Zabawa w dobrym stylu. MINI Clubman Cooper to coś więcej niż zwykły hatchback | TEST

MINi już dawno przestało być mini. Ale co z tego, skoro marka ta doskonale wpisała się w pewną niszę i oferuje auta, które nie tylko doskonale wyglądają, ale i angażują kierowcę?

Wiem, że wiele osób wręcz "hejtuje" (jakże popularne ostatnimi czasy słowo) tę markę. MINI jest zdecydowanie zbyt drogie. MINI jest zbyt cukierkowe. MINI nie oferuje nic ponad konkurencje, a zapłacisz za nie dwa razy więcej. Cóż, nic bardziej mylnego - mówią tak Ci, którzy najprawdopodobniej nigdy nie usiedli za kierownicą takiego samochodu. I to jest największy problem.

Perspektywa oceny MINI znacząco się zmienia w momencie, w którym mamy okazję spędzić z tym samochodem więcej czasu. Posmakować go, odkryć ukryte atuty, poznać jego charakter. A nie jest on tak oczywisty jak mogłoby się to wydawać wielu osobom. Często MINI postrzega się jako samochód miejski, dla osób, które wyłącznie chcą się wyróżniać. Nic bardziej mylnego! Ta brytyjsko-niemiecka marka skrywa bowiem pod jakże stylowym i efektownym nadwoziem coś więcej niż standardowe podwozie i zawieszenie. W tych stalowych i aluminiowych elementach znalazło się sportowe DNA, które wyczuwalne jest nawet w dalekim od bycia sportowym wariancie Cooper. I to w Clubmanie, który obok Countrymana stanowi drugi największy model tej marki.

MINI Clubman Cooper | fot. Maciej Kuchno

Stopniowanie MINI

Gdy w 2001 roku MINI powróciło na rynek w nowym wcieleniu, już pod skrzydłami BMW, wszystko było znacznie prostsze. Było tylko hatchback. Klasyka, trzy drzwi, unikalna stylistyka. Później gamę zasilił jeszcze kabriolet, który również dobrze wpasował się w ofertę tej marki. Zamieszanie pojawiło się wraz z debiutem drugiego wcielenia. Wtedy też Niemcy zaczęli kombinować. Clubman ponownie zagościł w ofercie, tym razem będąc 2,5-drzwiowym kombi z wrotami z lodówki z tyłu. Nie zabrakło też "wieśniaka", czyli Countrymana, pierwszego pełnoprawnego czterodrzwiowego crossovera/SUV-a. Miał on też swoją szaloną wersję o nazwie Paceman. A skoro o szaleństwie mowa - to nie zapomnijmy o wersji Coupe i Roadster, czyli najbardziej kuriozalnym wcieleniu tego auta.

W trzecim wcieleniu wszystko uporządkowano. Małe MINI, czyli Hatch, zyskało 3 i 5-drzwiowy wariant. Półkę wyżej stanął Clubman, który nie tylko stał się pełnoprawnym pięciodrzwiowym modelem, ale przede wszystkim znacznie urósł. Na szczycie pozostał Countryman, jako topowy i największy wariant. Wszystko jasne?

MINI w ubiegłym roku przeprowadziło lifting Clubmana, delkiatnie odświeżając jego aparycję. Zmiany wizualne są jednak na tyle delikatne, że mało kto na nie zwróci uwagę. Najważniejsza zmiana zaszła "pod spodem", a konkretniej jest nią nowa przekładnia. Klasyczny 6-biegowy automat ustąpił miejsca 7-biegowej skrzyni dwusprzęgłowej. Wzorem BMW, zastosowano tutaj efektowny wybierak, który zawsze wraca do wyjściowej pozycji.

Skoro mówimy o największej zmianie w aucie, to od niej warto zacząć - przede wszystkim ze względu na to, że nowa skrzynia zdecydowanie poprawiła komfort jazdy wersją Cooper. Pod maską tej odmiany kryje się silnik 1.5 o trzech cylindrach, generujący 136 KM. Dane techniczne prezentują się całkiem nieźle (9,2 sekundy do setki, prędkość maksymalna wynosząca 205 km/h), aczkolwiek silnik ten na tle innych jednostek o zredukowanej liczbie cylindrów wyróżnia się dwoma negatywnymi cechami. Po pierwsze - wibruje. I nie mam tu na myśli lekkich drgań, które przenoszone są z komory silnika na kierownicę i całe wnętrze. Ta jednostka naprawdę się telepie, zwłaszcza przy starcie. Drugą wadą jest zużycie paliwa, które potrafi być ogromne.

I o ile pierwsza wada pozostała na swoim miejscu, o tyle dodatkowe przełożenie oraz inne zestopniowanie sprawia, że wersja Cooper wreszcie zadowala się mniejszą ilością paliwa. Jest jednak pewien haczyk - tyczy się to wyłącznie podróżowania w trasie. W mieście samochód ten niezmiennie pije 10-12 litrów benzyny na każde sto kilometrów. W trasie jednak wynik ten można znacząco obniżyć, nawet do 6 litrów na setkę.

Zużycie paliwa: MINI Cooper Clubman
przy 100 km/h: 5,1 l/100 km
przy 120 km/h: 6,7 l/100 km
przy 140 km/h: 8,0 l/100 km
w mieście: 11,2 l/100 km

Zwyczajny, a jeździ jak hothatch

Moim zdaniem układ jezdny w każdym MINI zasługuje na nagrodę w kategorii naturalności i przyjemności z jazdy. Jest to tajemniczy paradoks BMW - w topowych modelach tej marki wszystko zaczyna się rozmywać, tymczasem przednionapędowe MINI oferuje tak wspaniale zestrojony układ kierowniczy i świetnie dopasowane zawieszenie, że to się wręcz nie mieści w głowie. Brak litery S w nazwie nie sprawia, że auto jest bardziej komfortowe i przyjaźniejsze w codziennym użytkowaniu - nic bardziej mylnego. Układ kierowniczy wymaga włożenia siły w prowadzenie (ale odwdzięcza się fantastycznym czuciem i przekazuje multum informacji z przedniej osi), zaś "zawias" pracuje jak w rasowym hothatchu. Lekkie ujęcie gazu w zakręcie sprawia, że tył delikatnie się dostawia, czasami wręcz narzucając lekką nadsterowność. W kombinacji "Tryb DSC Traction + ustawienie SPORT + skrzynia w S" otrzymujemy bardzo angażujący i wręcz uzależniający od zabawy w zakrętach samochód, który może także zabrać trzech pasażerów oraz trochę bagażu.

Osoby siedzące z tyłu nie będą rozpaczać - miejsca na nogi jest dość dużo, choć nie na tyle, aby spokojnie pokonać w komplecie ponad 10-godzinną trasę. Jednak na krótszych dystansach będzie tam wygodnie nawet wyższym osobom. Niespodzianką jest natomiast bagażnik, który według danych technicznych mieści 360 litrów. Posiada on jednak podwójną podłogę - po powiększeniu kufra uzyskujemy naprawdę sporo przestrzeni na bagaże.

I doskonale wygląda

MINI zachowało to co najlepsze z pierwszego Clubmana, czyli fantastyczne drzwi bagażnika. Co prawda widoczność przez lusterko wsteczne kuleje, ale czego nie robi się dla stylu? Poza tym otwierane niczym lodówka lub szafa robią ogromne wrażenie i, wbrew pozorom, są bardzo praktyczne. Poza tym Clubman wyróżnia się bardzo szerokim nadwoziem (i wnętrzem, jak na auto tej marki), co dodaje dużo przestrzeni w kabinie. Projektanci wykorzystali też te dodatkowe centymetry na dorzucenie schowków - bardzo przydatnych w codziennym użytkowaniu.

MINI Clubman Cooper | fot. Maciej Kuchno

Cała reszta to klasyka gatunku. Prezentowany egzemplarz wykończono lakierem British Racing Green, który skontrastowano z białym dachem i białymi pasami na nadwoziu. W środku z kolei postawiono na beżową skórę, co idealnie pasuje do tego auta. Wyposażenie? Jak to w przypadku samochodu testowego - kompletne. W tym aucie nie brakuje absolutnie niczego - znajdziemy tutaj systemy bezpieczeństwa z każdej półki, ledowe oświetlenie, system multimedialny, podgrzewane fotele i ciekawe ambientowe podświetlenie.

Są też wady

Pomijając wspomniany wcześniej silnik, MINI Clubman ma dwa duże problemy. Pierwszy tyczy się jednak konkretnej grupy osób - tych, którzy nieco nieświadomie kupili auto. Z pewnością dość szybko wykończy ich bardzo twarde zawieszenie, które wymusza dynamiczny slalom pomiędzy dziurami i studzienkami. Drugą kwestią, jak to w przypadku MINI, jest cena. Ta oczywiście bardzo łatwo osiąga szalony poziom. Cennik wersji Cooper startuje z poziomu 102 300 zł. Dokładając jednak wszystkie elementy z prezentowanego auta, począwszy od lakieru a kończąc na wyposażeniu, wywindujemy ją do poziomu 167 572 zł. Z jednej strony jest to bardzo wysoka kwota, lecz z drugiej strony utrzymujemy tutaj szereg udogodnień, także tych w postaci najnowszych technologii.

Podsumowanie

Teksty typu "warto" lub "nie warto" nie mają racji bytu w przypadku tego auta. Kto będzie chciał MINI, ten je weźmie, nie patrząc na szereg wad. Cena? Również nie będzie stanowiła przeszkody. Ja osobiście jestem wielkim fanem tego modelu i uważam, że mając możliwość zakupu takiego pojazdu (oraz odpowiednie chęci) warto zdecydować się na Clubmana. Nie tylko za prowadzenie, ale przede wszystkim ze względu na charakter.