Lexus LS 600h L Prestige
Zapraszam Cię dziś w niesamowitą podróż pojazdem, który w rzeczywistości pochodzi z innego, znacznie lepszego świata. Zastosowana w nim technologia dla wielu pozostanie przez lata największą zagadką. Oto flagowy statek Obcej cywilizacji - Lexus LS 600h w przedłużonej odmianie Long.
Bezszelestnie przemieszczająca się wśród nowoczesnych, biurowych zabudowań granatowo-czarna limuzyna Lexusa robi takie samo wrażenie, jak statek z innej planety. Nie ma znaczenia, czy obiekt stworzyli Japończycy czy Obca cywilizacja - poruszenie wywołuje wszędzie tam, gdzie się tylko pojawi. Zachwyt, zazdrość, zszokowanie. Nikt nie będzie obojętny. Flagowy okręt Lexusa sprawia wrażenie niezdobytej twierdzy; potężna chromowana atrapa i niesamowicie długa maska tylko potęgują to wrażenie. Nie wspominając już o długości - przedłużana odmiana L mierzy ponad 5,1 metra długości. Rozstaw osi wynoszący blisko 3,1 metra i bardzo przeciętny promień skrętu udowadniają, że jazda tym kolosem w mieście przypomina czasem manewrowanie potężną barką w porcie. Fenomenalnie prezentuje się na karoserii lakier Black Opal Mica, będący głęboką czernią mieniącą się w pełnym słońcu odcieniami niebieskiego i fioletu.
Lexus LS 600h L jednak nie zachwyca stylem - to raczej technologicznie stylizowany obiekt użytkowy, który więcej ma wspólnego z USS Enterprise, niż z najpiękniejszymi limuzynami z Maserati Quattroporte na czele. Biksenonowe reflektory z diodami LED i nietypowe końcówki układu wydechowego potwierdzają, że skośnoocy inżynierowie najbardziej luksusowej limuzyny z Japonii mają znacznie większy potencjał, niż naukowcy z amerykańskiego instytutu NASA. O tym, że Lexus LS to jednak auto cywilizowane, świadczą chromowane detale w postaci listew okiennych, drzwiowych oraz zamontowanej nad tablicą rejestracyjną. Potężne, 19-calowe felgi z lekkich stopów obute w opony w rozmiarze 245/45 R19 to także dowód na to, że wciąż żyjemy w czasach, kiedy napęd grawitacyjny jest jeszcze odległą przyszłością. Choć podobnie kilka lat temu mówiono o hybrydowym...
Pan i Władca
Jeśli chciałbyś poznać pojęcie luksusu absolutnego, zajrzyj do wnętrza LS 600h L. To jedno z tych aut, które powodują, że jesteśmy wewnętrznie rozdarci nad faktem, czy chcemy zająć miejsce na przednim, czy na tylnym fotelu. Pociągając za chromowaną klamkę w drzwiach kierowcy, ma się nieodparte wrażenie, że przekraczamy próg do innego świata. Przepiękny zapach świeżej, wysokogatunkowej skóry, ciepłe kolory jasnych wykończeń potrafią podświadomie przekonać człowieka, aby zadał sobie pytanie: Co ja tu robię? Delikatnie układając stopy na miękkim dywaniku zasiadamy w fotelu. Nie brakuje mu niczego - jest regulowany w każdym kierunku, dysponuje pamięcią, podgrzewaniem oraz wentylacją. Co najważniejsze jest szalenie komfortowy. Lexus proponuje również regulowaną elektrycznie wysokość mocowania pasa bezpieczeństwa przyciskiem na drzwiach. Pasażer obok, przedzielony od nas szerokim tunelem środkowym, ma dokładnie takie same warunki podróży.
Regulowana w dwóch płaszczyznach kierownica, wykończona skórą i drewnem, chowa się wgłąb deski rozdzielczej gdy wysiadamy, i wysuwa w naszą stronę, gdy zajmujemy miejsce. Te same materiały pokrywają cały kokpit, który spływa bardziej elegancją i przepychem, niż zbędnym, nowatorskim i kosmicznym designem. Wszystko oczywiście jest zmontowane niemalże perfekcyjnie i wykonane z najlepszych gatunkowo materiałów. Multum przełączników na konsoli środkowej może początkowo przytłaczać, ale po dłuższym obcowaniu z Lexusem dochodzimy do wniosku, że prostszej obsługi nikt nie wymyślił. Nie ma zbędnych joysticków czy wielofunkcyjnych pokręteł, które sterując menu i podmenu komputera pokładowego pozwalałyby nam np. podkręcić temperaturę. Tu bez zastanowienia wciskasz jeden przycisk. Mają się grzać lusterka? Proszę bardzo. Trzeba skorygować ustawienia przestrzennego dźwięku - klik, klik, klik i gotowe. U niemieckiej konkurencji ta sama czynność zajęłaby cały sobotni wieczór.
Ośmiocalowy ekran na górze konsoli to serce systemu pokładowego. Możemy tu oglądać filmy, zarządzać nawigacją czy przeglądać bardziej skomplikowane menu. Wszystko sterowane dotykowo, więc nie zgubimy się. Jest tylko jeden problem - taki sam ekran znajdziemy w tańszych Avensisie i Corolli. Pesymista stwierdzi, "że to niedopuszczalne, żeby w tak luksusowym samochodzie znajdował się system z tańszych modeli Toyoty"; optymista powie jednak "jak świetnie, że w Corolli zamontowali tą samą nawigację, co w najdroższym LS. Nie zmienia to jednak faktu, że wszystko to, czego nie wykonano ze skóry, drewna, metalu, marmuru itp. - czyli PLASTIKOWE - jest jednak zaskakująco przeciętnej jakości. Tyczy się to oczywiście większości przełączników.
To tylko jednak drobna rysa na japońskim diamencie. We wnętrzu widać dbałość o detale. Dokładne szwy na skórze robią wrażenie. Spójrzmy także na klapki od popielniczek w drzwiach czy na osłonę uchwytów na napoje na tunelu środkowym - wszystko działa miękko, bezszelestnie. Szczytem tego, jakże miłego, efekciarstwa jest pokrywa centralnego schowka, która delikatnie odjeżdża do tyłu odsłaniając zawartość, po czym po naciśnięciu równie majestatycznie przesuwa się do przodu i zamyka. Tego nie znajdziemy w żadnym innym aucie.
Panie Prezesie, pozwoli Pan?
Zastanawiał się Pan kiedyś Panie Prezesie nad pojęciem "luksusu absolutnego"? Co jest w ogóle dla Pana synonimem luksusu w samochodzie? Elektryczne szyby, skórzana tapicerka, podgrzewane fotele? Samochód przy którym Pan stoi całkowicie na nowo definiuje pojęcie luksusu i zapewnia takie rozwiązania i udogodnienia, o których nawet Prezes nie marzył. Wszystko dla Prezesa i Pana komfortu. Na pierwszy rzut oka tego nie widać, ale po otwarciu potężnych tylnych drzwi zaczynamy sobie zdawać sprawę, że są nienaturalnie długie. Nic dziwnego - mamy do czynienia z Lexusem LS 600h L, co ostatnia literka oznacza odmianę "Long", a więc przedłużaną. W porównaniu ze zwykłym LS 600h dysponuje powiększonym rozstawem osi aż o 120 mm, który wynosi teraz 3090 mm. I to właśnie ta różnica, która zaowocowała niesamowitą przestrzenią na nogi dla pasażerów z tyłu, rzuca się najbardziej w oczy. Do jasnej i mięciutkiej skórzanej tapicerki przyzwyczaiły nas już przednie fotele, do drewnianych obić deska rozdzielcza. To jednak dopiero początek.
Gdy zasiądzie Pan w miękkim i wygodnym fotelu, uwagę zwróci szeroki tunel środkowy. Tak, LS 600h L to limuzyna 4-osobowa (nota bene o skromnej ładowności wynoszącej zaledwie... 300 kg!). W owym tunelu, wykończonym oczywiście drewnem oraz skórą, schowano całe "Centrum Przyjemności Prezesa". Zanim zacznie Pan jednak sprawdzać co do czego służy, proszę zamknąć drzwi. Delikatnie; trzeba wyczekać moment, aż zamek je złapie. Po charakterystycznym kliknięciu elektryczny siłownik automatycznie je dociągnie. Jeśli Pan nie zauważył, tak samo dzieje się z przednimi drzwiami. Jednak one Pana pewnie już nie interesują, bo zatapiając się w fotelu (prawym, bo to ma znaczenie, o czym przekona się Pan za chwilę) czuje Pan, jak wszystko się powoli rozpływa. Z przyjemnością informuję Panie Prezesie, iż posiada on nie tylko chłodzenie i podgrzewanie, ale także wszechstronną regulację pozwalającą m.in. ustawić oparcie pod kątem 45 stopni. Jednym przyciskiem możemy także wysunąć podnóżek i wygodnie na nim ułożyć nogi. Mało tego, kolejny przycisk (wszystkie zgrupowane w jednej linii na tunelu środkowym) podsunie fotel pasażera do przodu, widowiskowo złoży mu zagłówek i ustawi oparcie do pionu. Księgowy siedział z przodu? Nic nie szkodzi, chyba zostało mu trochę miejsca.
Czy zabawa ustawianiem swojego fotela może się znudzić? Raczej nie, choć wiem - Prezesowi nie przystoi "wożenie" się nim w tę i spowrotem. Pozostałe trzy przyciski, które omyłkowo Pan wcisnął, służą do wysuwania rolet na bocznych szybach oraz tylnej. Teraz lepiej, bo atmosfera stała się bardziej intymna, a ten tłum który Pan Prezes widzi za oknem, może już tylko podziwiać zewnętrzne piękno Lexusa. Wspomniane centrum dowodzenia skrywa także panel czterostrefowej klimatyzacji. Ciepłe lub zimne powietrze, jak Pan Prezes woli, będzie lecieć z przedniego tunelu, ze słupków, spod przedniego fotela, a także z sufitu, a specjalny czujnik na podczerwień skontroluje temperaturę naszego ciała. Przy okazji tuż obok znajdzie Pan otwierane lusterko z podświetleniem.
Prezes nie wysiada
Czas otworzyć klapkę od schowka w podłokietniku. Dwa piloty to główne sterowniki "Centrum Przyjemności Prezesa". Zacznijmy od tego po lewej, bezprzewodowego. Steruje jednym z najbardziej zaawansowanym systemów multimedialnych, jakie mogą znaleźć się w samochodzie osobowym. Po pierwsze audio - renomowana amerykańska firma Mark Levinson zaprojektowała unikalny system, na który składa się 19 głośników, potężny wzmacniacz oraz czytnik płyt CD/DVD wraz ze zmieniarką schowaną w oparciu za tunelem środkowym. Nie trzeba być audiofilem pasjonatą, aby stwierdzić, że muzyka w Lexusie LS600h L rozpływa się we wnętrzu tak fenomenalnie, że przed długie godziny nie chce się wysiadać, tylko słuchać, słuchać, słuchać... Co najważniejsze, hasło reklamowe "Najlepsze miejsce podczas koncertu jest teraz podgrzewane i wentylowane" jest jak najbardziej prawdziwe. To jednak nie koniec przyjemności. Za pomocą przycisku OPEN na pilocie możemy otworzyć w podsufitce ciekłokrystaliczny ekran o przekątnej 9" i obejrzeć ulubiony film na płycie DVD. Dźwięk przestrzenny płynący z głośników wprawia w osłupienie - możemy słuchać go także ze słuchawek, jeśli nie chcemy robić z LS 600h L głośnego, mobilnego kina domowego.
To jednak nie wszystko. Rozumiem, że dzień Prezesa bywa bardzo męczący i stresujący (wiedzą o tym także Prezesi Lexusa), więc prawy tylny fotel otrzymał funkcję masażu - do jego obsługi służy drugi pilot. Pan Prezes ma do dyspozycji dwa tryby automatyczne: Shiatsu (japoński masaż relaksująco-leczniczy) oraz Stretch. Poza tym możemy wybrać tryb manualny, gdzie możemy zadecydować, czy specjalne siłowniki fotela będą nam masować barki czy plecy, a także z jaką szybkością i intensywnością. Zapewniam, przeżycia po takim masażu są niesamowite, jak fotel co chwila wbija wirtualne pięści w plecy. Prezesowi jak widać chyba spodobało się. Na koniec dodam, że w oparciu przedniego fotela znajdzie Pan poranną prasę ze świeżymi notowaniami giełdowymi, z tunelu środkowego wysunie Pan pokaźnej wielkości stolik pokryty lakierowanym drewnem (na przykład na laptopa), a w oparciu za tunelem środkowym specjalny, chłodzony schowek na coś wytrawnego. Teczkę schować? Proszę bardzo, bagażnik owszem jest ? elektrycznie otwierany i zamykany Panie Prezesie. Ma jednak tylko 330 litrów, niewiele prawda? No, więcej się nie dało. Dlaczego, wytłumaczę poniżej.
Krążownik czas oderwać od ziemi
Wciśnięcie przycisku START na konsoli na pierwszy rzut oka powoduje niewiele. W zasadzie praktycznie nic poza faktem, że gasną kontrolki i na ekranie komputera pokładowego wyświetla się napis "READY". Co prawda pod maską znalazł się 5-litrowy silnik V8 o mocy 394 KM uzyskiwanej przy przy 6400 obr./min., jednak tuż po "odpaleniu" Lexusa spoczywa on w niezmąconym spokoju. Do akcji wkracza drugi napęd - elektryczny, legitymujący się mocą 224 KM. Hybrydowa limuzyna Lexusa rusza bezszelestnie. Wrażenia startowania statkiem kosmicznym są jak najbardziej na miejscu. Uaktywniony tryb na głównym ekranie systemu pokładowego pokazuje, że cała moc pochodzi teraz z silnika elektrycznego. Tak można podróżować z prędkością do ok. 40 km/h aż do wyczerpania energii z akumulatorów, które zamontowano tuż za tylnymi fotelami - stąd niewielki bagażnik. Układ napędowy Lexusa działa zadziwiająco prosto - energia jest odzyskiwana wówczas, kiedy nasza prawa stopa nie dotyka pedału przyspieszenia. Najlepsze "doładowanie" powstaje podczas hamowania. Ktoś może uznać nowatorski system za swego rodzaju perpetuum mobile, jednak w rzeczywistości napęd elektryczny to tylko uzupełnienie benzynowego silnika, który tu jako główny gra pierwsze skrzypce.
Podczas spokojnej jazdy pracuje tylko silnik benzynowy. Jest niewyobrażalnie cichy, jeśli traktujemy go delikatnie. Dzięki świetnemu wygłuszeniu wnętrza spod maski dociera do nas tylko delikatny, mocno stłumiony odgłos V-ósemki. Bezstopniowa, sterowana elektronicznie skrzynia biegów E-CVT nie pozwala mu wchodzić na wysokie obroty, cały czas panując nad jego potęgą. Ciekawostką jest zastosowanie normalnego obrotomierza - w modelach GS 450h czy RX 400h znalazły się zamiast niego wskaźniki użycia mocy. Dostojnie przemieszczająca się ponad 5-metrowa, hybrydowa limuzyna jest dla wielu niezapomnianym widokiem. Warto wspomnieć o średnim spalaniu na trasie - 13,2 l/100 km jak na mocną limuzynę ważącą blisko 2,5 tony to zachwycający wynik.
Mocy przybywaj!
Kto uważa, że ważący ponad 2,4 tony Lexus LS600h L to ślamazarny waleń, jest w wielkim błędzie. Przed odpowiednią demonstracją mocy, należy wspomnieć o kilku faktach. Po pierwsze japoński okręt flagowy został wyposażono w stały napęd na cztery koła z mechanizmem różnicowym o podwyższonym tarciu typu TORSEN. Nie ma więc mowy o jakichkolwiek stratach związanych z reakcją "człowiek - pedał gazu - opona - asfalt". Po drugie na pokład zawitał zintegrowany system stabilizacji pojazdu VDIM, który ze szwajcarską precyzją zarządza nie tylko podstawowymi systemami bezpieczeństwa jak ABS czy VSC (układ stabilizacji toru jazdy), ale także ustawieniami aktywnego zawieszenia czy trybem pracy obu napędów. Po trzecie trzeba sobie zdać sprawę, że silnik benzynowy wspólnie z elektrycznym wytwarzają moc równą 445 KM oraz maksymalny moment obrotowy wynoszący potężne 520 Nm. Jak widać nie jest to suma mocy, a sposób jej wylicznenia pozostaje największą tajemnicą inżynierów Lexusa.
Dwa przyciski na konsoli środkowej zarządzają podstawowymi ustawieniami auta. Pierwszy służy do nastaw pracy napędów - SNOW to delikatna jazda, bez zbędnego szarpania, Hybrid to standardowe ustawienie z wykorzystaniem współpracy obu napędów oraz PWR, skrót od wiele mówiącego słowa POWER. Obok znajduje się przycisk ustawień wieodrążkowego zawieszenia z pneumatycznymi amortyzatorami. Dzięki układowi AVS (Variable Suspension System mamy możliwość zmiany trybu jego pracy. Tu możemy wybierać pomiędzy komfortem, a sportem. Dodatkowo pod spodem znalazł się przycisk służący podwyższeniu nadwozia - w sam raz do wyjazdu na krawężnik.
3,2,1, Ignition...
Procedura startowa jest prosta - obydwa przyciski ustawione w pozycji bojowej (PWR oraz Sport), przy okazji przyciskiem na kierownicy podpisanym HOLD aktywujemy podtrzymanie hamowania Brake Hold, które podczas zatrzymania automatycznie będzie trzymać naszego Lexusa w miejscu, a dźwignię automatycznej przekładni przesuwamy na "D". Kto chce, może przejść w tryb sekwencyjny przesuwając lewarek w lewo. Pusta droga przed samochodem, kilku gapiów na zewnątrz i niedowiarek na miejscu pasażera. Przecież to nie może być szybkie - niepewna myśl przelatuje przez głowę. Dobry chwyt skórzano-drewnianej kierownicy i prawa stopa do oporu ląduje na pedale gazu. Przód potężnej limuzyny unosi się niczym w wyścigowej łodzi tnącej fale, a z nietypowych końcówek układu wydechowego wydobywa się zduszony ryk ośmiu cylindrów. Dobrze myślałem, że trzeba było bardziej pionowo ustawić fotel, bo jakaś nieziemska siła wgniata mnie tak mocno w fotel, że trudno oderwać od niego plecy.
Setki koni mechanicznych jest wydzieranych z dwóch silników na raz tak gwałtownie, a z drugiej strony z taką gracją, że jeszcze nigdy przyspieszanie samochodem nie przyniosło mi takich wrażeń. Trudno jest spostrzec, kiedy wskazówka prędkościomierza mija liczbę 100 km/h (producent twierdzi, że po upływie 6,9 s - wierzę na słowo) i dalej w szalonym tempie ciągnie do oporu. Akceleracja 60-100 wygląda tak samo jak 160-200, jeden wielki wir potęgi i mocy. W trybie sportowym wtórują bojowe nastawienie wskazówki obrotomierza (bardzo chętnie dociera do czerwonego pola), zawieszenia oraz sztywnego układu kierowniczego. Nieco gorzej bywa z hamulcami, bo potężny tankowiec raczej niechętnie wytraca prędkość. Tarcze o słusznej średnicy 357 mm z przodu i 335 mm z tyłu i tak starają się jak mogą.
Zupełnie inaczej jest w mieście. Tu nastawienia komfortowe powodują, że Lexusem płynie się jak luksusową łodzią. Przestajemy narzekać na dziurawe nawierzchnie, źle wyprofilowane łuki i inne błędy drogowców. Perfekcyjna izolacja od świata zewnętrznego powoduje, że wewnątrz LS 600h L czujemy się, jak przeniesieni do innego świata. Najgorzej jest z manewrowaniem po zatłoczonej metropolii. Nie pomagają nam zarówno długość samochodu jak i kiepski promień zawracania wynoszący niemalże 6 metrów. Co ciekawe, jak na ironię Lexus LS 600h L zużywa mniej paliwa w mieście, niż na trasie - 12,7 l/100 km, a to wszystko dzięki wykorzystaniu energii elektrycznej.
Zupełnie inaczej sprawa ma się z parkowaniem. Tu Lexus LS został wyposażony bardzo hojnie nie tylko w dziesiątki czujników, ale przede wszystkim w asystenta parkowania IPA (Intelligent Park Assist). To nic innego jak zorganizowany system korzystający z czujników, który sam prowadzi naszego Lexusa we wskazane przez nas na monitorze miejsce parkingowe. Jak to działa? Bardzo prosto. Gdy wrzucamy wsteczny bieg, na ekranie systemu pokładowego wyświetla się obraz z kamery cofania zamontowanej na tylnej klapie. Dotykowo wybieram sposób parkowania (równoległy czy prostopadły), a także miejsce, gdzie ma nasze auto zaparkować, które możemy "wirtualnie" niemalże dowolnie przesuwać. Na koniec wystarczy wszystko zatwierdzić wciskając OK i z wielkim zaufaniem do systemu zająć się tylko naciskaniem pedału hamulca w odpowiednim momencie. Nie ukrywam, że z wielkim przerażeniem patrzyłem, jak Lexus szybko kręcąc kierownicą wciskał się w niewielkie miejsce parkingowe. Jeśli przestraszysz się, w każdej chwili możesz mocniej nacisnąć na hamulec - będzie to sygnał zakończenia manewru i odłączenia asystenta; podobna reakcja jest na pedał gazu. Niestety system IPA ma dwie zasadnicze wady - po pierwsze auto samo nie wjedzie na miejsce parkingowe, jeśli wjazd prowadzi pod górkę, a po drugie... Twój sąsiad w Skodzie ma taki sam patent. I kosztuje znacznie mniej.
Program ochrony pasażerów
Chcę uniknąć opisywania z dokładnością każdego z elektronicznych systemów, jakimi dysponuje japońska limuzyna - zrobił to już mój redakcyjny kolega Rafał Pazura w teście odmiany ze standardowym rozstawem osi - Lexusa LS 600h. Chciałbym jednak tylko wspomnieć o najciekawszym urządzeniach, jakie zamontowano we flagowej limuzynie koncernu, aby nasze życie było łatwiejsze i bezpieczniejsze. Weźmy na przykład adaptacyjny układ kontroli prędkości, który za pomocą radaru "trzyma" odległość od poprzedzającego samochodu. Gdy auto przed nami zaczyna hamować, Lexus LS także zaczynie wykonywać ten manewr, co pokaże stosowna grafika na ekranie komputera pokładowego - i tak aż do zatrzymania samochodu. ACC (Adaptive Cruise Control) może być stosowany w zakresie prędkości 0-170 km/h.
Innym ciekawym rozwiązaniem jest system wczesnego reagowania w razie ryzyka zderzenia Advanced PCS (Advanced Pre-Crash Safety System). Na podstawie czujników oraz radaru Lexus LS 600h L jest w stanie przewidzieć możliwość wypadku oraz zabezpieczyć nas przed jego skutkami. Objawi się to początkowo ostrzegawczymi sygnałami i delikatnym hamowaniem, a nawet dociśnięciem pasażerów do foteli oraz pionowym ustawieniem zagłówków. Dodatkowo na obudowie kolumny kierowniczej zamontowano kamerę na podczerwień, która cały czas bacznie obserwuje nasze zainteresowanie sytuacją na drodze. Nie ukrywajmy, że poza tym flagowy Lexus jest wyposażony we wszystkie możliwe systemy bezpieczeństwa oraz komplet poduszek powietrznych.
Sztuczna inteligencja
Czy zatem Lexus LS 600h L jest inteligentną maszyną, która jest w stanie przewidzieć wypadek i odpowiednio wcześniej zabezpieczyć przed jego skutkami swoich pasażerów? W pewnym stopniu na pewno tak, jednak mimo całego swojego futurystycznego zaawansowania technicznego nie jest jeszcze w stanie zastąpić człowieka za kierownicą. Może mu co najwyżej pomóc. To my jesteśmy wciąż odpowiedzialni za to, jak bardzo dociskamy pedał gazu i jak mocno skręcamy kierownicą. Śmiało mogę porównać LS-a do prywatnego odrzutowca. Jest bajecznie luksusowy, świetnie wykonany i zapewnia pełną relaksację pod każdym względem. Podobnie jak samolot posiada autopilota, który także nie jest w stanie ani sam wystartować, ani też wylądować bez pomocy człowieka.
Flagowy Lexus może nie mieć charakteru, może nie mieć polotu. Ma jednak coś, dzięki czemu czujemy się pewnie i bezpiecznie, a hybrydowa technologia tylko uprzyjemnia nam życie. Co prawda dżentelmeni o pieniądzach nie rozmawiają, ale warto wspomnieć o nich, chociażby dla samego faktu informacji, że Lexusy ostatnio stały się bardzo atrakcyjne cenowo. Cena luksusu, przepychu, zapachu skóry i wszechobecnego uczucia, że jesteśmy najważniejszym człowiekiem na świecie w jedynym takim samochodzie jest niewielka - 475 000 złotych. Poza tym to niezbyt wygórowana kwota, jak za pierwszy mobilny prywatny odrzutowiec z autopilotem. Nie zapomnij tylko, kto tu naprawdę rządzi.
Sesję zdjęciową zrealizowano na terenie Zespołu Hotelowo Parkowego "Pałac w Paszkówce".
www.paszkowka.pl