Parlament Europejski poluzował normy emisji spalin. To dobrze, ale rewolucji nie będzie
Parlament Europejski przegłosował normę Euro 7 w nowym brzmieniu. To dobra wiadomość dla kierowców, gdyż przepisy wobec samochodów osobowych nie ulegną zmianie względem stanu obecnego. Nie oznacza to jednak, że Unia Europejska nie przyciśnie branży - nacisk położono na inne kwestie.
Wiele firm biło na alarm od dłuższego czasu mówiąc, że norma Euro 7 w pierwotnym brzmieniu będzie oznaczała kryzys dla branży motoryzacyjnej. Wyśrubowane wymagania dotyczące emisji spalin i dwutlenku węgla oznaczały gigantyczne koszty dla producentów, a to oczywiście przełożyłoby się na ceny w salonach. Silny lobbing ze strony kilku krajów członkowskich (w tym Czech, Włoch i Niemiec), a także wsparcie koncernów przyniosło pozytywne skutki. Parlament Europejski postawił na łagodniejsze brzmienie przepisów.
I choć jest to dla nas dobra wiadomość, to jednak powodów do radości nie mamy zbyt wielu.
Parlament Europejski zdecydował. Euro 7 nie będzie tak restrykcyjne
W przypadku samochodów osobowych nowa norma zachowa obecne wytyczne Euro 6d. Tym samym pozostajemy przy obecnej wartości emisji CO2 na poziomie 95g/km, oraz przy pozostałych wskaźnikach.
- CO: 1 g/km
- HC: 0,1 g/km
- NOx: 0,06 g/km
- VOC: 0,068 g/km
- PM: 0,0045 g/km
- Cząstki stałe: 6×1011/km
Dlaczego jest to dla nas ważne? Już obecne samochody spalinowe są "bardzo czyste". Podniesienie norm byłoby nie tylko bardzo kosztowne, ale przede wszystkim trudne do zrealizowania. Dlatego wiele firm wiedząc o nowych regulacjach skupiło się na szybkim rozwoju pojazdów elektrycznych.
Problem w tym, że poluzowanie regulacji nie oznacza nagłych zmian w ofercie marek samochodowych. Nacisk na rozwój nowych konstrukcji był na tyle duży, że poczynione inwestycje trzeba dokończyć i zrealizować. Poza tym szereg koncernów ma własne cele, które zakładają pełną elektryfikację gamy modelowej na lata przed wyznaczonym terminem w 2035 roku.
Ta zmiana jest też wyzwaniem dla firm, które przestały rozwijać swoje silniki spalinowe. Te formalnie mogą zostać z nami jeszcze przez 12 lat, przynajmniej według oficjalnych norm.
Parlament Europejski dokręci za to śrubę samochodom dostawczym, autobusom i ciężarówkom. Na celownik trafili też producenci opon i hamulców
Tutaj dokładne informacje pojawią się w najbliższym czasie, ale możemy oczekiwać wymogów niższej emisji CO2 i szkodliwych substancji. W przypadku producentów ogumienia i hamulców kluczowe będą kwestie ścieralności i emisji szkodliwych pyłów.
Jest to o tyle ironiczne, że w przypadku samochodów elektrycznych największym przeciwnikiem w tych kwestiach staje się ogromna masa tych samochodów, która potęguje efekt zużycia opon. Przy hamulcach wsparciem jest rekuperacja, aczkolwiek i ona nie jest w stanie całkowicie uchronić tarcz i klocków przed szybszym zniszczeniem przy intensywnej eksploatacji.