BMW X1 xDrive 25d

Skonfigurowałem sobie idealne BMW serii 1. Mocny i oszczędny zarazem, turbodoładowany silnik o znanym nam oznaczeniu 25d, kilka gadżetów w środku, ładny lakier, skóra... A cóż to za fiolka z literką X? Wygląda zachęcająco, ładnie pachnie. Dajmy kropelkę, tylko jedną... Ups! Wylało się...

BMW 125d, które właśnie miałem odebrać z salonu, zadrżało. Kompaktowe nadwozie zaczęło się dziwnie poruszać, giąć, jakby od wewnątrz działała na nie jakaś potężna siła. Osie zaczęły oddalać się od siebie, nadkola wybrzuszać i powiększać, robiąc miejsce na ogromne, felgi, które pojawiły się znikąd. Do diabła! Co się ze mną dzieje?

Z uśmiechem na twarzy wręczyłem jakiemuś człowiekowi walizkę w czerwone groszki wypchaną pieniędzmi, by jeszcze przed zajęciem miejsca za kierownicą zdać sobie sprawę, że nie pamiętam, jak wyglądał. Otwieram drzwi i nie zwracając na nic uwagi siadam na świetnie wyprofilowanym fotelu. Tu jest wygodnie, nic mnie już nie obchodzi. Jedyne wyjście to ciemny tunel, w który ochoczo wjeżdżam. Chociaż ciągle mam wrażenie, że decyzje podejmuje za mnie ktoś inny...

Wnętrze prowadzonego przeze mnie pojazdu nie ma nic wspólnego z surrealizmem, jakiego doświadczyłem przed chwilą. No, może poza czarno-pomarańczowymi paskami na fotelach z miękkiej skóry w moim ulubionym, ostrygowym kolorze. Pasków nie chciałem. Zupełnie czarna dźwignia hamulca ręcznego też mi tu nie pasuje. Deska rozdzielcza natomiast jest zaprojektowana ergonomicznie i stylowo - matowe wstawki z drewna szlachetnego Fineline Bay oraz masa miękkości pod palcami robią niezłe wrażenie, podobnie jak ekstrawagancko zaprojektowane klamki. Radio jest tylko radiem, panel klimatyzacji steruje tylko tym, co ma w nazwie, a resztą zajmuje się iDrive, w którego skład wchodzi oczywiście nawigacja - nie wiem jednak, dlaczego celu podróży nie da się ustawić na nic innego niż rabbit hole. Skoro nie ma wyjścia, tam właśnie zmierzam.

Pozycja za kierownicą jest wyższa niż w serii 1, w której chciałbym teraz siedzieć, jednak wystarczająco sportowa abym uwierzył, że siedzę w najprawdziwszym BMW. Siedzi się nisko, tyle że w większej odległości od ziemi... Nie pytajcie mnie, jak to działa, bo sam nie mam pojęcia, o co w tym wszystkim chodzi. Wygląda jednak na to, że zaraz się przekonam - szybko zbliżający się seledynowy znak w kształcie szesnastokąta foremnego oznajmia mi, że zbliżam się do quadriple S curve. Na wszelki wypadek przełączę 8-biegową skrzynię automatyczną w tryb sport, bo coś mi mówi, że przyda się większość spośród 218 koni mechanicznych pochodzących z 2-litrowego TwinPower Turbodiesla.

Zacieśniające się "eski" to świetny sprawdzian dla układu kierowniczego, hamulców i zawieszenia. Dobrze wyprofilowana, niewielka kierownica pozwala zmieniać kierunek jazdy niemal tak szybko, jak zmieniają się zakręty, lecz jest jeden problem - na skręt kierownicy w prawą stronę samochód reaguje ucieczką w lewo. Być może to wada tego egzemplarza? Nie zaszkodzi zawrócić i zapytać. Korzystając z pomocy asystenta parkowania, zmieniam kierunek jazdy. Gdy droga jest równa, spokój i komfort jest rewelacyjny. Wydajność również - z baku ubywa 5,6 litra oleju napędowego na 100 km, więc nie będę musiał zbyt często go napełniać. Jedzie się tak miło, tak wygodnie... I ten zapach. Wielu producentów o tym zapomina, ale nie BMW. I nie chodzi o zapach ostrygowej skóry, a o przemiłą woń wydobywającą się z klimatyzacji. Aż chce się tu wracać. Przy ponownym wjeździe do tunelu światła same się włą... Hej, przecież tej ściany tu nie było! Aby nie zakończyć podróży na wielkim tworze rodem z szarych, polskich blokowisk, obracam ster o 180 stopni.

Lecz nawet gwałtowne i pozbawione wyczucia manewry nie wyprowadzają tej dziwnej "jedynki" z równowagi - dzięki silnikowi przesuniętemu w stronę kabiny i pokaźnemu akumulatorowi w bagażniku, jest naprawdę dobrze zbalansowana. Wyższe nadwozie to oczywiście większe przechyły, z którymi całkiem nieźle radzi sobie nieco utwardzone zawieszenie, ale i lepsza widoczność - z daleka dostrzegam rozległą, piaszczystą równinę. Tam odpocznę i zastanowię się, co dalej.

W oczach mi pociemniało, a moje oblicze zbladło. Szczypię się - boli... Kojarzycie sytuacje z kreskówek, gdzie salto do tyłu po nadepnięciu na skórkę od banana zdarzało się niemal w każdej z nich? Otóż to, co z daleka wyglądało na pustynię, okazało się morzem skórek od bananów. Skąd one się tu wzięły? Dlaczego nawigacja mnie tędy prowadzi? I najważniejsze pytanie: kto, u licha, zjadł tyle bananów?! Łatwo nie będzie, ponieważ zamiast prostej drogi, nawigacja wskazuje szereg zakrętów, których muszę się trzymać pomimo faktu, że tak na prawdę nie istnieją. Lecz czując, że to wszystko jest częścią jakiegoś ważnego planu, odtwarzam najgłupszą trasę, jaką ktokolwiek mógł wymyślić. Czas na szereg nawrotów, ósemek i łuków na bananowej pustyni.

Przyczepności tu nie ma, lecz samochód zdaje się zupełnie o tym zapominać. Tylnonapędowe 125d miałoby trudności z poruszaniem się w jakimkolwiek kierunku, a tu, z wyłączonymi systemami wspomagającymi kierowcę, jadę w obranym kierunku bez większych problemów. Głębsze aplikacje gazu powodują jedynie bardzo delikatne szarpnięcia pochodzące z okolic przedniego zawieszenia, walczące z nadsterownością, jeszcze zanim się pojawi - ale tylko przy bardzo dynamicznej jeździe. O podsterowność również ciężko, a spokojne podróże "na śliskim" są całkowicie płynne i pozbawione poślizgów. Wygląda więc na to, że przednie koła też dysponują momentem obrotowym z puli 450 Nm. Ciekawe...

Przez to całe bananowo-zakrętowe szaleństwo nie zauważyłem pewnej istotnej cechy wnętrza. Otóż większość jego elementów posiada metki. Takie same, jakie towarzyszą ubraniom w sklepach, tylko nadrukowane na nich ceny znacząco się różnią. Na skrzyni biegów, której praca nie przestaje mnie zachwycać, widnieje pokaźna wartość 9391 zł. Na fotelach napisano Skóra Nevada ostrygowy z żółto-czarnymi szwami - 4585 zł. Rozglądając się dalej, dostrzegam przyklejoną od zewnątrz metkę Błękit oceanu met. - 2884 zł, a zagłębiając się w iDrive, okazało się, że całość upakowanych tam funkcji (włączając w to kamerę cofania) wyceniono na 29 787 zł. Sumując wszystkie ceny wyposażenia dodatkowego z naklejoną na masce ceną wersji podstawowej 125d skropionej czynnikiem X (93 502,00 + 156 100,00), otrzymujemy całkiem ładną sumkę - 249 602,00. Super, ale kto za to zapłacił?

Kolejna zmiana krajobrazu, którą sugerują skaliste bezdroża wyrastające spod linii horyzontu, przyniosła również zmianę temperatury. Zrobiło się tak gorąco, że klimatyzacja przestała sobie radzić z chłodzeniem obszernej kabiny. Zasłaniam więc fantastycznie wyglądający szklany dach, aby ograniczyć bombardowanie mojego spoconego ciała strumieniami fotonów. Wykańczająca wyprawa ma się na szczęście ku końcowi - cel podróży jest 1000 metrów przede mną, wciskam więc gaz nieco mocniej i sunę w kierunku wyświetlonym na monitorze.

W cięższym terenie dają o sobie znać starania BMW o radość z jazdy na dobrych drogach. Na poważne nierówności jest tu zdecydowanie za twardo, a niskoprofilowe opony wcale nie pomagają. Niemniej jednak na wysoki krawężnik wjedziemy, a i pagórki będące nierzadkim urozmaiceniem polnych dróg nie będą problemem. A skoro o pagórkach mowa, właśnie pokonuję ostatni - za 2 metry czeka cel mojej podróży. Upragniony, ważny - przecież pokonałem tak długa drogę, by tu dotrzeć. Za pagórkiem natrafiam jednak na strome urwisko, mające definitywnie zakończyć moją przygodę. Nie, to kot. Duży kot. Niebieski kot. I ma otwartą paszczę... Auf Wiedersehen!

Zrywam się na równe nogi, co skutkuje natychmiastowym zatrzymaniem mojej czaszki na elemencie wnętrza tramwaju PESA Swing. Dziwne spojrzenia ludzi sugerują, że mój sen nie należał do spokojnych. Szczęśliwie obudziłem się w samą porę, bo wysiadam już na następnym przystanku. Mój cel: siedziba BMW Polska. Po chwili znalazłem się na parkingu podziemnym, gdzie po dopełnieniu formalności wsiadam do testowego BMW X1 xDrive 25d w kolorze niebieskim. Głębszy wdech i... chwila! Znam ten zapach! Błyskawicznie przypomina mi się wszystko, o czym śniłem w drodze po ten samochód i już wiem, jak wyglądał człowiek, któremu wręczałem walizkę pieniędzy. Rozmawiałem z nim przed chwilą! Wysiadam z samochodu i zasuwam w jego kierunku. Trzyma walizkę w grochy! Zanim zdążyłem go dopaść, otwierane magnetyczną kartą drzwi się zatrzasnęły. Odwracam się. Nagle "ringi" wszystkich zaparkowanych modeli zerkają w moją stronę. BMW 640d Gran Coupe, 125d M, Z4 sDrive28i, M550d... patrzą na mnie. Ich silniki ryczą, ruszają w moją stronę. Ratunku!

Budzę się we własnym łóżku, ściskając pilot z logo BMW tak mocno, że otwiera on stojące pod domem X1. Tej nocy wystarczy mi wrażeń. Jadę się przejechać świetnym crossoverem, który zarówno w mieście, jak i w trasie spisuje się znakomicie. Oferuje wygodę, osiągi oraz ładny zapach, który zapamiętam na długo - wszak zmysł węchu ma wielką moc przywoływania wspomnień...

Plusy:
+ "czteropędny" xDrive
+ oszczędny i mocny 25d
+ wnętrze godne BMW
+ proporcjonalny, elegancki oraz atrakcyjny wygląd
+ praktyczność podwyższonego nadwozia
+ zapach

Minusy:
- odrobinę za twarde zawieszenie
- komfort podróżowania na tylnej kanapie mógłby być wyższy
- twarde plastiki w mało macanych miejscach

Podsumowanie:
Czynnik X: 218 mg paliwa rakietowego, 249 mg pyłu diamentowego, substancja czynna: radość z jazdy 205 g, substancje pomocnicze: xDrive 6,8 g. Przed użyciem skonsultuj się z lekarzem lub farmaceutą, gdyż lek ma właściwości halucynogenne. Ulotkę też przeczytaj.