Mercedes S560 L 4MATIC | TEST
Nowy silnik to jedno. Niemal niezauważalne zmiany na zewnątrz i w środku to drugie. Ale klasa S, zapewniamy, jest wyraźnie dużo lepsza od modelu przed modernizacją. Wystarczy kilkanaście kilometrów, aby poczuć różnicę.
Jeżdżenie Mercedesem klasy S zawsze należało do niespotykanych przeżyć. Niezależnie od tego, że konkurencja była równie dobra, utarło się, że "S" to król segmentu. Kiedy w styczniu porównywaliśmy trzy limuzyny, w tym przedliftingową S500e, byłem mocno zdziwiony, jak inny jest to samochód. Nigdy nie byłem jego dużym miłośnikiem jednak trzeba przyznać, że robił wrażenie swoim "majestatem", prezencją i komfortem. Miał jednak kilka wad, w tym mocno przeciętne prowadzenie. Mówiąc wprost - prowadził się jak tankowiec na wzburzonym morzu. Póki jechaliśmy autostradą, było wspaniale. Na zakrętach robiło się gorzej. W przypadku samochodu, który Wam prezentujemy teraz, sytuacja uległa opanowaniu. Zasługa w tym nie tylko poprawek podczas modernizacji, ale również napędu 4MATIC i systemu Magic Body Control, który jest seryjny w tym modelu.
Nic więcej nie potrzeba
Zanim jednak sprawdzimy S560 na zakrętach, zajrzyjmy pod maskę. Co to w ogóle za jednostka, to "560"? Powinniśmy już się przyzwyczaić, że w Mercedesie końcówka nazwy modelu nie oznacza już pojemności skokowej. Jednak model W222 po zmianach to inna liga. Po raz pierwszy w historii "pięćsetka", czyli S500, nie ma silnika V8, tylko wspomagane "elektrykiem" R6. Tym samym rolę pierwszej "ósemki" w gamie przejęła S560. Silnik to "stary dobry znajomy" - czterolitrowe V8 z dwiema turbosprężarkami. To samo, które napędza "duże" modele AMG. Jednak jakże inaczej tu się zachowuje. Jest delikatne, taktowne i niczym najlepszy lokaj serwuje odpowiednią porcję mocy w niezauważalny, dyskretny i subtelny sposób. Do naszych uszu nie dobiega nic, albo bardzo przyjemny, przytłumiony aksamitny warkot dużego silnika w układzie "V". W sam raz do takiej limuzyny. Tysiąckilometrowa trasa nie będzie męczyć pod względem akustycznym, a kiedy trzeba, będą miłe doznania (choć moje wewnętrzne ja czasem chciało jakiegoś aktywnego wydechu, który poprawiłby to brzmienie dodatkowo).
Ale, wspomniałem o tym, że kiedy trzeba, silnik zapewnia odpowiednią dawkę mocy. Odpowiednią, czyli ile? Maksymalnie 469 KM, a także potężne 700 Nm momentu obrotowego, dostępne już od 2 000 obr./min. Efektem jest sprint do 100 km/h w 4,6 sekundy. Moc przenoszona jest na wszystkie cztery koła przez skrzynię 9G-Tronic, działającą w tym modelu zdecydowanie najlepiej ze wszystkich Mercedesów, w których miałem z nią do czynienia. Jest płynna i pracuje niemal niezauważalnie. W trybie Eco potrafi nawet przełączyć silnik w tryb żeglowania, aby oszczędzić nieco paliwa. Ważniejsze jest jednak to, że w niemal 100 % możemy polegać na jej decyzjach i szybkości działań podczas jazdy. Jak to w klasie S, wszystko musi działać idealnie.
Jeśli chodzi o subiektywne wrażenia dotyczące dynamiki, to samochód jest wystarczająco szybki. Wystarczająco, żeby bez ciągłego "ciśnięcia" dojechać z Warszawy do Wrocławia w głęboko niepoprawne politycznie 1,5 godziny (oczywiście tylko teoretycznie). Sam start to nagłe ruszenie, a dalej jest już w środku tak spokojnie, że można grać w bierki. Tylko wskazówka prędkościomierza przesuwa się, jakby ktoś puścił ją w przyspieszonym tempie. Jeszcze większe wrażenie robi elastyczność. S560 robi wrażenie, jakby nie miało punktu, w którym spada mu dynamika. Niezależnie od tego, przy jakiej prędkości wciśniemy gaz, ponaddwutonowa limuzyna (2225 kg na pusto) zrywa się błyskawicznie (acz nie nerwowo). Niesamowicie przyjemne jest obcowanie z tak dużą mocą w tak subtelny sposób. Udało się zestroić ten silnik, cudownie ryczący i fantastycznie narwany w modelach AMG, w ten sposób, aby pasowało to do charakteru klasy S.
Przy tym wszystkim potrafi zadowolić się niewielką (stosunkowo) ilością paliwa. Jeśli w mieście nie będzie korków i będziemy jechać płynnie, możemy zobaczyć wyniki nawet na poziomie 14 l/100 km. Ale spokojnie przekracza też "dwudziestkę" jeśli noga na pedale gazu będzie wystarczająco ciężka. W trasie, w zależności od osiąganych prędkości, S560 będzie zużywać od niecałych 8 litrów, do ponad 11 - ale to przy "niemieckiej" przelotowej 160 km/h. U nas na autostradzie - 10,5 l/100 km.
zużycie paliwa | Mercedes S560 L 4Matic |
---|---|
przy 100 km/h: | 7,9 l/ 100 km |
przy 120 km/h: | 8,8 l/100 km |
przy 140 km/h: | 10,5 l/100 km |
przy 160 km/h: | 11,8 l/100 km |
w mieście: | 17,5 l/100 km |
Mięciutko, ale pewnie
Magic Body Control wykorzystuje kamerę stereoskopową do analizy powierzchni przed samochodem i dostosowania pracy zawieszenia do tego, po czym jedziemy. Skanuje dziury w polskich drogach i zmiękcza, bądź utwardza każdy z miechów pneumatycznego zawieszenia. Do tego stara się kompensować przechyły na zakrętach, podczas przyspieszania i hamowania. Tyle teorii. W praktyce klasa S jest nadal miękka niczym puchowa podusia, tylko dużo ciężej niż w standardowym i przedliftingowym modelu dostać w niej choroby morskiej. Kompensowanie przechyłów działa fantastycznie, i choć nie można powiedzieć, że Mercedes jest sztywny i zupełnie nie wychyla się na łukach, to jednak jest to zredukowane do poziomu, który będzie akceptowalny nawet dla szampana nalanego do kieliszków w tylnej części wozu. Amortyzacja również "daje radę", przez co w zasadzie tylko wyjątkowo wredne nierówności dostaną się do wnętrza niemieckiej limuzyny. Wtedy też zawieszenie potrafi bardziej zakołysać ciężkim nadwoziem. Owszem, BMW serii 7 jest dużo bardziej sprężyste i mniej "bujane", ale komfort zapewnia trochę mniejszy. Klasa S jest jak mięciutki, klasyczny fotel, w który nieco się wpada, ale się w nim odpoczywa.
Przy tym wszystkim, w końcu "się prowadzi". Układ kierowniczy nie jest zły, napęd 4MATIC robi co może, a wóz sprawnie podąża tam, gdzie kierowca wymaga. Fotel pomaga pokonać strach przed szybkim pokonywaniem łuków, pompując boczki w odpowiedni sposób, żeby utrzymać ciało w bezruchu. A S560 "klei się" do zakrętu bardzo dobrze. Oczywiście, ciasne łuki nie są jego żywiołem, ale nawet na zjazdach z autostrady, czy mniej wymagających "winklach" radzi sobie niespodziewanie dobrze. Łuki na drogach szybkiego ruchu pokonuje niemal bez zwalniania (niemal, bo ma, na szczęście wyłączanego, asystenta który sam hamuje samochód przed "niebezpiecznymi miejscami" i zakrętami). Nie ma też dużych tendencji do wyrzucania przodu. Jest bardzo neutralna, a dodanie gazu na wyjściu z zakrętu zmusi tylko napęd do wzmożonej pracy. W ekstremalnej sytuacji, w trybie Sport potrafi nawet lekko "zamieść" tyłem w szybko zduszanym przez ESP poślizgu.
W mieście okazuje się całkiem zwrotna. Do zawrócenia potrzebuje niecałych 12 metrów. W jeździe pomoże komplet kamer wysokiej jakości oraz czujników cofania. Warto jednak rozejrzeć się podczas manewrowania, bo niemal 5,3 metra długości "długiej" klasy S nie w każdym miejscu będzie pasować. Za to jeśli macie swoją willę nad jeziorem w miejscu, gdzie nie doprowadzono jeszcze asfaltu, to klasa S na swoich pneumatycznych miechach jest w stanie się unieść nieco, dzięki czemu i drogi gruntowe nie będą bardzo bolesnym doświadczeniem.
Dużo elektroniki
Choć już wcześniej w topowym Mercedesie znalazło się miejsce na niemal kompletny zestaw asystentów, tutaj zaadaptowano kilka systemów znanych chociażby z klasy E. I choć do większości nie mam zastrzeżeń, to choćby wspomniany wyżej "spowalniacz" w miejscach niebezpiecznych czasem jest zbyt ostrożny w swoich przewidywaniach. Wśród "pomagajek" znajdziecie również aktywny tempomat z funkcją dostosowywania się do obowiązujących ograniczeń oraz DRIVE PILOT, podobny do tego, który jest w niższym modelu. Moim zdaniem, jednak to właśnie tam działa lepiej, . W "eSce" zbyt szybko każe przejąć kierowanie, a samodzielna, lub prawie samodzielna zmiana pasa niezbyt mu wychodzi. Plus za to za dobrze działający i sprawnie rozpoznający "ruch" system Night Vision, a także (tu już nie kwestia elektroniki) za wydajne hamulce - "kotwica" do tego transatlantyku musi się nieźle napracować, żeby zapewnić bezpieczeństwo kierowcy i pasażerom.
Gorące kamienie, długa instrukcja i piąte koło u wozu
Wykończone brązową skórą wnętrze klasy S nie zmieniło się dużo po liftingu. Największą uwagę zwraca nowa kierownica ze srebrnymi wstawkami. Dostała komplet nowych przycisków i o dziwo, ze względu na to, że wciąż za wszystko odpowiada system COMAND, nie jest to zła wiadomość. Teraz po lewej stronie obszytego skórą środka znajdziemy sterowanie tempomatem oraz wskazaniami na wyświetlaczu z zegarami, a prawe ramię odpowiada za audio oraz sterowanie wszystkimi opcjami centralnego wyświetlacza. Dzięki temu można "niemal wszystko" znaleźć bez odrywania rąk od kierownicy. Jeśli jednak korzystamy z tradycyjnego gładzika i pokrętła, również sobie jako tako poradzimy. Pokrętło dostało teraz blokadę - jeśli do wyboru mamy tylko dwie opcje, to po dotarciu do ostatniej, nie przekręcimy go dalej. Największy zarzut, jaki mam do obecnego COMAND-a, poza dość absorbującym sterowaniem, to szybkość jego pracy. A w zasadzie "wolność" i skłonność do krótkich "zwisów" systemu. W ogólnym rozrachunku nie przeszkadza to bardzo.
Zwłaszcza, że Mercedes rozpieszcza komfortem. Obszerne fotele ze wszechstronną regulacją, ogrzewaniem, wentylacją i pamięcią są superwygodne i powodują, że Mercedesem jeździ się przyjemnie nawet leniwie i powoli w korku. Zwłaszcza, jeśli włączymy sobie masaż - w tym jedną z dwóch opcji masażu gorącymi kamieniami. Na jesień, w połączeniu z podgrzewanymi podłokietnikami, to relaks który pozwoli Wam nabrać sił po drodze z pracy do domu. Do pełni szczęścia chciałbym jeszcze jakiegoś fantastycznego systemu audio. W naszej testowanej klasie S znalazł się sygnowany przez Burmestera standardowy system, który brzmi dobrze, ale powiedzmy, że brakuje mu sporo do układów topowej jakości, nawet w niższych klasach samochodów (Bowers & Wilkins w Volvo, albo Lexicon w Hyundaiu Genesis). Zawsze jednak możemy dołożyć kilka tysięcy (konkretnie to 29 921 zł) do system nagłaśniającego Burmester High-End 3D-Surround.
Przejdźmy jednak do tyłu. W końcu mamy do czynienia z dłuższą wersją klasy S, a więc zapowiadającej luksus dla pasażerów. Na pierwszy rzut oka jest świetnie. Ekrany systemu multimedialnego, pilot sterowania, osobne lusterka do makijażu i elektrycznie sterowane rolety bocznych i tylnej szyby. Miejsca - mnóstwo, a do tego z możliwością przesunięcia prawego przedniego fotela tak bardzo do przodu, że nawet ponaddwumetrowy pan prezes będzie mógł wyciągnąć nogi na wysuwanym podnóżku. Jeśli tylko znajdzie sobie wygodną pozycję na kanapie. A o to nietrudno. W końcu jest regulowana elektrycznie (a także wentylowana i podgrzewana) i ma fantastyczną poduszkę na zagłówku. I jest bardzo wygodna. Tylko "bardzo wygodna". I jest kanapą. Z podłokietnikiem, który można podnieść i posadzić kogoś (awaryjnie) na środku. Szczerze mówiąc, w tego typu samochodzie pakiet obejmujący dwa indywidualne fotele z tyłu byłby idealny i powinien być elementem wyposażenia standardowego. Ewentualnie taka kanapa jak tutaj powinna być jako "opcja obniżająca cenę". S560 w konfiguracji z pełnymi dwoma fotelami (i stolikami) byłaby najlepszym rozwiązaniem. Sama jazda z tyłu jest za to bardzo komfortowa i chyba jeszcze bardziej izoluje od otoczenia niż prowadzenie klasy S.
"Bieda"
No cóż. Oczywiście mówimy o wartościach względnych. S560 L 4MATIC rozpoczyna się od ponad pół miliona złotych (553 000 zł). Nasz egzemplarz jest ponad 200 tys. droższy a i tak można by jeszcze "znęcać się" nad konfiguratorem. Zwłaszcza jeśli wybralibyśmy lepsze (tak jakby tym czegoś brakowało) tapicerki, audio, fotele, czy szklany dach Magic Sky Control. W przypadku klasy S można poszybować z ceną w naprawdę odległe rejony. U nas zabrakło indywidualnych zestawów słuchawkowych, ekranu SplitView z przodu, czy tunerów TV z tyłu. Kosztem 530-litrowego bagażnika (klapa otwierana elektrycznie i bezdotykowo) moglibyśmy zamówić również lodówkę. A i tak samochód ze zdjęć został wyceniony na 781 000 zł. Nikt nie mówił, że będzie tanio. I choć można dyskutować, czy wóz jest warty tej ceny, to taka jest rzeczywistość i wszyscy konkurenci z porównywalnymi osiągami będą wymagać wyłożenia równowartości domu na przedmieściach.
Podsumowanie
Samochód idealny? Wciąż nie wiem. Na pewno jest świetny. Ma prezencję, jest świetnie wykonany i wyjątkowo komfortowy. Do tego nowa jednostka powoduje, że jak na swoje wymiary, jest niesamowicie szybki i dynamiczny, a przy okazji dość rozsądny jeśli chodzi o zużycie paliwa. Napęd na cztery koła, seryjne Magic Body Control i poprawione po liftingu zawieszenie powodują dodatkowo, że klasa S w końcu nieźle się prowadzi. Braki są niewielkie i może dla niektórych niezauważalne - ale to tylko dobrze świadczy o samochodzie.
Dane techniczne
NAZWA | Mercedes S560 L 4MATIC |
---|---|
SILNIK | benz., biturbo, V8, 48 zaw. |
TYP ZASILANIA PALIWEM | wtrysk bezpośredni |
POJEMNOŚĆ | 3982 |
MOC MAKSYMALNA | 345 kW (469 KM) przy 5 250 - 5 500 obr/min. |
MAKS. MOMENT OBROTOWY | 700 Nm przy 2 000 - 4 000 obr/min. |
SKRZYNIA BIEGÓW | automatyczna, dziewięciobiegowa |
NAPĘD | 4x4 |
ZAWIESZENIE PRZÓD | wielowahaczowe, pneumatyczne |
ZAWIESZENIE TYŁ | wielowahaczowe, pneumatyczne |
HAMULCE | tarczowe went./tarczowe went. |
OPONY | 245/40R20 |
BAGAŻNIK | 530 |
ZBIORNIK PALIWA | 80 |
TYP NADWOZIA | sedan |
LICZBA DRZWI / MIEJSC | 4/5 |
WYMIARY (DŁ./SZER./WYS.) | 5125/1905/1496 |
ROZSTAW OSI | 3165 |
MASA WŁASNA / ŁADOWNOŚĆ | 2225/580 |
MASA PRZYCZEPY / Z HAMULCEM | 750/2100 |
ZUŻYCIE PALIWA | 11,8/7,1/8,8 |
EMISJA CO2 | 200 |
PRZYSPIESZENIE 0-100 km/h | 4,6 |
PRZĘDKOŚĆ MAKSYMALNA | 250 |
GWARANCJA MECHANICZNA | 2 lata |
GW. PERFORACYJNA / NA LAKIER | 6 lat/2 lata |
OKRESY MIĘDZYPRZEGLĄDOWE | wg wskazań komputera |
CENA WERSJI PODSTAWOWEJ | (S450 L) 458 500 |
CENA WERSJI TESTOWEJ | 553 000 |
CENA EGZ. TESTOWANEGO | 781 000 |