Renault Vel Satis 3.0 dCi Initiale
Renault dało nam pierwszego hatchbacka, trzy rozmiary vanów, auta na kartę, osiem kompletów 5 euroncapowskich gwiazdek i spektakularny design. Ale nie wszystko idzie tak dobrze. W klasie wyższej Renault jest sobą, co niekoniecznie przekłada się na sukces.
Avantime zniknął szybciej, niż się pojawił. Nikt nie zrozumiał koncepcji coupevana. Były też kłopoty z jakością. Efekt? Nieco ponad 8 tys. sprzedanych egzemplarzy i tylko dwa lata na motoryzacyjnej scenie. Klapa. Porażka. Bez dwóch zdań. Z kolejnym dużym luksusowym Renault jest nieco lepiej, ale do histerycznej radości wciąż daleko.
Vel Satis to kwintesencja tego, co Renault jest w stanie zrobić. Auto skupia w sobie chęć firmy do eksperymentów stylistycznych, do odwagi, do kontrowersji, wręcz do perwersji wizualnej. Auto ma też wszystkie gadżety, rozwiązania i zabawki, które Renault wymyśliło i które jest w stanie włożyć do samochodu. Już bardziej Renault-owo nie może być.
Vel Satis nie jest przystojny jak Brad Pitt ani tak wyuzdanie namiętny jak 15-letnia Japonka w kusym szkolnym mundurku. Nadwozie nie emanuje seksem i agresją. W przekonaniu masy jest autem brzydkim. Zainteresuje zatwardziałych i pełnych pasji frankofilów i wszystkich ze specyficznym poczuciem piękna. Owszem, brakuje mu trochę elegancji, lekkości i harmonii, ale majestatu, powagi i nonkonformizmu z pewnością nie.
Nadwozie jest wyższe niż u konkurentów. W przypadku Vel Satisa wsiadanie nie polega więc na wpadaniu w fotel. A wysiadanie to nie odpychanie się od kierownicy i wspinanie na powierzchnie. Chcesz wsiąść? Otwierasz masywnie wyglądające, ale zaskakująco lekkie drzwi, stawiasz krok i z godnością, wygodnie i elegancko zajmujesz miejsce. Chcesz wysiąść? Wystawiasz nogę i już jesteś tam, gdzie chciałeś być. Żadnego wysiłku, żadnej gimnastyki, żadnych trudności. Wysokie nadwozie i duże szyby gwarantują świetną widoczność.
Deska rozdzielcza zaprojektowana jest z rozmachem i z pomysłem. Analogowy zegarek jest uroczy i stylowy. Zegary barokowe i nieczytelne. Obsługa prawie bezproblemowa. Prawie, bo panel sterowania nawigacją między fotelami jest nie do końca intuicyjny. Jego główny element - srebrne pokrętło w stylu iDrive'a BMW - jest wszechstronne, ale zbyt rachityczne i niepewne. Nadmiar przycisków przeszkadza. Schowków, szuflad i temu podobnych nie zabraknie. Kufer jest pojemny i ustawny. Klapa bagażnika domyka się automatycznie.
Miejsca z przodu i z tyłu jest mnóstwo. Przednie fotele są obszerne i komfortowe. Regulacja górnej części oparcia to miły gadżet. Trzymania bocznego nie zarejestrowano. Materiały ładnie pachną, są bardzo wysokiej jakości i poprawnie je spasowano. Komputer pokładowy może mówić głosem kobiety. Ale nie takiej urzędującej nocą pod 0-700. To raczej przyjemna profesjonalistka, która zna się na rzeczy. Seksowny jest fakt, że wie o aucie więcej niż Ty... Atmosfera we wnętrzu sprzyja komfortowym, zrelaksowanym i spokojnym podróżom.
Układ kierowniczy jest mdły i leniwy. Nie męczy, nie wymaga, nie podnieca. Automatyczna skrzynka delikatnie zmienia biegi. Żadnego szarpania. Czasami tylko nie potrafi znaleźć wspólnego języka z silnikiem. Rzadko jej się to zdarza, ale jednak. Tryb ręcznej zmiany biegów to nieporozumienie. Technicznie jest dobrze, ale wzbogacanie automatu opcją manualną to chory wymysł przemęczonych marketingowców.
Komfort jazdy jest wyjątkowy. Zawieszenie pracuje cicho i w pełni panuje nad nierównościami. Z perspektywy tego auta polskie drogi wydają się jakieś takie bardziej europejskie. Wyciszenie jest rozkoszne. Sprzęt audio sygnowany przez Cabasse ma małe przyciski, ale możliwości olbrzymie. Trudno powiedzieć, czy to zamierzony efekt czy nie, ale czuć niedosyt basów. Pewnie konstruktorzy wyszli z założenia, że klientela Vel Satisa nie pała się słuchaniem bum-bum-umca-umca.
Żeby w pełni docenić Vel Satisa, trzeba go najpierw zrozumieć. To nie jest auto do skakania z pasa na pas, do ruszania z piskiem, do driftowania i do wchodzenia w zakręty na ręcznym. Tu chodzi o komfort, bezpieczeństwo, wygodę, spokój, powagę, bezpieczeństwo. Szybka i ofensywna jazda wybija auto z równowagi.
A propos wchodzenia w zakręty na ręcznym - jest to nie tyle nie na miejscu w tym aucie, co raczej niewykonalne. Hamulec ręczny jest automatyczny i bezobsługowy. Sam się aktywuje i dezaktywuje. Jak bardzo chcesz go użyć, to służy do tego dyskretna dźwigienka po lewej stronie kokpitu. Mało ergonomiczne dla tych, co to lubią zarzucać tyłem. Nie wnikajmy, dlaczego to lubią, bo to już inna historia.
Diesel 3,0 V6 dCi to największy silnik wysokoprężny ze stajni Renault. Jest cichy, nowoczesny i wstrzemięźliwy. Ale osiągów piorunujących nie zapewnia. Jeśli rozumiemy, o co chodzi w VelSatisie i do jakiej jazdy został stworzony, wówczas motor gwarantuje pełną, niczym niezmąconą satysfakcję. Chcicę prędkości i żądzę zdobywania pole position pod światłami trzeba zaspokoić inaczej. Najlepiej dożylnie.
Vel Satis jest autem specyficznym, niszowym, innym. Nie bryluje na listach przebojów sprzedaży, nie przewija się na każdym skrzyżowaniu, nie wszystkim się podoba. Wpadnie w oko wąskiej grupie klientów. A z niej tylko niektórzy zdecydują się wydać prawie ćwierć miliona złotych na kwintesencję Renault.