Nissan Qashqai 1.5 dCi Tekna
Zaprojektowany w Japonii, produkowany w Wielkiej Brytanii i ochrzczony nazwą irańskiego plemienia nomadów. Oto Qashqai - zupełnie nowy model w ofercie Nissana i równocześnie próba znalezienia złotego środka pomiędzy klasycznym kompaktem a pełnowymiarowym SUV-em.
Trochę tego, trochę tamtego
W grudniu ubiegłego roku fabryka w brytyjskim Sunderland definitywnie zakończyła produkcję Almery, ostatniej przedstawicielki segmentu aut kompaktowych Nissana. Strategicznym następcą wycofanego modelu - przynajmniej w teorii - stała się tym samym Tiida oraz w pewnym sensie właśnie Qashqai. Nissan postanowił bowiem wytwarzać auta na tyle nowatorskie, że trudno jednoznacznie wskazać ich bezpośrednich konkurentów. Obecnie jedynym rywalem Qashqaia wydaje się być amerykański Dodge Caliber. No cóż, kreowanie nowych kategorii samochodów jest najwyraźniej ciągle możliwe.
Qashqai jest przedstawicielem crossoverów, czyli aut łączących w sobie cechy kilku różnych pojazdów. W jego stylizacji przewijają się wątki kompaktowego hatchbacka i typowej terenówki. Nadwozie ma mocno zaznaczone nadkola i małą boczną powierzchnię przeszklenia, zakończoną ciekawym akcentem w postaci trójkątnej szyby. To zaś, że poza drogami utwardzonymi poradzi sobie lepiej niż zwykły kompakt, sygnalizuje wykończenie dolnych partii nadwozia czarnym tworzywem sztucznym. Qashqai wyraźnie przypomina większego Murano i chociaż gabarytami nie odbiega od typowych aut kompaktowych, to jest od nich zauważalnie wyższy. Nie na tyle jednak, aby dorównać pod tym względem SUV-om. Można więc przyznać japońskiemu producentowi całkowitą rację - samochód idealnie wpisał się wielkością między obydwa segmenty.
Ze smakiem i wyczuciem
Daje się to zauważyć również we wnętrzu auta. Siedzi się w nim dość wysoko, chociaż pozycja za kierownicą jest dokładnie taka jak w samochodach osobowych. Kierowca, otoczony dość masywnymi boczkami drzwiowymi oraz dużym panelem pomiędzy siedzeniami, nie odczuje jednak ciasnoty. Szeroka karoseria sprawia, że poczucie przestronności z przodu jest duże. Zajęcie wygodnej pozycji ułatwia przede wszystkim regulowana w dwóch płaszczyznach kierownica (w testowanej wersji z niezbyt przyjemnym w dotyku wieńcem wykonanym z szorstkiego tworzywa perfekcyjnie imitującego skórzane obszycie). Swoje robi też poprawnie wyprofilowany, duży fotel o wystarczającym zakresie regulacji w pionie i poziomie.
Zdecydowanie gorsze warunki czekają na pasażerów tylnej kanapy. Najlepiej, aby było ich nie więcej niż dwóch - trzy osoby mają pełne prawo do narzekania. Pierwszy "zgrzyt" następuje już przy próbie zajęcia miejsc. Wsiadanie utrudniają wąskie drzwi, otwierające się pod niewielkim kątem. Na tym nie koniec. Miejsca na nogi i nad głowami pozostaje mniej więcej tyle, ile w aucie o klasę mniejszym. To wina założeń konstrukcyjnych i koncepcji nadwozia - "Mały Murano" ma blisko 20-centymetrowy prześwit i wysoko umieszczone siedziska. Podobny dysonans przeżyje osoba spoglądająca po raz pierwszy na przestrzeń, jaką oferuje bagażnik. 410 l pojemności to wprawdzie więcej niż w przeciętnych kompaktach, ale mimo wszystko nie tyle, ile obiecuje samochód o prezencji takiej jak Qashqai. Niestety, pokrywa bagażnika otwiera się wręcz alarmująco nisko - uważać muszą nie tylko naprawdę wysokie osoby, ale także te o wzroście nieznacznie przekraczającym 170 cm.
Korzystne wrażenie sprawia za to bezpośrednie otoczenie kierowcy. Już na pierwszy rzut oka widać, że jest dopracowane. Większość tworzyw, z których wykonano deskę rozdzielczą mogłaby z powodzeniem znaleźć się w autach klasy średniej. Tak starannie dobranych materiałów nie miał do tej pory żaden Nissan produkowany w Europie (współpraca z Renault na tym polu zaczyna najwyraźniej przynosić wymierne efekty). Poszczególne elementy spasowano z dużą dbałością, a ciekawy projekt tablicy przyrządów - z wyraźnymi akcentami sportowymi - rekompensuje wszechobecne połacie czerni i szarości. Niedostępne dla wzroku pasażerów zegary ukryto w głębokich tubach, umieszczając pomiędzy nimi kontrolki i wyświetlacz komputera pokładowego, który przypomina tarczę zegarka kwarcowego "z szesnastoma melodyjkami" z połowy lat '80. Szkoda, że nabywca nie ma możliwości dobrania jaśniejszych barw kokpitu, wnętrze urozmaicić można jedynie zamawiając skórzaną tapicerkę w kolorze dojrzałej pomarańczy lub czekolady (dopłata 5000 zł).
Widoczność do przodu, na boki oraz - w testowanym egzemplarzu - do góry, nie pozostawia wiele do życzenia, ale już ta do tyłu jest zaledwie zadowalająca. Niewielkich rozmiarów okienka w tylnej części nadwozia na niewiele się zdają. Remedium w postaci czujnika cofania wymaga dopłaty w wysokości 5000 zł. Dlaczego aż tyle? Otóż to praktyczne urządzenie jest częścią pakietu, w którego skład wchodzi ponadto ESP oraz tempomat. O ile ten ostatni w polskich warunkach drogowych przydaje się wprawdzie rzadko, to zbawienne działanie systemu kontroli trakcji w sytuacjach "podbramkowych" trudno przecenić.
Bez pośpiechu
Pod maską ukryto czterocylindrowego turbodiesla o pojemności 1,5-litra, którego produkcję wziął na siebie aktualny partner Nissana - firma Renault. Niestety, 106-konny silnik wydaje się po prostu za słaby, aby sprawnie napędzać ciężkie przecież auto. Do jazdy Qashqaiem z tą jednostką napędową trzeba przywyknąć, a do części manewrów - zwłaszcza wyprzedzania - podchodzić ze zrozumieniem i daleko posuniętą ostrożnością. Dynamiczna jazda okupiona jest koniecznością utrzymywania wysokich obrotów, a to przekłada się bezpośrednio nie tylko na zwiększone zużycie paliwa, ale także na wzrost hałasu w kabinie. Osobom pragnącym zaznać większej radości z jazdy polecić trzeba wysokoprężną odmianę 2.0 dCi 150 KM (od 90 500 zł) lub benzynową 2.0 140 KM (od 81 500 zł). Na pocieszenie warto zaznaczyć, że mało które auto w tej klasie cenowej może pochwalić się tak lekko pracującą i precyzyjnie działającą skrzynią biegów.
Samochód ma niezależne zawieszenie wszystkich kół, co teoretycznie powinno gwarantować warunki odpowiednie do komfortowego podróżowania. Nie dzieje się tak jednak do końca. Układ jezdny swoją pracą przypomina samochód terenowy: zamiast filtrować niedoskonałości nawierzchni, zdaje się na nich delikatnie podskakiwać. Co więcej, każda większa nierówność poprzeczna odbierana jest (szczególnie przez pasażerów tylnych siedzeń) jako głuche uderzenie w spód auta. Nietrudno zgadnąć, dlaczego tak się dzieje. Środek ciężkości położony wyżej niż w przypadku typowego samochodu osobowego powoduje przechyły nadwozia podczas szybkiego pokonywania łuków. Tę przypadłość próbowano zniwelować usztywniając zawieszenie i stąd obniżony komfort resorowania.
W rezultacie Qashqai radzi sobie na drodze całkiem przyzwoicie, na nagłe manewry reagując delikatnym kołysaniem - zupełnie jakby chciał pokazać swojemu właścicielowi, że bliżej mu do SUV-a niż kompaktu. Gorzej, gdy przejeżdżany właśnie zakręt ma dziurawą nawierzchnię, wtedy tylne koła potrafią przesunąć się o kilka centymetrów na zewnątrz. Chociaż na gładkiej drodze auto zachowuje się pewnie i w razie potrzeby bardzo sprawnie hamuje, to mimo wszystko nie da się ukryć, że kompakty na asfalcie potrafią więcej.
Elektrycznie wspomagany układ kierowniczy przypomina konstrukcje sprzed lat i sprawia wrażenie surowego, pracuje z wyraźnie wyczuwalnym oporem. Być może w zamierzeniu konstruktorów takie właśnie nastawy mają wywołać u kierowcy wrażenie prowadzenia znacznie większego pojazdu, jednak w codziennej eksploatacji wymagają od niego użycia większej siły, zwłaszcza przy małej prędkości jazdy.
Taniej już nie można
Nowy Nissan z silnikiem 1.5 dCi jest dostępny wyłącznie z napędem na przednią oś, siłą rzeczy nie ma więc żadnych szans na zdziałanie czegokolwiek poza asfaltem (napęd 4x4 to opcja kosztująca 8000 zł, ale tylko z mocniejszymi silnikami). Łatwo natomiast przychodzi mu pokonywanie przeszkód występujących w codziennym ruchu miejskim, wysokich krawężników czy dziur w jezdni. Qashqai ma być autem sprawnie przemierzającym tzw. miejską dżunglę i - pomimo, że z założenia powiela zalety i wady zarówno kompaktów, jak i SUV-ów - to rzeczywiście jest pojazdem "miastoodpornym".
Trudno spodziewać się, aby crossover był tańszy od typowego auta kompaktowego. Podstawowa wersja wyposażeniowa Visia z silnikiem benzynowym 1.6 115 KM to wydatek 68 500 zł (standard obejmuje sześć poduszek powietrznych, aktywne zagłówki przednich foteli, klimatyzację i radio z CD). Pełnowymiarowe SUV-y są jednak jeszcze droższe, chociażby z powodu bardziej skomplikowanego układu przeniesienia napędu. A tymczasem przytłaczającej większości nabywców takich aut znacznie bardziej zależy na ich wyglądzie niż na możliwości jazdy poza drogami asfaltowymi. To właśnie dla nich przeznaczony jest Qashqai. Od początku roku do końca maja na polskim rynku sprzedano ponad 500 sztuk tych samochodów. Z jednej strony to spore osiągnięcie, z drugiej... nie jest żadną tajemnicą, że gdy brakuje konkurencji - nie brakuje zysków.
W filmie wykorzystano fragmenty utworu pt. "She's Madonna" w wykonaniu Krisa Menace.