Renault Scenic Conquest 2.0
SUVy to obecnie najmodniejszy rodzaj nadwozia. Vany z kolei są popularne, rodzinne, praktyczne. W związku z tym przepisem na sukces powinno być połączenie obu tych gatunków. Producenci przekonują się do takiego rozwiązania, ale w tym przypadku chyba trochę się przeliczyli.
Zróbmy tak. Weźmy najpopularniejszego vana jakiego mamy w ofercie, podnieśmy go, zmieńmy nieco stylistykę i wypuśćmy na rynek, musi się udać. Taka myśl przyświecała najwidoczniej twórcom samochodów takich jak Volkswagen CrossTouran czy Renault Scenic Conquest. I właśnie ten ostatni, następca niezbyt popularnego Scenica RX4, trafił na parking autoGalerii, abyśmy sprawdzili, czy taki terenowo-rodzinny mutant jest warty zainteresowania. Oparty na krótkim Scenicu, z dwulitrowym benzynowym silnikiem, nieco podniesiony, zapowiadał, że może być to naprawde ciekawy pomysł.
Bez fajerwerków
Do wyglądu Scenica wszyscy zdążyliśmy się już przyzwyczaić - ostre kąty, przełamania linii nadwozia, typowa stylistyka Renault z początku XXI wieku. Wszystko to już znamy, widujemy bardzo często. "Renówki" wożą setki rodzin na wakacje, działki, do pracy i szkoły. Należało więc wprowadzić pewne modyfikacje, aby nie spowszedniały i aby jeszcze mogły zainteresować. Jednak, jeśli chodzi o Conquesta, nie wysilono się zbytnio. Pierwszy rzut oka to niepolakierowane zderzaki. Dopiero gdy podejdziemy bliżej, odkryjemy, że zmieniono cały zderzak, dołożono srebrną imitację metalowej płyty ochronnej pod silnik, zmieniono lampy przeciwmgielne.
W analogiczny sposób w tylnym zderzaku wyeksponowano odblaski. Całość w założeniu miała tworzyć wrażenie dodatkowych "przeprawowych" lamp. Po bokach znalazło się miejsce na czarne progi i nakładki błotników. Niewielkie zmiany, wzbogacone jeszcze szesnastocalowymi felgami może nie powalają, ale jednak wystarczyły, aby Scenic znów stał się oryginalny i budził zainteresowanie. Zresztą, w identyczny sposób Volkswagen zmienił swojego Tourana w wersję Cross. To oznacza, że stara ludowa prawda, że najprostsze rozwiązania są najskuteczniejsze, wciąż jest aktualna. Dodatkowo na plus testowego egzemplarza Conquesta działa kolor. Nadwozie polakierowano w kolor zwany "pomarańczowy lateryt", specyficzny ceglasto-pomidorowy metalik. Swoją drogą, jest on dostępny tylko dla wersji Conquest i działa bardzo na korzyść popularnego francuskiego vana.
Komfort i funkcjonalność
Te dwa słowa, choć wydają się być wyjęte z materiałów prasowych Renault, tak naprawdę całkiem nieźle oddają to, co napotkamy we wnętrzu Scenica Conquest. Tu również nie ma wielkich zmian w stosunku do zwykłej wersji. Deska rozdzielcza, choć masywna i bardzo plastikowa, robi dobre wrażenie, a plastiki są miejscami nawet zbyt miękkie, na polskich, górskich, dziurawych drogach daszek przeciwsłoneczny nad centralnym wyświetlaczem potrafił się samoistnie uginać.
Za to nie można powiedzieć, żeby coś było nieprzyjemne w dotyku. Obsługa samochodu, od kierunkowskazów po klimatyzację, jest intuicyjna i każdy szybko się nauczy co i do czego służy. Jedynie przełącznik wskazań komputera pokładowego mógłby być umieszczony poręczniej, gdyż, na szczycie dźwigni wycieraczek może przyczynić się, na przykład, do przypadkowego spryskania szyby. Jeśli chodzi o sam komputer, jest umieszczony na centralnym wyświetlaczu, tak charakterystycznym dla Scenica. Całość jest bardzo czytelna zarówno przy mocnym słońcu, jak i w nocy, i nie męczy wzroku.
Wersja Conquest jest rozpoznawalna jednak po detalach. W naszym przypadku są to pomarańczowe, dopasowane do nadwozia pasy bezpieczeństwa (niepraktyczny, ale miły zabieg), czerwone, imitujące poziomice, wzory na konsoli środkowej, oraz srebrne i pomarańczowe wstawki na kierownicy i drążku zmiany biegów. Całości dopełniają "terenowe" gumowe dywaniki - znów, mała rzecz, a cieszy. Tak samo jak i drążek zmiany biegów, ładny w formie oraz wygodny w użyciu, a także skórzana kierownica, która jednak mogłaby mieć nieco grubszy wieniec.
Fotele w Scenicu, mimo że nie wyglądają najlepiej, są naprawde wygodne i po długiej trasie nie męczą ani pleców, ani innych części ciała. Aczkolwiek, zgodnie z charakterem samochodu nie należy doszukiwać się w nich niczego wspólnego ze sportem. Trzymanie boczne jest tylko takie, żeby podczas zakrętu nie wypaść przez otwarte okno, na nic więcej nie liczcie. To jest samochód rodzinny, i tyle. I w tej kwestii sprawdza się najlepiej.
Funkcjonalność Scenica jest legendarna. Schowek przed pasażerem, chłodzony, jest prawdopodobnie większy niż bagażniki w samochodach sportowych, a w połączeniu z dwoma, znajdującymi się na genialnym, przesuwanym podłokietniku (opcja - warta zakupienia), myślę, że spokojnie może konkurować z miejskimi samochodami. Do tego szuflady pod fotelem pasażera i pasażerów tylnego rzędu.
Właśnie, tylny rząd, mimo bardzo dużego wnętrza, trochę ucierpiał przez chęć bycia praktycznym. Francuscy inżynierowie zrobili trzy osobne fotele. Faktem jest, że składają się praktycznie jednym pociągnięciem i można przez to dowolnie kształtować powierzchnię bagażnika, ale wynikiem jest to, że każdy z foteli jest zbyt wąski dla dorosłego człowieka i na długiej trasie może doprowadzić go do rozpaczy.
Ciekawostką jest bagażnik. Z powodu mnóstwa schowków we wnętrzu, przestrzeń bagażowa jest ich pozbawiona, a do tego nie grzeszy pojemnością. 406 litrów nie zachwyca. Za to trzeba przyznać, że jest ustawny i funkcjonalny, dzięki temu w stu procentach można go wykorzystać.
Za diesla dam pół księżniczki i królestwo
Albo na odwrót. Testowy Scenic Conquest wyposażony był w dwulitrowy benzynowy silnik o mocy 134KM i momencie obrotowym 191Nm. Dostępny jest jeszcze z silnikiem 1.9dci 130KM, i to jest słuszna koncepcja. Ma jednak wady, o których później. Póki co mamy do dyspozycji na papierze całkiem mocną jednostkę benzynową, do której dobrano sześciobiegową ręczną skrzynię. Na papierze, jak na rodzinny samochód, wszystko wygląda całkiem ładnie. Do "setki" w dziesięć sekund z niewielkim haczykiem, wystarczająca prędkość maksymalna, przeciętne spalanie.
W praktyce, silnik zachowuje się, jakby miał o połowę mniej mocy. Jazda w górach wymaga częstych redukcji do absurdalnie niskich biegów, a wyprzedzanie nie nalezy do przyjemności, gdyż mimo sporego momentu obrotowego elastyczność, nie jest, delikatnie mówiąc, mocną stroną tego silnika. Do tego dochodzi skrzynia, której zestopniowanie przywodzi na myśl samochody dostawcze i predestynuje Conquesta do jazdy raczej na autostradzie. Mianowicie, jedynka "kończy się" jak tylko ruszymy z miejsca, kolejne trzy biegi sprawiają wrażenie wziętych z innego samochodu, a osiągi i przyjemność z jazdy zaczynają się dopiero na piątce i szóstce. Dość oryginalnie. Jak już jednak wjedziemy na tą trasę, nie będziemy marudzić. Silnik jest świetnie wyciszony i pozwala naprawdę relaksować się podczas jazdy z prędkością dopuszczalną na naszych autostradach.
Nieco gorzej jest, jeśli chodzi o spalanie. Najniższe średnie spalanie, zanotowane w czasie trwania testu, wyniosło 8,2 litra na każde 100km, a więc prawie dwa litry więcej niż deklaruje producent (6,4 l/100km). Przy jeździe z prędkościami autostradowymi wartość ta wzrasta o około litr. Na plus jednak należy zaliczyć spalanie w jeździe miejskiej, które oscyluje w okolicach 10 l/100km. W przypadku wybrania diesla są to wartości o kilka litrów niższe, a do tego silnik będzie dawał więcej przyjemności z jazdy, zwłaszcza podczas wyprzedzania.
Terenówka na równych drogach
Jeśli, wybierając Scenica Conquest, zakładamy, że przyda nam się ten samochód w choćby lekkim terenie, zawiedziemy się. Przede wszystkim z powodu napędu. Otóż, Renault nie przewidziało w swojej "terenówce" napędu na cztery koła. Napędzane są więc tylko przednie, jak w normalnej wersji. Podniesienie nadwozia okazało się również symboliczne, Scenic zyskał 2 centymetry. Co prawda już na pierwszy rzut oka widać, że samochód jest nieco wyżej, ale samym widokiem człowiek nie jeździ.
W kwestii jazdy Scenic zachowuje się jak na rodzinny samochód przystało. Jest komfortowy, miękki i przyjazny. Aż do momentu, kiedy samochód dostanie się na krótkie nierówności, np. podczas zmiany pasa. Wtedy nadwozie potrafi nieco zabujać. Większych zastrzeżeń nie można mieć za to do układu kierowniczego. Podczas spokojnej jazdy nie sprawia problemów, a w mieście wspomaganie jest na tyle silne, żeby lekko manewrować pojazdem. Hamulce także zaskakują pozytywnie. Pedał ma odpowiednią twardość a układ skuteczność. Nie ma się do czego przyczepić.
Dla oryginałów
Scenic Conquest w podstawowej wersji kosztuje 83 tysiące złotych. Wyposażenie, poza wymienionym wyżej, obejmie sześć poduszek powietrznych, radio z CD, jednostrefową klimatyzację automatyczną, ESP, czujniki cofania i wiele innych bardziej lub mniej przydatnych drobiazgów. Egzemplarz testowany to wydatek 87750 zł, i jest wzbogacony o radio z MP3, czy przesuwany centralny schowek. Zdecydowanie bardziej wartą polecenia wersją będzie wspomniany wyżej Scenic napędzany jednostką wysokoprężną o mocy 130KM. Jednak jej główna wada polega na tym, że jest sporo droższa. Tak samo wyposażony Conquest diesel kosztuje 10 tys PLN więcej.
Pojawia się więc odwieczne pytanie. Czy kupowanie Scenica Conquest ma jakiś sens? Na pewno nie w wersji benzynowej. Silnik jest o wiele za słaby, a skrzynia niezbyt dopasowana. Właściwości terenowe identyczne jak w zwykłym Scenicu, najlepiej nadaje się do pokonywania krawężników w mieście, nadwozie podniesione o 2 centymetry ma za zadanie ułatwić przejeżdżanie przez progi zwalniające. Z kolei diesel jest za drogi, niezależnie od tego, że konkurencja (CrossTouran) jest jeszcze droższa. Fakt, po zrównaniu cen wyposażenia i wersji, wychodzi, że pakiet stylistyczny Conquest jest warty około trzech tysięcy złotych. Jeśli chodzi o mnie, to te trzy tysiące wolałbym wydać na np. panoramiczne okno dachowe, albo lepsze audio. Chyba, że komuś niezależnie od kosztów zależy, aby się wyróżniać w otoczeniu, wtedy Conquest może go zainteresować. Ja wezmę zwykłego, nawet brak pomarańczowych pasów przeboleję.