Coś nie wyszło. Volkswagen Passat po liftingu lata bokiem - w teście łosia.

Test łosia, jeśli jakimś cudem jeszcze się z nim nie spotkaliście, pochodzi ze Skandynawii (zaskakujące, co? ). Polega na symulacji gwałtownego omijania przeszkody przy wyższej prędkości.

Hiszpanie z portalu km77.com uczynili z tego swój znak rozpoznawczy - filmiki z ich testami na youtube mają mnóstwo wyświetleń, a każdy samochód, który trafia do nich na testy, musi zmierzyć się z próbą.

Między innymi nowy Volkswagen Passat. Do testu trafił u nich samochód w nadwoziu kombi z silnikiem 2.0 TSI (190 KM) i przednim napędem, w odmianie R-Line. Na kołach znalazły się opony Pirelli Cinturato P7 w rozmiarzy 235/40 R19, czyli żadna "chińska guma".

Let it drift

No prawie. Przy próbie "zaatakowania" przeszkody z prędkością 76 km/h (czyli i tak niższej niż standardowe 90 km/h dopuszczalne w terenie niezabudowanym), Volkswagen Passat zachował się jak amerykańska tylnonapędówka. Tył wyjechał bokiem jak w rasowym Mustangu, kosząc po drodze widzów pachołek. Przy wyjściu delikatnie wyjeżdża z kolei przodem, strącając kolejny słupek. I to przy włączonym ESP, które ewidentnie nie radzi sobie z niemieckim kombi. Opanować samochód będzie naprawdę trudno.

Dopiero obniżenie prędkości do 73 lub 74 km/h spowodowało, że samochód, choć nie bez problemów, przeszedł test względnie stabilnie.

Wynik Volkswagena jest o tyle dziwny, że dużo lepiej ten test przeszły samochody takie jak np. Dacia Duster, raczej nie kojarząca się z wysoką stabilnością i szybkim przejeżdżaniem slalomu.

Na razie nie wiadomo, co było przyczyną takiego zachowania samochodu. Prawdopodobnie, jak w większości samochodów obecnych na rynku, inżynieria konstruowania zawieszeń ustąpiła pola elektronice. Przeciętne układy tuszowane są pracą systemów. A jak coś w systemie nie zagra, to takie są efekty.

Albo o czymś nie wiemy, i Volkswagen przygotowuje Passata do startu w mistrzostwach driftingowych.