Bestia, która uzależnia. Test Jeepa Grand Cherokee Trackhawk | TEST

Myśleliście, że Grand Cherokee SRT to szalony wóz? Ja też tak myślałem. Do czasu, gdy nie wsiadłem w 700-konnego Trackhawka, który sprawia, że poprzedni „muscle SUV” od Jeepa zdaje się być potulny jak owieczka.

Gdy pojawiły się pierwsze doniesienia w temacie Trackhawka, nie chciało mi się wierzyć, że auto rzeczywiście powstanie i będzie seryjnie produkowane. Myślałem, że SRT jest wystarczająco szalone jak na gamę Jeepa, w której sporą część stanowią już miejskie SUV-y z benzynowymi silnikami 1.4. Potem okazało się, że rzeczywiście, 700-konny potwór będzie produkowany, a na dodatek trafi na niektóre europejskie rynki, w tym do Polski. W skrócie, nie sądziłem, że uda mi się zasiąść za masywną kierownicą jednego z najmocniejszych SUVów na świecie, ale, jak widać, udało się. Spędziłem parę dni z najnowszym i najbardziej szalonym dzieckiem koncernu FCA i poznałem go dość dobrze.

Jeep Grand Cherokee Trackhawk | fot. Maciej Lubczyński

Cichociemny

Jeśli zależy Wam na szpanie, możecie być zawiedzeni aparycją Trackhawka. Na pozór niewiele różni się on od SRT i tylko wprawne oko dostrzeże przestylizowany przedni zderzak, standardowe dla tej wersji czarne felgi i poczwórnie zakończony układ wydechowy. Najmocniejszy seryjny Jeep da jednak nauczkę każdemu, kto przedwcześnie go oceni. Pod maską zmian jest bardzo wiele i czynią z tego auta niemalże sleepera!

Jeep Grand Cherokee Trackhawk | fot. Maciej Lubczyński

Przede wszystkim - silnik. Sercem Trackhawka jest 6.2-litrowe (a więc mniejsze o 0,2 litra niż w SRT) V8 z magicznym dopiskiem SUPERCHARGED, czyli doładowane dodatkowo kompresorem dostarczanym przez IHI. Rwące potoki benzyny spotykają się w przepastnych cylindrach z huraganowymi podmuchami powietrza, by przy 4800 obrotach na minutę wygenerować 868 Nm. Maksymalna moc to wspomniane już 700 KM, jednak osiągi i dane homologacyjne z USA pozwalają przypuszczać, że na hamowni Jeep wykręciłby jeszcze trochę lepszy wynik…

Inna niż w SRT jest również skrzynia biegów. ZF stosowany w innych Grand Cherokee nie byłby zdolny do przeniesienia tak dużego momentu obrotowego, więc o sprawną zmianę przełożeń dba tu nowy mechanizm, przygotowany nawet na 1000 Nm momentu obrotowego. W praktyce sprawdza się ge-nial-nie! Działa idealnie płynnie, tylko w trybie „Track” okraszając zmiany biegów lekkimi szarpnięciami. Start z miejsca nie jest okupiony opóźnieniem i nawet bez procedury startu możemy osiągać fenomenalne wyniki do setki. Rekordowy czas z testu wyniósł 3,4 sekundy wg pokładowego stopera. Największa prędkość osiągnięta testowym egzemplarzem to 287 km/h, ale spieszę dodać, że to nie moja sprawka - gdy odbierałem auto, taki „high score” był już zarejestrowany w komputerze.

Jeep Grand Cherokee Trackhawk | fot. Maciej Lubczyński


Przy spokojnej jeździe, skrzynia wrzuca kolejne przełożenia bardzo szybko i nierzadko zdarza się pokonywać zakręty na skrzyżowaniach na czwórce czy piątce. Jest również tryb ECO, który dodatkowo przyspiesza zmiany biegów, zbijając przy tym spalanie w okolice zaledwie 15-16 litrów na drogach krajowych i do około 25 litrów w mieście! Nie ma co rozpisywać się jednak o spalaniu. Trackhawk tak bardzo kusi do deptania gazu, że 30 litrów na setkę nie będzie niczym szczególnym.

Zawieszenie to aktywny układ znany z SRT, tu jeszcze bardziej usztywniony. Trackhawk wciąż jest relatywnie komfortowym, choć sztywno zestrojonym SUV-em. W samochodzie, który waży 2,6 tony i jest zdolny osiągnąć 290 km/h jest odpowiednia sztywność układu jezdnego to sprawa wielkiej (nomen omen) wagi. W trybie „Track”, Jeep zachowuje się całkiem nieźle jednak jego prowadzenie wciąż ciężko opisać jako „ostre” lub „precyzyjne”. Przy gwałtownej zmianie pasa, np. podczas wyprzedzania raczej nie obędzie się bez korygowania toru jazdy, już po wyjechaniu na przeciwległy pas. Stara, amerykańska szkoła nadal jest w tym szalonym Jeepie obecna. Wrażenia te potęguje leniwy układ kierowniczy. Choć w stosunku do SRT, jego przełożenie uległo nieznacznemu skróceniu, nadal bliżej mu do poczciwych, cywilnych Grand Cherokee, których konstrukcja pamięta jeszcze czasy aliansu z Daimlerem.

Jeep Grand Cherokee Trackhawk | fot. Maciej Lubczyński

700 koni Trackhawka czuje się więc lepiej na prostych niż w zakrętach. Zaskoczeni? Wiem, że nie, dlatego spieszę, by opisać jak topowy, limitowany Grand reaguje na gaz wciskany do dechy. Nie będę ukrywał, przez kilka dni spędzonych z tym nienormalnie szybkim autem, często miewałem uczucie dziwnie ciężkiej stopy…

Naprawdę, byłbym w stanie uwierzyć, że atomowe starty Trackhawka nie służą nawierzchni publicznych dróg. Wyposażony w opony o szerokości 295 mm Jeep, potrafi odepchnąć się od asfaltu tak skutecznie, że do naszych uszu dobiega tylko lekki, półsekundowy pisk i nim zdążymy się zorientować, wszystko to co było przed nami, możemy oglądać we wstecznym lusterku. Pierwszy start z pełną mocą w tym aucie kończy się po chwili instynktownym odjęciem gazu, bo nawet wprawnych kierowców może zaskoczyć fakt, że ogromny SUV o aerodynamice akwarium zapewnia przeciążenia znane do tej pory tylko z supersamochodów. Wrażenia z jazdy w trybie Track są obłędne, a w grzecznym trybie „Auto” osiągi są porównywalne ze słabszym SRT. Najmocniejszy Grand Cherokee jest samochodem, w którym wyprzedzanie na drogach krajowych nie wymaga nabierania rozpędu. Zero zawahania, po prostu wciskasz gaz i praktycznie z każdej prędkości przyspieszasz katapultujesz się, by zakończyć manewr po 2 sekundach. Lub 2,5 jeśli akurat wyprzedasz TIRa. Dla frajdy możesz skorzystać z szybko działających łopatek do zmiany biegów, jednak musisz pamiętać o zmianie przełożenia na wyższy - ten moment nadchodzi niespodziewanie szybko i Jeep nie wrzuci kolejnego biegu za Ciebie.

Jeep Grand Cherokee Trackhawk | fot. Maciej Lubczyński

Z innych niesamowitych rzeczy - zdarza się, że ogromne, wielosezonowe opony przegrywają z monstrualnym momentem obrotowym, co w trybie Track najprościej sprawdzić szybko ruszając na lekko skręconych kołach. Konieczność założenia kontry - gwarantowana. Apetyt i ochota na przyspieszanie są niemal nieograniczone. Jeep przestaje chętnie nabierać prędkości grubo powyżej wartości dopuszczalnych na polskich autostradach. W praktyce, Trackhawk „słabnie” (dziwne słowo by opisać wrażenia z jazdy 700-konnym autem) przy prędkościach, którymi po drogach poruszają się tylko rasowe, sportowe auta. Sprawdzone przyspieszenie od zera do 160 km/h zajmuje mu około 8 sekund, od zera do 200 km/h około 14 sekund.

Jeep Grand Cherokee Trackhawk | fot. Maciej Lubczyński

Przyspieszenie jest okraszone fantastycznym dźwiękiem V8 podobnym do tego, które znane jest z SRT. W przypadku 700-konnego silnika pojawił się dodatek w postaci wyraźnie słyszalnego wycia doładowania. Podobno to wycie się kocha, lub nienawidzi. Nie wiem jednak jak można go nie lubić, skoro niemal za każdym razem oznacza ono szalenie uzależniające poczucie wciskania w fotel?

Jeep Grand Cherokee Trackhawk | fot. Maciej Lubczyński

Zawód przeżyją Ci, którzy liczyli na istotne zmiany we wnętrzu. Trackhawk nie różni się w zasadzie niczym od SRT. Na fotelach wyszyta jest nazwa modelu, na kierownicy pojawił się specjalny emblemat. Logo na kierownicy już nie jest skrótem od Street and Racing Technology, a „jedynie” znaczkiem Jeepa. Najbardziej sportowe akcenty to licznik wyskalowany do 320 km/h i… kluczyk - jest czerwony i nie nosi on nazwy producenta, a jedynie napis „Trackhawk”. Jakość względem całej rodziny Grand Cherokee nie uległa zmianom i wciąż nie zachwyca. Kokpit wyraźnie daje znać, że czas nowego modelu zbliża się nieubłaganie.

Jeep Grand Cherokee Trackhawk | fot. Maciej Lubczyński

Skoro topowy to pewnie drogi? I tak, i nie. Ponad pół miliona złotych to sporo, jak za samochód, ale z pewnością nie tak dużo jak za SUV-a, zdolnego objechać spod świateł niejeden motocykl. W tej cenie, takich osiągów nie znajdziecie. Na dodatek, produkcja Trackhawka jest limitowana, co daje nadzieję, że ich cena nie będzie w przyszłości spadać tak jak ceny SRT. A przynajmniej do momentu, w którym FCA nie oznajmi, że postanowiło wsadzić jeszcze bardziej szalony silnik do Grand Cherokee, co biorąc pod uwagę zaplecze technologiczne nie jest wykluczone.

Jeep Grand Cherokee Trackhawk | fot. Maciej Lubczyński

Trackhawk to fantastyczny wóz. Bezapelacyjnie można go nazwać supersamochodem w nadwoziu SUV-a, który już w podstawowej wersji, choć nieco archaiczny, jest zwyczajnie przyjemny i klimatyczny. Czy chciałbym go mieć dla siebie, na co dzień? Może, choć byłaby to wyczerpująca znajomość. Ciężko jest nim jeździć spokojnie, a możecie mi zaufać, takie samochody bywają po prostu męczące. W Trackhawku nie odnajdziecie „szczypty szaleństwa” tylko całą jego wywrotkę.