Jeep Patriot 2.0 CRD Limited

Okres wakacyjny to czas rodzinnych podróży. Kierunek zazwyczaj północ - nad morze lub południe - w góry. To jeden z tych wyjazdów w roku, kiedy trzeba zabrać dosłownie cały dom - żonę, dzieci, psa, rowery, żaglówkę, konsolę, domek dla lalek. To wszystko zabrałem Jeepem Patriotem.

Jak połączyć przyjemne z pożytecznym? Wyjechać testowym samochodem na wakacyjny urlop. Wybierając się na tydzień z całą rodziną oraz pokaźnym bagażem z dziecięcym wózkiem na czele, trzeba pomyśleć o czymś większym, niż reprezentuje klasa kompakt. A jeśli naszym celem jest południe Polski - tak jak moim stały się górskie tereny Beskidu Sądeckiego - warto pomyśleć o samochodzie z podwyższonym prześwitem oraz napędem na cztery koła. Dlatego też idealnie w moje wymagania wpisał się teoretycznie Jeep Patriot, który miał mi towarzyszyć podczas lipcowego urlopu. Jak się spisał? Czy największa obawa - niewielki bagażnik - dał radę moim pakunkom? Wakacyjna opowieść zaczyna się w Warszawie...

1609
Gorące, piątkowe popołudnie. Przynajmniej cztery godziny temu miałem odebrać Patriota. Niestety obowiązki nie pozwoliły mi dotrzeć do stolicy wcześniej. Z pewnymi obawami odbieram dowód rejestracyjny z Jeepa - pod koniec zeszłego roku mieliśmy już okazję testować tego kompaktowego SUV-a, szkoda jest brać znów ten sam egzemplarz. Szybki rzut oka we właściwe okienko dowodu - pierwsza rejestracja pod koniec czerwca... tego roku! Moja buzia już jest uśmiechnięta, zadowolenie potęguje widok z okna - na parkingu prasowym stoi nowiutki, ciemnozielony Patriot Limited.

W czyściutkim, dziewiczym wnętrzu czuć zapach świeżości. Potem okazuje się, że to choinka zapachowa, co i tak nie zmienia faktu, że jestem pierwszą osobą, która chce zabrać Patriota w daleką podróż. Rzut oka na przebieg testowanego auta tylko potwierdza, że to "funkiel nówka nie śmigana" - zaledwie 1609 kilometrów. Za ustawianą tylko w pionie miękką, skórzaną kierownicą siedzi się wygodnie, fotel jest odpowiednio regulowany i można spokojnie zająć komfortową pozycję. Delikatna niechęć do opornie kręcących się pokręteł manualnej klimatyzacji po kilku chwilach przechodzi, gdy z kratek nawiewu zaczyna lecieć zimne powietrze. Większe zastrzeżenia mam jednak do braku kontrolki zapalonych świateł - włącza się jedynie podświetlenie zegarów, które w pogodny, zwłaszcza słoneczny dzień jest zupełnie niewidoczne.

Godzina 18:00, wyjeżdżam z Warszawy w kierunku Krakowa. O tej porze krajowa siódemka, zresztą jak pewnie każda trasa wyjazdowa z większego miasta, tonie w korkach i chętnych jak najszybciej dostać się do wymarzonego celu podróży. Ukradkiem spoglądam na auta obok i ich pasażerów - z co drugiego samochodu ktoś patrzy w moim kierunku. Zastanawiam się tylko, czy to w stronę mojego Patriota - stylizowanego na pierwszą generację Jeepa Cherokee oraz na większego Commandera - czy na auto z tyłu. To Dodge Nitro RT, drugie auto które opuściło park prasowy Chryslera. Jest dwa razy większe, benzynowy silnik ma dwa razy większą pojemność i blisko tyle razy większą moc oraz pali przynajmniej dwa razy tyle, co mój Jeep. Przynajmniej nie kosztuje dwa razy tyle. Potężny, czerwony kolos prowadzony przez mojego znajomego zbiera zapewne więcej zazdrosnych spojrzeń. Nie szkodzi.

W korku trudno się skupiać na jeździe, przyszedł nawet moment, kiedy na świeżo budowanej autostradzie trzeba wyłączyć silnik, bo kolejka samochodów zupełnie przestała się przesuwać. Zwracam uwagę na kilka detali. Po pierwsze na współpracę pedałów sprzęgła i gazu z 2-litrowym turbodieslem. W technicznym bliźniaku - Jeepie Compassie - denerwował mnie czasem fakt, że auto po prostu gasło przy ruszaniu; należało mocniej przycisnąć gaz, żeby tego uniknąć. Tu w Patriocie zupełnie nic takiego mi nie doskwierało - auto potulnie ruszało nawet przy gwałtowniejszym puszczeniu sprzęgła.

Po drugie komputer pokładowy umiejscowiony w zegarach wskazuje przebieg w milach. Aby przestawić na nasze jednostki metryczne, należy wejść w podmenu, które automatycznie blokuje się po ruszeniu samochodem - wystarczy delikatnie toczyć się w korku i już nie mamy dostępu do głównego menu.

Po trzecie zegarek. Z pozoru rzecz banalna, wymagająca jak najprostszej obsługi. Niestety nic z tego; podczas dłuższego postoju przewertowałem całą instrukcję obsługi (nota bene pięknie pachnącą, niektóre kartki rozklejałem ze świeżości) i znalazłem, że dopiero w menu nawigacyjnym systemu audio jest taka możliwość. Płytę z navi znalazłem w schowku... zafoliowaną. Radośnie ją odpakowałem i włożyłem do systemu. Zadowolony od razu ustawiłem zegarek i przy okazji stwierdziłem, że mapa... nie zawiera Europy Centralnej. Świat kończy się na Niemczech i Austrii. To dziwne, bo testowany przeze mnie Chrysler Sebring dysponował całkiem dokładną mapą naszego kraju. Trudno, kompas zamontowany w zegarach w niczym nie pomaga, to jedynie bajer.

Tuż przed Radomiem korki się kończą, po raz pierwszy od kilkudziesięciu kilometrów udaje mi się włączyć wyższy bieg, niż trzeci. Do precyzji skrzyni o sześciu przełożeniach nie można mieć najmniejszych zastrzeżeń, chromowany lewarek jest umieszczony wysoko i przez to pod ręką. U wrażliwszych odrazę może wzbudzić jedynie mieszek skrzyni biegów, który wykonano z tandetnej gumy.

Z pięknej, słonecznej pogody robi się brzydka i pochmurna. Ulewny deszcz uzmysławia mi kolejną niespodziankę, jaką kryje obsługa Patriota - przednie wycieraczki włączamy przekręceniem dźwigni, poza tym najpierw podczas obrotu ustawiamy częstotliwość pracy przerywanej, a dopiero później mamy tryb ciągły i szybki bieg. Wymaga to przyzwyczajenia, niewtajemniczonych może zaskoczyć. Więcej niespodzianek nie było. Wysokiej dynamiki 140-konnej jednostki pochodzącej ze stajni Volkswagena można było się spodziewać, podobnie jak jej nieco natarczywego odgłosu pracy, który przy wyższych prędkościach może dokuczać naszym uszom. Odpowiednio zestrojone zawieszenie pozwala na bezpieczną jazdę po szybko pokonywanych zakrętach. Średnie zużycie paliwa podczas dynamicznej jazdy wyniosło niecałe 7,3 litra na 100 km.

1917
Dzień odpoczynku w Krakowie to chwila na ogarnięcie wnętrza kompaktowego Jeepa, a przede wszystkim bagażnika. Dwójka osób dorosłych oraz dwójka dzieci (w tym roczna córka wymagająca jeszcze wózka) to nie lada wyzwanie dla przestrzeni za dzieloną w proporcjach 60/40 tylną kanapą. Podawane przez producenta 320 litrów to bardzo kiepski wynik. Warto jednak zwrócić uwagę, że to wartość do górnej krawędzi kanapy - do sufitu zapakujemy w sumie 536 litrów. Po złożeniu kanapy pojemność bagażnika mnie nie interesuje, ale warto wspomnieć, że wynosi 1357 l. Wysoko umieszczona podłoga początkowo nie dziwi, bo przecież to auto z napędem 4x4. Okazuje się jednak, że jest pod nią jeszcze sporo miejsca, którego większość zabiera pełnowymiarowe koło zapasowe. Na dodatek Jeep Patriot oferuje bardzo skromną ładowność wynoszącą zaledwie 400 kilogramów.

Duży wózek, stolik do karmienia, duża torba podróżna, dwa plecaki i multum siatek z drobiazgami - to gdzieś musi się zmieścić. Na szczęście Jeep pomyślał o wojażach z większą ilością bagażu i na dachu odmiany Limited znalazły się poprzeczne belki montowane na relingach (dopłata 1 300 zł). To świetna wiadomość dla mnie, gdyż od razu zamontowałem tam bagażnik zwany popularnie boxem. Teraz z rozplanowaniem bagaży nie miałem już problemów.

Multum rzeczy można dodatkowo upychać we wnętrzu Patriota. Co prawda schowek przed pasażerem nadaje się tylko do przewożenia książki serwisowej wraz z instrukcją, ale głęboki otwór pod podłokietnikiem spokojnie mieści butelkę; dwa otwory na napoje oraz jedną mniejszą przegródkę znajdziemy także na konsoli środkowej oraz jedną mniejszą przegródkę. Zupełnie niepraktyczny "uchwyto-schowek" na komórkę (lub jak to Amerykanie piszą "na iPoda") w podłokietniku służy tylko do schowania tam telefonu i zamknięcia go. W przeciwnym razie będzie nam skutecznie zawadzał i uniemożliwiał operowanie lewarkiem zmiany biegów. Zainteresowani mogą także wykorzystać przestrzeń pod przednimi fotelami - mieści się tam spokojnie teczka z laptopem oraz mniej wypchana torba.

W pełni załadowany Jeep Patriot z boxem na dachu prowadzi się bez najmniejszych zastrzeżeń. Jest pewny, stabilny i bezpieczny. Zawieszenie składające się z kolumn MacPhersona z przodu i układu wielowahaczowego z tyłu robi bardzo dobrą robotę, autem podróżuje się komfortowo, a do naszych uszu nie docierają żadne niepokojące odgłosy. Standardowe 17-calowe felgi aluminiowe obuto w opony 215/60 R17, co także sprzyja zarówno bezpieczeństwu w koleinach (stosunkowo niewielka szerokość) oraz wygodzie podróżnych (wysoki profil).

Warto wspomnieć o kilku aspektach uprzyjemniających podróż. Klimatyzacja? Wspomniałem, daje radę. Szyberdach? Elektryczny (kosztuje dodatkowo 5 000 złotych w pakiecie z samościemniającym się lusterkiem), daje dużo światła do mocno obudowanego wnętrza, zapełnia je świeżym powietrzem, zwłaszcza jeśli podróżujemy w lesie. Regulowane oparcie tylnej kanapy? Proszę bardzo, szczególnie docenione przez starszą córkę, która mogła wygodnie przespać prawie całą podróż. Schowki? Pasażerowie tylnej kanapy mają ogromne wnęki w drzwiach (czego nie można powiedzieć o kieszeniach z przodu), które idealnie nadają się do upychania papierków z ulubionych cukierków. Poza tym na środku dwa zagłębienia na butelki - pyszny soczek plus herbatka już stoją.

Krytykowana wnęka w desce przed pasażerem idealnie natomiast nadaje się do wysypania paluszków bądź ciasteczek i częstowania nimi współpasażerów. Dbałość o czystość? W najwyższym stopniu - na oparciach przednich foteli zamontowano plastikowe osłony, które bardzo łatwo przetrzeć wilgotną szmatką. A dzieciaki - nie wiedzieć czemu - tak uwielbiają kopać swoimi butkami tatusia po plecach! Gadżety? Nie brakuje, najciekawszy to demontowana z podsufitki, bardzo przydatna po zmierzchu latarka świecąca mocnym światłem.

Największym jednak "czasoumilaczem" jest zainstalowany w Jeepie system audio. Niestety po zamontowaniu boxa musiałem odkręcić antenę (bez obaw, radio daje radę nawet bez niej), więc skupiliśmy się na płytach CD. Czym charakteryzuje się porządne, amerykańskie auto? Rasowym wyglądem i porządnie grającym sprzętem car-audio. Nie inaczej jest w Patriocie, który w obydwu kategoriach jest nie do pokonania w klasie SUV-ów. Rozbudowany system "łyka" do sześciu płyt w formacie MP3, a mięsisty i w razie potrzeby przyjemny dla naszych pleców dźwięk (453 W mocy) sączy się z dziewięciu głośników, w tym dwóch w klapie (opuszczanych dla potrzeb "spotkań na wolnym powietrzu przy kiełbasce i puszeczce") oraz potężnego subwoofera w prawej ściance bagażnika. Wszystko firmuje renomowany amerykański producent Boston Acoustics i muszę przyznać, że gra to naprawdę zacnie. Niestety kosztuje też niemałe pieniądze - 4 600 zł bez nawigacji DVD i 8 300 zł wraz z nią.

Pierwszy cel osiągnięty - Krynica-Zdrój, zwana też Krynicą Górską. Malownicze okolice górskie Beskidu Sądeckiego, widokowa kolej ziemno-linowa na Górę Parkową oraz gondolowa na Jaworzynę (1114 m n.p.m.) oraz takie miejscowości jak Piwniczna, Żegiestów czy Muszyna to miejsca, które można śmiało polecić turystom odwiedzających tą okolicę. Tu nasz Patriot także spisywał się bez problemów. Osiągnięte średnie spalanie wynoszące równe 7 litrów na 100 km jest w pełni zadowalające, zwłaszcza że wielokrotnie były pokonywane krótkie dystanse.

Najtrudniejszym mógłby być stromy, kamienisty dojazd do domu wypoczynkowego. Jednak w samochodzie osobowym, a nie Jeepie Patriocie. Zastosowany system Freedom Drive standardowo przekazuje napęd na przednią oś, w nagłych wypadkach dołączany jest tylny. Dodatkowo Patriot posiada blokadę załączaną dźwignią na tunelu środkowym, która do prędkości 16 km/h aktywuje stały napęd na cztery koła w stosunku 50:50. Dlatego też żaden, nawet bardziej stromy podjazd na luźnej nawierzchni nie stanowił dla amerykańskiego SUV-a najmniejszego problemu. O jednym trzeba jednak pamiętać - to nie rasowa terenówka, więc jeśli zbyt poszalejemy w terenie, to szybko się zorientujemy, że jedyną możliwością wyjazdu z błota jest... poszukanie traktora.

2567
Najbardziej jednak fascynowało mnie podnóże Tatr Wysokich po słowackiej stronie, a dokładniej przepiękne okolice turystycznej miejscowości Szczyrbskie Jezioro (org. Štrbské Pleso). To właśnie te piękne tereny stały się celem osobnej wycieczki. O przejściach granicznych zapomnij - w Piwnicznej Zdrój należy tylko mocno zwolnić na wąskiej drodze wyjazdowej i witamy na Słowacji. Bez zbędnego pośpiechu, bez patrzenia na zegarek, ale za to podziwiając piękne krajobrazy z Tatrami na czele. W takich warunkach Patriot zadowala się 6,4 l/100 km, jednak jak dowiodła pewna brytyjska para - John i Helen Taylor prowadzący Jeepy Patriota i Compassa z Londynu do Berlina - auto potrafi średnio spalać nawet poniżej 4,2 litra, co oznacza że 51-litrowy zbiornik może starczyć na ponad 1100 km.

Wygodne podróżowanie Patriotem zakłóca jeszcze jedna bolączka samochodu - materiały wykończeniowe. Nie szkodzi, że na desce plastiki są twarde, bo ich spasowaniu nie można raczej nic zarzucić. Najgorsze jest to, że właśnie z twardego tworzywa wykonano podłokietnik. Nie muszę chyba wspominać o tym, że jeśli mamy ubraną koszulę z krótkim rękawem, to już po kilkudziesięciu kilometrach nasz łokieć jest mocno obolały.

Doszedłem do wniosku, że 2-litrowy turbodiesel znacznie lepiej spisuje się podczas wolniejszej jazdy. Można wrzucić wyższy bieg, jest ciszej we wnętrzu, a auto i tak ciągnie z dużą nadwyżką do przodu - 310 Nm daje radę. Górskie serpentyny prowadzące z Tatrzańskiej Łomnicy (org. Tatranská Lomnica) i Starego Smokowca (org. Starý Smokovec) udowodniły mi, że układ kierowniczy reaguje bardzo ospale. Hamulcowy spisywał się natomiast bez zarzutów - dodatkowo był wspomagany systemami ABS, ASTC (kontrola trakcji) i ESP (stabilizacji toru jazdy). Dzięki Jeepowi dotarłem do jednego z najbardziej niewiarygodnych miejsc na Słowacji.

Jeszcze kilka lat temu tereny te gęsto porastał las świerkowy. Jeden dzień, 19 listopada 2004 roku, zmienił tą stronę Tatr nie do poznania. Huraganowy wiatr, którego prędkość dochodziła w porywach do 230 km/h wyrwał 14 tysięcy hektarów drzew, wiele połamał. W miejscach, gdzie rosły finezyjnie 100-letnie świerki, dziś jest pustynia. Są drzewa; jedno co 100 metrów. Przerażająco wyglądają ogromne polany z powyrywanymi korzeniami. To tu miał być raj, zostało piekło. Mimo bajecznych kolorów, różu i zieleni, krajobraz sprawia, że człowiek dziwnie się tu czuje. Złowieszcza mgła schodząca z gór, w tym ze Szczyrbskiego Jeziora, najwyżej położonego w Tatrach (1346 m n.p.m.), tym bardziej potęguje wrażenie, że żywioł to wciąż porażająca siła, z którą człowiek nie ma najmniejszych szans. Tu moja wycieczka się kończy...

2991
Štrbské Pleso wywarło na mnie ogromne wrażenie. Uwielbiałem tu przyjeżdżać, spacerować wokół jednego z największych jezior w Tatrach Południowych, czy korzystać z wielu wyciągów i ze szczytów podziwiać piękno gór. Krajobraz po niszczącym żywiole zobaczyłem pierwszy raz. Patriot nigdy nie zawiódł, był najbardziej punktualnym, sprawnym i chętnym członkiem naszej wycieczki. Nie przeszkodził nam ani niewielki bagażnik, ani twarde materiały wykończeniowe, ani głośniejszy na wysokich obrotach turbodiesl z pompowtryskiwaczami.

Na sam koniec Jeep pokonał trasę powrotną do Warszawy ze średnim zużyciem oleju napędowego wynoszącym 6,8 l/100 km. Może to nie rekordowy wynik Państwa Taylorów, ale zupełnie akceptowalny. Przypomnę, że to nie trasa szybkiego ruchu, kiedy możemy sobie spokojnie "zapiąć" tempomat na 90 km/h i patrzeć, jak średnie spalanie spada poniżej 5 litrów, tylko dość "burzliwa" trasa z korkami, przejazdem przez centrum miasta i częstym wyprzedzaniem kawalkad ciężarówek. A Patriot napęd na cztery koła ma i swoje 1600 kg waży.

3309
Walka cenowa na rynku trwa. Jeep Patriot 2.0 CRD Limited kosztuje na dzień dzisiejszy 99 111 złotych (przy średnim kursie NBP 3,2602 zł/1 EUR). W wyposażeniu seryjnym auta znajdziemy m.in. komplet systemów bezpieczeństwa w postaci ABS, ESP (stabilizacja toru jazdy) oraz ASTC (kontrola trakcji), poduszki powietrzne kierowcy, pasażera oraz kurtynowe, manualną klimatyzację, pełną elektrykę szyb oraz lusterek, radio CD, 17-calowe alufelgi i tempomat. Lista dodatków jest niewielka, ale konkretna. Najciekawsze przykłady to oczywiście fenomenalny system audio Musicgate Power z 9 głośnikami, radiem RDS/CD/MP3 i zmieniarką kosztujący 4 600 zł (z nawigacją DVD - 8 300 zł), pakiet Safety & Comfort warty 2 100 zł, w skład którego wchodzą boczne poduszki powietrzne oraz czujniki ciśnienia w oponach, pakiet Leather ze skórzaną tapicerką i podgrzewanymi fotelami za 6 100 zł czy elektrycznie otwierany szyberdach w pakiecie z samościemniającym się lusterkiem wstecznym w cenie 5 000 zł. Za lakier metalizowany bądź perłowy należy dopłacić 2 500 zł. W pełni "wypasiony" testowy Patriot kosztuje ponad 125 000 złotych.

Czy 99 111 złotych za naprawdę przyzwoicie wyposażonego kompaktowego Jeepa to dużo? Spójrzmy na konkurencję. Najpopularniejsza jest Toyota. RAV4 2.2 D-4D 135 KM w bogatej odmianie Premium kosztuje atrakcyjne 100 500 złotych. Suzuki za 102 900 złotych proponuje Grand Vitarę 1.9 DDiS w odmianach DeLuxe lub 20th Anniversary. 104 990 zł przyjdzie nam zapłacić za Mitsubishi Outlandera Intense z 2-litrowym TDI o mocy 140 KM. Europejska konkurencja to dwa różne bieguny - 101 900 złotych za Forda Kugę 2.0 TDCi 136 KM Trend oraz aż 115 990 złotych za podstawowego Volkswagena Tiguana 2.0 TDI 140 KM Trend & Fun.

Jak widać konkurencja jest mocno uzbrojona, jednak Jeep otworzył przed nami w postaci bardzo atrakcyjnego cennika jeszcze większe możliwości, niż dotychczas. Jeszcze do niedawna kompaktowe, amerykańskie SUV-y w postaci Patriota i Compassa były krytykowane za zbyt wysoką cenę w porównaniu z głównie japońską konkurencją. Teraz mogą się z nią spokojnie mierzyć, zwłaszcza, że za podstawowego Patriota 2.0 CRD Sport zapłacimy niecałe 92 500 złotych. A europejska waluta dalej "leci" w doł...