemu w samochodzie za 150 tys. PLN fotel tylko częściowo regulowany jest elektrycznie, a częściowo ręcznie.
Jeśli chodzi o miejsce, to nikomu nie powinno go zabraknąć, jest obszernie i komfortowo w obu rzędach, jednak szeroka konsola może ograniczyć nieco miejsce na kolano kierowcy i pasażera.
Podobne zdanie można napisać o bagażniku. "Ustawna" i "duża" to najprostszy opis przestrzeni, jaką mamy do dyspozycji w najnowszej odsłonie legendarnego kombi. W danych papierowych widnieje, że do kombi możemy zapakować 603 litry bagażu, a po rozłożeniu siedzeń nawet 1731 l. Niestety, jest to możliwe tylko wtedy, jeśli zdecydujemy się na opcję bez koła zapasowego, a jedynie z preparatem naprawczym. W innym przypadku pojemność kufra spada do nieco powyżej 500 l, co i tak jest wartością przyzwoitą.
Na koniec jeszcze jedno pytanie. A jak z legendarną jakością VW? Testerzy rozpływają się nad Golfem VI - czy nieco starszy Passat ma coś do zaoferowania? Otóż ma, i to całkiem sporo. Podczas jazdy nie dobiegają do nas żadne dźwięki, których byśmy się nie spodziewali, a materiały sprawiają wrażenie bardzo dobrych. I prawie wszystkie są na najwyższym poziomie. Jedynie dość duży fragment plastiku poniżej drewnianej listwy, sięgający aż do podłogi, jest koszmarnie twardy, choć ma za to całkiem przyjemną fakturę.
Krótko o kolorach
Ostatnie z drobnych zastrzeżeń wobec Passata dotyczy stylistyki. Co prawda nie samej, jako takiej - choć ta akurat z włoskim artyzmem czy japońskim technodesignem nie ma nic wspólnego, jest solidnie i klasycznie (a opcjonalne 17-calowe felgi o statecznym wzorze ładnie podkreślają elegancję samochodu) - a kolorów. Paleta barw dostępnych do sztandarowego produktu z Wolfsburga jest bardziej monotonna niż przemówienia Castro, za to sporo krótsza.
Na pierwszy rzut oka składa się głównie z wszelkich odcieni szarości, dla niepoznaki nazwanych dość frymuśnie. Fakt, mamy do dyspozycji dwa odcienie granatowego, jakiś szarobrązowy i czarny, ale najciekawsze pozycje znajdują się w kolorach standardowych - to biel "Candy" i czerwień "Tornado" - nie są metaliczne, ale za to nie powodują depresji. Inne lakiery są maksymalnie poprawne, stonowane i nijakie. Nie oczekuję co prawda po Passacie, żeby miał paletę jak C3 Picasso albo Mini, ale brakuje mi jakiegoś jasnego niebieskiego koloru, ciemnej metalicznej zieleni czy wiśniowego, w którym najchętniej widziałbym Passata. Konkurencja potrafi zrobić elegancki samochód w ciekawym kolorze.
Drogo, czyli oszczędnie
Dotarłem do najbardziej bolesnej części tekstu, czyli spróbuję napisać o tym, ile trzeba wydać, żeby stać się posiadaczem naprawdę dobrego samochodu. Rzucając na głęboką wodę - 145 410 zł. I to korzystając z trzech pakietów wyposażenia, jakie oferuje VW, a które zostawiają nam w kieszeni 25 070 zł. A teraz pomyślmy, z czym możemy zejść. Dodatki wywindowały nam cenę ze 132 tys., jakie kosztuje podstawowy VW Passat Highline z testowanym silnikiem.
A jeśli nie zależy nam na wyposażeniu, a chcemy jeździć tym niezwykłym duetem silnika i skrzyni? 120 890 zł i stajemy się posiadaczami "gołej" wersji Comfortline. No cóż, nikt nie mówił, że będzie tanio, ale z drugiej strony, czy warto za to płacić? Na osłodę pozostaje nam spalanie, które podczas jazdy w trasie zamknie się w 6,3 litra na każde 100 km, a podczas dynamicznej podróży autostradowej nie powinno przekroczyć 7 litrów - no, chyba że my chcemy przekraczać prędkość nadświetlną. Miasto spowoduje spory wzrost tego spalania, ale na dobrą sprawę niecałe 10 litrów jest akceptowalne.
Powiecie, że przez cały test czepiam się drobiazgów i szczegółów. Uwierzcie mi, że chciałbym napisać coś więcej na temat wad Passata, ale nie udało mi się przez tydzień, który z nim spędziłem, znaleźć jakiegoś istotnego braku. Można zarzucać mu kiepską stylistykę (choć jest dość elegancki), toporne wnętrze i wysoką cenę, ale to naprawdę porządny samochód. I właśnie chyba o ten epitet chodzi zarządowi z Wolfsburga - Volkswageny mają być "porządne".