Dobra Pagoda na elektryka? Rzędowa szóstka ucichła, elektrony poszły w ruch

Przez niektórych bardzo ceniony, przez innych uznawany za wbrew pozorom przeciętny element w historii marki. Mercedes W113 SL to bez wątpienia jeden z najbardziej rozpoznawalnych modeli tej marki. Standardowo pod maską jest tutaj rzędowa szóstka, ale ten egzemplarz pożegnał seryjną jednostkę na rzecz dość nietypowego rozwiązania.

Czy elektryfikacja klasyków jest dobrym kierunkiem w motoryzacji? To bardzo kontrowersyjna kwestia, która dzieli wiele osób. Na świecie nie brakuje aut, które powstały w ogromnej liczbie egzemplarzy. Przebudowa kilkudziesięciu sztuk na elektryki nie jest więc dotkliwa. Jednym z takich samochodów jest Mercedes W113. Znacie go z pewnością pod nazwą Pagoda, występującą nawet częściej, niż oficjalna nomenklatura.

W113 powstało na platformie Mercedesa W111, przebudowanej, skróconej i dopasowanej do auta sportowego. Nowy SL zyskał dobrą dynamikę, a przy tym pozostał komfortowym autem, godnym logotypu marki.

Pagoda jest dość popularnym klasykiem. Przebudowa na elektryka jest więc tutaj ciekawym eksperymentem

Amerykańska firma Moment Motor Company przygotowała ciekawą konwersję tego modelu. Bazą stał się wariant 280SL, czyli flagowa wersja W113-ki.

Z produkcyjnego auta pozostawiono tak naprawdę nadwozie i cześć platformy. Cała reszta została opracowana od podstaw, a architektura modelu opiera się na 400-woltowej instalacji elektrycznej.

Mercedes Pagoda EV

Ta współpracuje z akumulatorem o pojemności 62 kWh. To wszystko połączono ze zdecydowanie mocniejszą niż w seryjnym aucie jednostką o mocy 300 KM. Duży moment obrotowy dostępny "od ręki" sprawia, że dynamika osiągnęła poziom, którego próżno było szukać w tym modelu przez lata.

Zasięg wynosi tutaj 280 kilometrów, co jest całkiem niezłym wynikiem jak na samochód, który przebudowano na elektryka. Amerykanie dorzucili tutaj także sporą garść udogodnień. Na przykład nie zabrakło wspomagania kierownicy, lepszej klimatyzacji, czy wspomagania hamulców.

Całość wykonano z dbałością o detale, choć nie wszystko dopracowano w perfekcyjny sposób. Z tyłu w oczy rzuca się gniazdo ładowania. W kabinie pojawił się też nowy ekran, który podaje prędkość oraz dane napędu. Seryjny lewarek automatycznej skrzyni ustąpił miejsca prostemu pokrętłu. Plusem są za to świetnie dopasowane zegary - obrotomierz zamieniono na wskaźnik wykorzystania mocy.

Co ciekawe podobna konwersja powstała też w Polsce

I jeśli mamy być szczerzy, to jest dużo lepsza od amerykańskiej wersji. Lepiej dopracowano tutaj ukrycie złącza ładowania, a dzięki niższej mocy zasięg jest zdecydowanie większy. Jak widać podobne pomysły pojawiają się na całym świecie, a nawet w naszym kraju są chętni do eksperymentów.