Niewiele brakowało, a najgorsze Chryslery z rodziny K stałyby się Lamborghini

O tym, że Amerykanie w pewnym momencie całkowicie zatracili umiejętność robienia dobrych aut wiedzą wszyscy. Niewiele brakowało, a Chrysler zniszczyłby Lamborghini.

Jak pewnie wiecie pod koniec lat 80. XX wieku Amerykanie dobrali się do włoskich marek. Lee Iacocca, legendarny menadżer takich koncernów jak Ford czy właśnie Chrysler, miał ogromną ciągotę do klimatów z Półwyspu Apenińskiego. To właśnie on doprowadził do stworzenia przedziwnego wynalazku, jakim był Chrysler TC by Maserati. Na bardzo przeciętnej płycie podłogowej typu K (stąd nazwa K-Cars dla wszystkich pojazdów korzystających z tejże) powstał kabriolet, który był zlepkiem wszystkiego co najgorsze. Lamborghini.

Amerykańska stylistyka została lekko podrasowana przez Włochów. Pod maską znalazły się przedziwne silniki - od amerykańskiej konstrukcji 2.2 (rzędowa czwórka) z turbo, oferującej 160 KM, przez 3-litrowe V6 z Mitsubishi (w Chryslerze-Maserati!), aż po podrasowaną wersję jednostki 2.2, w której palce maczał... Cosworth. Co więcej, montaż auta odbywał się w zakładzie w Mediolanie, zaś silniki składano w jedną całość w Modenie. Lamborghini Chrysler.

Lamborghini

To jednak tylko rozgrzewka: Lamborghini prawie stało się "nudnym" znaczkiem

Lee Iacocca miał jeszcze jeden "doskonały" plan. Mając w swoim portfolio tak znakomitą markę jak Lamborghini postanowił dorzucić do oferty luksusową limuzynę. Oczywiście luksus jest tutaj w cudzysłowie, gdyż miał to być kolejny samochód z rodziny K-Car, który dostałby jedynie włoskie znaczki i chorą cenę. Historią podzielił się Bob Lutz, kolejny znany menadżer m.in. General Motors.

Prace nad limuzyną Lamborghini były bardzo szybkie. Auto z rodziny K-Car, czyli Chrysler Imperial, zostało delikatnie zmodyfikowane stylistycznie. Dorzucono obowiązkowy czerwony lakier, złote felgi i obniżone zawieszenie. Napęd trafiał jednak wciąż na przednią oś, a pod maską pracowało bardzo przeciętne i słabe V6.

Na szczęście projekt nie wszedł w życie. Jest to głównie zasługa pracowników Chryslera, którzy wiedzieli jak zły byłby taki samochód. Wszystko wstrzymywano, a finalnie w 1994 roku Lamborghini znowu zmieniło właściciela, tym razem na malezyjskie Mycom Setdco, które cztery lata później oddało tę markę w ręce koncernu Volkswagena. Resztę historii już doskonale znacie.

Teraz możecie zobaczyć jak wyglądałyby Chryslery z logo Lamborghini

Grafik Abimelec Arellano przygotował swoje wizje "włoskich" wersji amerykańskich aut. Obowiązkowe elementy? Poszerzenia nadwozia, charakterystyczne felgi i emblematy z bykiem. Trzeba przyznać, że jego koncepcja wygląda dokładnie tak, jak opisywał ją Bob Lutz. Cieszmy się więc, że Amerykanie nie wprowadzili tak głupich modeli na rynek. Lamborghini Chrysler.