Hyundai Tucson 2.0 CRDi Champion
Tucson to drugie co do wielkości miasto w południowo-zachodniej części Stanów Zjednoczonych, w stanie Arizona. Ma nie tylko specyficzny klimat, ale przede wszystkim bardzo konkretny wizerunek. Zupełnie inaczej niż bohater naszego testu.
Hyundai Tucson nie zaskakuje wyglądem. To typowy przedstawiciel segmentu SUV, czyli pojazdów przeznaczonych nie tylko do zwykłego, codziennego przemieszczania się w wielkim mieście, ale również do rekreacji. Spory prześwit, napęd na cztery koła i opony o wysokim profilu sprawdzają się doskonale zarówno na polnych czy leśnych drogach, jak też na śliskich, wyboistych ulicach i podjazdach pod wysokie krawężniki. W takich warunkach SUV-y czują się po prostu znakomicie, a ich rosnąca popularność nikogo już nie dziwi.
Szczyptę charakteru nadają nadwoziu Tucsona atrakcyjne ozdobniki - przednie i boczne orurowanie, tylny spojler, chromowana nakładka zderzaka, podwójne końcówki układu wydechowego oraz przezroczyste klosze lamp. Reflektory przeciwmgłowe umieszczono bardzo wysoko, przez co skuteczność ich działania w warunkach zmniejszonej przejrzystości powietrza nie zachwyca. Z drugiej strony, to wprost idealne miejsce na światła do jazdy dziennej. Ich funkcję mogłyby spełniać właśnie żarówki świateł przeciwmgłowych, zasilane prądem o odpowiednio niższym napięciu. Być może Hyundai - wzorem innych producentów - zdecyduje się na przygotowanie takiej modyfikacji dla Tucsonów importowanych do naszego kraju?
Przeznaczenie auta podkreślają dodatkowo seryjne relingi dachowe i masywne zderzaki z czarnego tworzywa, którym zabezpieczono także nadkola i dolną część wszystkich drzwi. Pozostaje więc tylko ruszać w poszukiwaniu przygód!
Koreańska dokładność
Aby zająć miejsce za kierownicą koreańskiego SUV-a, nie trzeba się specjalnie gimnastykować, ale niższym osobom po jakimś czasie może zacząć przeszkadzać brak dodatkowych stopni. Orurowanie boczne spełnia jedynie rolę dekoracyjną, a próba wykorzystania go do celów praktycznych kończy się fiaskiem. Kiedy już jednak kierowca dostanie się do środka, okaże się, że siedzi wysoko i na innych uczestników ruchu drogowego spogląda z góry. Ma dzięki temu dobrą widoczność we wszystkich kierunkach, równie pomocne okazują się pokaźne lusterka zewnętrzne. Widoczność do tyłu nie jest utrudniona, ponieważ na tylnej klapie nie znajdziemy koła zapasowego (umieszczono je pod podłogą bagażnika).
W testowanej wersji różnego rodzaju manewry "parkingowe" ułatwiał bardzo precyzyjny czujnik cofania. Niestety, sporych rozmiarów kierownica regulowana jest tylko w jednej płaszczyźnie, co z pewnością nie każdemu przypadnie do gustu. Brakuje jej także sterowania choćby podstawowymi funkcjami radioodtwarzacza (firmy Sony), o komputerze pokładowym nie wspominając. Odnalezienie przycisku do obsługi tego ostatniego wymaga chwili zastanowienia, ukryto go bowiem tuż obok podstawy kolumny kierownicy, a w dodatku poskąpiono podświetlenia.
Sama deska rozdzielcza wykonana jest za to bardzo starannie, z materiałów o zaskakująco wysokiej jakości. Precyzja spasowania poszczególnych elementów przypomina raczej najnowsze auta produkcji japońskiej - pod tym względem producent z Korei może mieć powody do radości. Seryjna automatyczna klimatyzacja z systemem poprawy jakości powietrza nie ma wprawdzie podziału na strefy i osobnych nawiewów dla pasażerów tylnej kanapy, ale w zamian może pochwalić się nienagannymi manierami. Doskonale wyczuwa kiedy trzeba zmienić kierunek nawiewu, aby utrzymać zadaną temperaturę, w sobie tylko znany sposób rozpoznaje wymagające interwencji zaparowanie przedniej szyby, a przede wszystkim nie popełnia głównego grzechu wielu układów klimatyzacji, tj. nie ziębi przeciągami.
Tajemnicą konstruktorów Hyundaia pozostaje jednak, dlaczego część przycisków na kokpicie wydaje odgłos charakterystycznego "kliknięcia", podczas gdy inne po prostu zapadają się głęboko pod siebie, niczym w radzieckich szpulowych magnetofonach z początku lat '70. Nabywca nowoczesnego SUV-a ma ponadto prawo wymagać obecności czujnika deszczu, samościemniającego się lusterka wstecznego czy ksenonowych reflektorów - jeżeli nie w ramach wyposażenia seryjnego, to przynajmniej opcjonalnego. Szkoda, mamy tu przecież do czynienia z najdroższą odmianą Tucsona.
Ciasno będzie tylko bagażom
To jednak tak naprawdę drobiazgi, skutecznie wymazywane z pamięci przez kontakt z jasną skórzaną tapicerką, która nie wymaga dopłaty. Całkowitym zaskoczeniem jest wysoka jakość zastosowanego materiału, rozczarowaniem natomiast brak choćby tylko częściowej i choćby tylko dla kierowcy, ale jednak - elektrycznej regulacji fotela. W zamian jest on jednak podgrzewany (podobnie jak pióra wycieraczek), co bardzo łatwo docenić podczas panującej za oknem zimnej, paskudnej aury. Udogodnieniem tym może cieszyć się również siedzący obok pasażer.
Ani on, ani osoby zajmujące miejsce na tylnej kanapie nie będą narzekać na brak przestrzeni. Nie ma tam konieczności, jak w niektórych SUV-ach, przesiadywania stale w pozycji pionowej. Kąt pochylenia oparcia można regulować w szerokim zakresie, pod dostatkiem jest także miejsca nad głową i na nogi (swobody ruchów nie ogranicza tunel środkowy, gdyż go po prostu nie ma). Gdyby tylko bagażnik był bardziej pojemny... Optycznie zyskuje nieco po demontażu rolety, jednak liczby nie kłamią - 325 l to jeden z najgorszych wyników w klasie. Na otarcie łez pozostają schowki w kabinie oraz bardzo użyteczna podczas codziennej eksploatacji, możliwość całkowitego uniesienia tylnej szyby. W ten sposób niewielkie przedmioty można umieścić wewnątrz bez konieczności otwierania klapy bagażnika.
Ropa ma sens
Koreański SUV w wersji udostępnionej do testu napędzany był silnikiem wysokoprężnym. Trzeba przyznać, że jest to bardzo udana konstrukcja. Wtrysk common-rail i moc 140 KM uzyskiwana z dwóch litrów pojemności skokowej to w dzisiejszych czasach typowe przymioty jednostek z zapłonem samoczynnym, ale na uwagę zasługuje co innego. Silnik CRDi imponuje bowiem brakiem uciążliwych wibracji, skutecznym wytłumieniem odgłosów pracy i siłą w zupełności wystarczającą do sprawnego radzenia sobie z przeszło półtoratonowym autem. Udało się też znacznie ograniczyć charakterystyczną dla diesli przypadłość polegającą na wątpliwej przyjemności wprowadzania silnika na wysokie obroty przy ruszaniu z miejsca (w przeciwnym wypadku motor gaśnie). Tu startować można niemal tak swobodnie jak w "benzyniakach".
Silnik Tucsona jest przy tym stosunkowo oszczędny - potrzebuje średnio 8,6 l oleju napędowego na każde 100 przejechanych kilometrów. Szkoda tylko, że zbiornik mieści zaledwie 58 l, co skutecznie ogranicza zasięg możliwy do pokonania bez konieczności odwiedzania stacji paliw. Jak częstymi gośćmi tych przybytków muszą być właściciele odmian napędzanych benzynowym dwulitrowcem, można się tylko domyślać. Wysoko należy ocenić pracę precyzyjnie działającej skrzyni biegów, wyposażonej w szóste przełożenie doskonale sprawdzające się na dłuższych dystansach.
Rozsądny kompromis
Każdy SUV, będąc autem z założenia wielofunkcyjnym, powinien radzić sobie nie tylko na asfalcie, ale także - choć z oczywistych względów w ograniczonym zakresie - poza nim. Warunek ten dotyczy również Tucsona. W normalnych warunkach napęd kierowany jest tu na przednią oś, wystarczy jednak niewielki uślizg jednego z kół, aby moment obrotowy został automatycznie przeniesiony na tył. Kierowca ma ponadto możliwość zablokowania napędu w proporcji 50:50 - czyli standard, norma i nic poza tym. Tucsonem pokonamy wyboistą, szutrową drogę, wyjedziemy ze śnieżnej zaspy, pociągniemy ciężką przyczepę z łodzią i... Tyle w zupełności wystarczy.
Na asfalcie z kolei docenimy komfortowe, miękko zestrojone zawieszenie, jakby stworzone do warunków panujących na zniszczonych polskich drogach. Jego jedyną bolączka są odrobinę zbyt donośne odgłosy pracy podczas pokonywania krótkich poprzecznych nierówności. Układ kierowniczy ma ograniczoną precyzję działania, z kolei na szybko pokonywanych łukach nadwozie odczuwalnie "kładzie się" na boki. Coś za coś, ale to przecież żaden powód do zmartwienia, wszak komfort jazdy w przypadku SUV-ów ma dla ich potencjalnych nabywców priorytetowe znaczenie.
Zaliczone!
Hyundai Tucson, pod względem konstrukcyjnym brat-bliźniak Kii Sportage (nawet felgi ze stopów metali lekkich w obu autach różnią się jedynie znaczkiem), zdaje egzamin z wynikiem pozytywnym. Okazuje się samochodem wszechstronnym, który udanie łączy cechy komfortowego kombi i funkcjonalnego minivana, a na okrasę dorzuca jeszcze napęd 4x4. Odznacza się wieloma zaletami, chociaż oczywiście nie jest pozbawiony wad. Jednym z jego najmocniejszych punktów jest bez wątpienia jednostka napędowa, dobrze sprawdzająca się w aucie tego typu oraz ogólne wrażenie wysokiej jakości wykonania. Ciemniejsze strona oblicza koreańskiego SUV-a to z kolei bagażnik o zbyt małej pojemności oraz nie do końca przemyślana konfiguracja wyposażenia (do pełni szczęścia brakuje kilku istotnych elementów, nawet w testowanej topowej wersji). Cena, po uwzględnieniu wszystkich obowiązujących promocji i rabatów, wydaje się umiarkowanie atrakcyjna. Jak cały Tucson, zresztą.