BMW serii 7 z silnikami benzynowymi zniknie z rynku na rok. Facelifting też się opóźni
Czy musimy odpowiadać na pytanie - dlaczego? Oczywiście "winne są" normy - tym razem WLTP oraz badania RDE (Real Driving Emissions). Przerwa jest spora, ale na szczęście czasowa.
Chyba zaczniemy się powoli przyzwyczajać do złych wieści z rynku. Przynajmniej póki co. Tymczasem ironiczny chichot wydobywa się zewsząd, bo wprowadzenie nowych norm wymusiły nie tylko coraz bardziej odrealnione wyniki spalania wg producentów, ale również coraz bardziej odrealnione grupy społeczne, w związku z m. in. aferą Dieselgate. Tymczasem słyszymy: Audi nie będzie miało silników W12, R8 nie będzie miało następcy, BMW wycofa M760Li. I... przerwa w produkcji całej gamy benzynowej serii 7.
Benzynowej?! A te "śmierdzące diesle"?
Spełniają normy bez zająknięcia. A jak nie, to będzie można je wymienić lub zwrócić, o czym ostatnio wspominaliśmy. Tymczasem "siódemki" z benzynowymi 6,8 i 12 cylindrowymi silnikami muszą przejść modernizację, która pozwoli im spełniać odpowiednie normy. Zmianom ma podlegać układ wydechowy. Oczywiście będzie on musiał otrzymać filtr cząstek stałych, co wymaga przeprojektowania całego wydechu, katalizatorów i tym podobnych "drobiazgów".
Co za tym idzie? Poza niemożnością zamówienia sobie takiego samochodu? Przesunie się również planowany na ten rok facelifting serii 7. Co prawda samochód zostanie zaprezentowany w tym roku (możliwe, że nieco później niż było to zaplanowane), ale do sprzedaży wejdzie na początku 2019-go, już w pełnej gamie modelowej.
W przypadku serii 7, ok. 30 % sprzedaży w Europie to wersje benzynowe. Na pozostałych rynkach takie "siódemki" wciąż będą oferowane i nie wspomina się póki co o jakichkolwiek zmianach w tej kwestii.