Chevrolet Aveo 4d 1.4 16V Premium
Poszerzone nadkola, agresywny przedni zderzak, charakterystyczne tylne lampy i nadwozie typu sedan to elementy przypominające Lancera Evo V. Test Chevroleta Aveo po niedawno przeprowadzonym lifcie wykaże, czy ma coś jeszcze wspólnego z kultowym Mitsubishi.
Marka Chevrolet znana jest na całym świecie. Słynne Corvetty, Camaro czy Impale budzą respekt u wszystkich miłośników amerykańskiej motoryzacji. Znane jednak w Polsce modele Spark, Aveo czy Lacetti poza znakiem firmowym nie mają w rzeczywistości za dużo wspólnego z kultową firmą. Są przetworami dawnego Daewoo i dla wielu są następcami Matiza, Lanosa i Nubiry i bliżej im do koreańskiej tandety niż do krainy wysokich biurowców, spasionego jedzenia z Big Mac'kiem na czele i 5-litrowych V-ósemek. Czy aby na pewno?
Pomarańczowe testowe autko to Chevrolet Aveo, w bijącym coraz większą popularność nadwoziu typu sedan. Zapomnijmy o "eLkach" śmigających po naszych ulicach i kursantach dosiadających właśnie małego Cheviego. To zupełnie nowy model, który dostaje dumną metkę z podpisem model 2007. Ma ładny kolor, atrakcyjną bryłę nadwozia i bogate wyposażenie. Do tego dochodzi dość żwawy 94-konny motorek. Spróbujemy dowieźć, że wydanie każdej złotówki na ten model będzie opłacalną i trafną inwestycją. Amerykanie do boju!
aEVO
Na wstępie chciałbym zaznaczyć jedno - gdyby nadwozie miało biały kolor, grafitowe alufelgi szprychowe miały rozmiar 16 lub 17-cali, przedni zderzak otrzymałby ogromne okrągłe halogeny a tylna klapa jeszcze większe skrzydło, to z pełną odpowiedzialnością powiedziałbym, że Chevrolet Aveo wygląda jak Mitsubishi Lancer Evolution V. Niestety karoserię polakierowano na pomarańczowy metalik (bardzo modny i szpanerski lakier), stalowe felgi w rozmiarze 15 cali mają paskudne kołpaki, przedni zderzak co prawda ma malutkie światła przeciwmgielne, ale listewki na tylnej klapie na pewno nie nazwałbym spoilerem.
Na całe szczęście charakterystyczne dla rajdowego japończyka poszerzenia na nadkolach oraz bardzo podobne tylne lampy spowodowały, że w naszym redakcyjnym gronie od razu przyjęła się żartobliwa nazwa "aEVO". Linia małego Chevroleta nie jest zakłócona zbędnymi detalami, a całość sprawia bardzo zgrabne wrażenie. Nie ma karykatur ekierki w stylu Logana, czy doklejanego plecaka do Clio w postaci Thalii. Tu wszystko jest sprawnie i elegancko zaprojektowane z dopracowaniem szczegółów.
Przednie reflektory są duże, między nimi znalazła się pokaźna chromowana atrapa ze znakiem Chevroleta. Maska płynnie przechodzi w agresywnie stylizowany zderzak z trzema wlotami powietrza, gdzie w skrajnych umieszczono światła przeciwmgielne. Z boku zaskoczy optycznie rozmiar kół, choć po oponie sprawdzamy, że ma dość odpowiedni rozmiar 185/55 R15. Może gdyby tak był cal więcej i gdyby zawieszenie spuszczono o 2-3 centymetry samochód nabrałby charakterku - tak to mamy wrażenie jakby samochód stał na szczudłach, a w przepastnych poszerzanych nadkolach siedziały 13-tki. Tył niczym nie zaskakuje poza wspomnianymi lampami a la Evo i listewką udającą spoiler.
Chevy od środka
Pociągam solidną klamkę i otwieramy nieco za wąsko wychylające się drzwi. Pierwsze wrażenie jest bardzo pozytywne - deska rozdzielcza jest ciekawie zaprojektowana i wcale nie wygląda, jakby jej właścicielem był mały samochód. Odważnie można nawet powiedzieć, że nie powstydziłby się jej nawet produkt japoński czy typowo amerykański. Mnie skojarzyła się z tworami Lexusa czy Infiniti. Ale to kwestia gustu, a wiadomo o tym nie dyskutujemy.
Czarne plastiki są zaskakująco dobrej jakości, a elementy lakierowane na srebrno rozjaśniają wnętrze. Całość ma lekkie linie, a dolna konsola sprawia wrażenie uśmiechniętej. Szkoda, że ten uśmiech jest nieco za szeroki i troszkę wadzimy w niego kolanem. Skrywa on pokrętła klimatyzacji (ciekawe, że środkowe jest całkiem inne od pozostałych), a poniżej znajdziemy schowek ze sprytnie wysuwanym uchwytem na napoje.
Powyżej znajdziemy radio CD, w które wyposażona jest również droższa Epica. Sprzęt gra pozytywnie, jednak wyświetlacz jest nieczytelny, szczególnie jeśli zaświecimy światła (oświetlenie ściemnia się) i jeszcze zaczną na niego padać promienie słoneczne. Przy okazji nieco niefortunnie umieszczono przycisk włączania świateł awaryjnych - po prawej stronie przy kolanie... pasażerki. Częste używanie tego włącznika powoduje u niej zalotny uśmiech, gorzej jeśli obok siedzi mężczyzna.
Co kierowca ma przed oczami? Kierownicę, liczniki i przełączniki. Wszystkie te elementy budzą mieszane uczucia. Dlaczego? Otóż kierownica mimo, że obita skórką jest zdecydowanie za duża i przypomina bardziej fajerkę wyciągniętą z Mercedesa taksówki niż z miejskiego sedana. Plus za wbudowanie sterowania radiem - choć to jeden z elementów tylko bogatszych wersji. Zegary są czytelne i mają ciekawe obramowania. Wieczorem są podświetlane na zielono - zarówno cyfry jak i "marginesy" dokoła, jednak czerwone wskazówkami nieco dziwnie się z nimi komponują. Wielki minus za brak nie dość, że lampki od świateł pozycyjnych, to jeszcze mijania - deska informuje nas jedynie o włączeniu świateł drogowych oraz halogenów. Te ostatnie to również pewien indywidualizm Chevroleta - zamiast umieścić pierścionek z włączaniem przednich oraz tylnych przeciwmgielnych na przełączniku świateł, to w Aveo właśnie tylne przeniesiono na przełącznik wycieraczek. Dziwne i wymagające przyzwyczajenia rozwiązanie.
Jak się podróżuje? Fotele oraz tylna kanapa są wygodne i nie męczą swoich pasażerów. Co prawda fotel kierowcy mógłby być zamontowany jeszcze niżej, ale cudów nie oczekujmy. Podłokietnik odbierany jako synonim luksusu jest za mały i kompletnie nie zdaje egzaminu, a jedynie przeszkadza czasem przy zmianie biegów. Tylna kanapa nie oferuje nam już tyle miejsca, co przednie fotele i wyższym pasażerom szczególnie w okolicach kolan może być nieco ciasno. Nieco zdziwiła mnie tapicerka - ma takie dziwne "kieszonki" i wygląda jak pokrowce. Na całe szczęście tak nie jest.
Czas spakować bagaże. Tylną klapę możemy otworzyć na dwa sposoby - albo przyciskiem w drzwiach przy osłonie głośnika (ciekawe rozwiązanie) albo wkładając kluczyk do nieco przysłoniętej tablicą wkładki w pokrywie (kiepskie, ale zabezpieczające rozwiązanie). Do naszej dyspozycji stanie otworem 400-litrowy bagażnik, który możemy powiększyć poprzez złożenie oparć. Szkoda, że nie składa się również siedzisko, bo przy rozłożeniu tworzy się dość wysoki schodek. Otwierająca się szeroko klapa trzyma się na pięknych i wielkich zawiasach przypominających szkolne stołki, które świetnie wnikają do bagażnika i ograniczają naszą przestrzeń. Optymistyczne jest to, że koreańska konkurencja w postaci Huyundai'a Accenta i Kii Rio oferują równo po 390 litrów.
Pomruk 5-litrowego V8
Każdy z nas marzy o zajęciu miejsca na fotelu prawdziwego Chevroleta i o przekręceniu kluczyka budzącego do życia monstrualnego Big Block'a. Niestety marzenia odkładamy na bok, i odpalmy 94-konny silnik o pojemności 1,4-litra. Chodzi nieco po "oplowsku", ma twardą charakterystykę i nie kocha wysokich obrotów - brzmi wówczas jak zarzynany prosiak, czyli głośno i nieprzyjemnie. Ale nie ma sensu go męczyć. Przy szybkiej i agresywnej jeździe zadowala się ponad 10 litrami na 100 kilometrów. Na trasach szybkiego ruchu spalanie spada do 7,7 litra, a na normalnych o kolejne pół litra do 7,2. W mieście spalanie wskazało wynik dokładnie taki, jaki życzy nam producent - 8,9 litra. Średnio na całym testowym dystansie nasze Aveo zadowoliło się 7,8-litrami na 100 km, a to już przyzwoity wynik.
Pewne zastrzeżenia można mieć do przeniesienia napędu. Lewarek biegów nie dość, że jest ustawiony dziwnie krzywo (tu gdzie w Aveo jest "jedynka" w większości aut wypada "trójka"), to biegi wchodzą z dziwnym oporem. Wygląda to tak, że jedziemy na dwójce, wciskamy sprzęgło i zamiast wrzucać trójkę, to po drodze musimy zrobić przestój na luzie. W przeciwnym razie skrzynia może "zahaczyć". Tutaj Mitsu Lancer świeci przykładem. Do tego jeszcze zmianie tej towarzyszy dziwne zjawisko podtrzymania (nie mylić z czasowstrzymywaczem) obrotów silnika. Nieco to dziwne.
Zawieszenie i hamulce to średnia krajowa, a więc ani powodów do zachwytów, ani specjalnie do narzekań nie daje. Jest miękko, ale stabilnie choć samochód lubi się nieco bujać. Może pomogłyby tu większy rozstaw kół czy obniżenie zawieszenia, jednak ucierpiałby na tym komfort resorowania. A ten jest na naprawdę wysokim poziomie, zwłaszcza czuć to przy pokonywaniu na przykład nierówności poprzecznych jak torowiska. Niestety Aveo lubi przy tym nieco pohałasować.
W zatrzymaniu pomoże ABS, a w razie wypadku cztery poduszki powietrzne będące standardem testowanej wersji Premium. Niestety przykrą wiadomością są tylko dwie gwiazdki w testach zderzeniowych Euro NCAP - trzeba zbudować naprawdę znakomitą konstrukcję, aby otrzymać maksymalną notę 5 gwiazdek. Choć te ostatnio zdarzają się naprawdę bardzo często.
Gotowy do boju!
Dobrze, że Chevrolet zaprezentował nowe Aveo w sedanie. Zerwał tym samym z kiepską opinią o tym samochodzie, jaką cieszył się nie tylko wśród właścicieli. Auto jest w miarę przestronne, dobrze wykonane i ma bogate wyposażenie. Nie jest jednak w swojej klasie ani mistrzem przestronności, ani oszczędności ani cudownej ceny. Testowana wersja Premium to wydatek ponad 50.000 złotych, podczas gdy najbliższa konkurencja jest w swoich najbogatszych wersjach znacznie tańsza - Hyundai Accent 1.4 Style kosztuje 46.400 złotych (przy 3500 zł rabatu), a Kia Rio 1.4 Optimum 46.900 złotych. Zawsze można jeszcze wybrać tańszą i większą konkurencję w postaci Dacii Logan, jednak rumuński sedan to wybór dla tych, którzy cenią przestrzeń i zaoszczędzone pieniądze - Chevrolet jest znacznie lepiej wykonany i ma dużo bogatsze wyposażenie. Jednak coś za coś.