Trzy magiczne sztuczki dla kierowców, które uczynią dzień piękniejszym. Warto o tym pamiętać

Zdradzę Wam tajemnicę - istnieją trzy magiczne sztuczki, które sprawią, że dzień za kierownicą będzie dużo przyjemniejszy, nie tylko dla Was, ale i dla innych użytkowników dróg.

Piątkowy poranek w Warszawie bywa męczący. Korki jak zwykle paraliżują kluczowe arterie. Większość osób marzy już o godzinie szesnastej i o ucieczce z pracy do domu. Do tego widać u niektórych zmęczenie lub nerwy, co przekładają na swój styl jazdy. A to denerwuje innych kierowców i tak rozpoczynamy "efekt domina", który ciągnie się przez dziesiątki samochodów. Ale uwaga, są trzy magiczne sztuczki, które sprawią, że zarówno poranek Wasz jak i innych kierowców będzie sympatyczniejszy.

Ba, nie tylko poranek. Te tajemnicze triki upłynniają ruch i sprawdzają się w każdych okolicznościach. Zaskoczeni?

Trzy magiczne sztuczki dla kierowców. Po pierwsze - nie bądź świnią i wpuszczaj tych, którzy włączają się do ruchu

Zawsze zastanawiam się co kieruje "szeryfami", stojącymi obok pasa rozbiegowego, blokującymi samochody włączające się do ruchu. Czy jest to jakaś metoda na podbicie własnego ego? A może to ta jedna chwila, gdzie można poczuć się jak Chuck Norris w "Strażniku Teksasu"?

Tego nie wiem, ale jedno jest pewne - nie ma niczego gorszego dla nerwów i dla ruchu. Wystarczy, że będziecie trzymać większy odstęp, a nie tylko z reguły nie staniecie (tylko będziecie powoli się toczyć), ale także ułatwicie jazdę innym kierowcom. Magia, nieprawdaż?

magiczne sztuczki dla kierowców

Druga magiczna sztuczka łączy się z pierwszą. Jak już widzisz pas rozbiegowy, to wykorzystaj go zgodnie z nazwą

Jest to rzecz niesamowicie irytująca i zarazem bardzo niebezpieczna w każdej sytuacji, niezależnie od prędkości. Nie wiem, może po prostu w pasach rozbiegowych jest coś przerażającego, co sprawia, że kierowcy opuszczają je po kilku metrach.

W korku sprawia to, że cały pas ruchu najczęściej się blokuje, a włączający się pojazd zastawia większą część pasa rozbiegowego. W efekcie kilkanaście, lub nawet kilkadziesiąt metrów przestrzeni, którą można wykorzystać, pozostaje pusta. Efekt jest prosty: korek.

Z kolei nawet gdy nie ma ruchu i włączacie się z pasa rozbiegowego z pełną prędkością, to róbcie to w prosty sposób. Dociśnijcie prawy pedał, aby osiągnąć sensowną prędkość (w mieście oznacza to 50 km/h, w trasie 80-100-120, zależnie od drogi) i na sam koniec płynnie zajmijcie prawy pas ruchu. To nie jest skomplikowana rzecz, a wciąż przerasta wiele osób.

Trzecia magiczna sztuczka - wpuszczaj ludzi. Uprzejmość popłaca

Wyjazd z jednego z miejsc, w którym często bywam, prowadzi przez wąską uliczkę wychodzącą do większej ruchliwej drogi. Ma ona po jednym pasie ruchu, ale z reguły płynie nią potok samochodów. Kawałek dalej, może ze 30 metrów od tego skrzyżowania (bez świateł), jest większe połączenie ulic, już z sygnalizacją.

Często kierowcy widząc czerwone i tak dojeżdżają do poprzedzających samochodów, nie wypuszczając osób próbujących włączyć się do ruchu. Ba, czasami po prostu je zastawiają i stoją sobie jakby nigdy nic, nie widząc w tym żadnego problemu.

Dlaczego, po co? Czy naprawdę zostawienie tych kilku metrów przestrzeni sprawi, że korona spadnie z głowy? Na to wygląda - z takim zachowaniem spotykam się niemal codziennie. Fakt faktem Warszawa to specyficzny organizm, gdzie kierowcy mają ewidentnie jakąś żyłkę rywalizacji i nienawiści do siebie.

Mam więc prostą radę: mniej nerwów, więcej spokoju. Wszystkim będzie lepiej. A czas dojazdu tylko się poprawi, a nie pogorszy.