Baja Poland 2017 [RELACJA, GALERIA]
Rajdy cross-country mają wszystko, by stać się jedną z najpopularniejszych dyscyplin motorsportu w Polsce. Są widowiskowe, wymagające, o najwyższe cele od lat biją się nasi rodacy, a do tego odbywa się u nas jedna z rund mistrzostw świata - Baja Poland.
Wygląda na to, że po tym, jak czarne chmury zawisły nad Rajdem Polski impreza odbywająca się po raz ósmy w Szczecinie może stać się najważniejszym motorsportowym wydarzeniem roku w naszym kraju. To wszak jedyna runda o statusie mistrzostw świata FIA regularnie organizowana w Polsce i nie zanosi się na to, by miało się coś zmienić. Baja Poland to dziewiąta pozycja w kalendarzu startów cross-country, rozpoczynająca się w momencie gdy zawodnicy wpadają na ostatnią prostą sezonu, ale też przygotowań do rajdu Dakar - który akurat nie jest zaliczany do Pucharu Świata.
Jeśli jednak to właśnie ta impreza jest Twoim jedynym skojarzeniem z cross-country to w Baja Poland 2017 znajdzie się sporo wspólnego ze słynnym rajdem. Przede wszystkim zawodnicy - tutaj oczy wszystkich zwrócone były w stronę topowej trójki faworytów, na którą oprócz Nassera Al-Attiyaha składał się polski duet w MINI: Jakub Przygoński i Krzysztof Hołowczyc. Poza tym w stawce znalazło się jeszcze kilka dobrych nazwisk, a lista startowa wypełniona była nie tylko Polakami walczącymi w Pucharze Polski, ale i zawodnikami z wielu innych krajów. W rajdzie pojechali zarówno kierowcy wiodących teamów, jak i amatorzy, pokonujący odcinki nie tylko w samochodach, ale też na quadach, motocyklach i w buggy. Pojawiła się nawet jedna ciężarówka, która nawet w pojedynkę zrobiła gigantyczne wrażenie. Ta różnorodność pojazdów to jedna z najbardziej przyciągających cech rajdu - obok siebie jadą zarówno auta typu MINI John Cooper Works Rally, czyli prawdziwe rajdowe potwory (także pod względem technologicznym), jak i bliskie seryjnym odpowiednikom pikapy i terenówki.
Zasadnicze różnice pojawiają się już w samej formule imprezy. Dla niezaznajomionych z terminem Baja słowo wyjaśnienia - to raczej rajd sprinterski, odbywający się na kilku odcinkach specjalnych na przełomie 2-3 dni. Skala trudności jest więc nieporównywalna, ale składają się też na to inne czynniki. W Polsce nie mamy geograficznych szans na stworzenie tak naturalnie wymagającej trasy, ale trzeba przyznać, że od kilku edycji organizatorzy obchodzą ten problem w bardzo trafiony sposób. Bazą Baja Poland jest Szczecin - tu odbył się uroczysty start, a otwierający zmagania superoes odbywał się na terenie jednostki wojskowej w granicach miasta. Później zawodnicy przemieścili się na wschód, a swoje specyficzne tereny udostępnił im poligon w Drawsku Pomorskim - największy w tej części Europy. Nie jest to pustynia Atacama, ale ściganie się po strefie militarnej napotykając wraki czołgów to także spektakularne okoliczności.
Tegoroczna edycja zapowiadała się bardzo ciekawie - choć faworyzowany Katarczyk Al-Attiyah, zwycięzca Dakaru z roku 2011 i 2015, prowadził w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata z dużą przewagą, to Baja Poland było ostatnią szansą dla drugiego Przygońskiego na odrobienie strat punktowych, a już w tym sezonie Polak pokazywał, że może konkurować z kierowcą Toyoty. Przy zwycięstwie w Szczecinie i korzystnych wynikach w Maroku, ostatnim poważnym sprawdzianie przed Dakarem, polski kierowca wciąż miałby szansę na mistrzostwo. Doping kibiców miał ponieść do zwycięstwa doświadczonego Hołowczyca, który co prawda nie startuje ani w mistrzostwach, ani Dakarze, to wciąż poważnie romansuje z rajdami cross country i na pewno także chciał walczyć o najwyższe cele. Zwłaszcza, że zwyciężał tu już pięciokrotnie!
Ściganie rozpoczęło się od widowiskowego superoesu w Szczecinie. Kręta trasa pełna kopnego piasku to przede wszystkim gratka dla kibiców. To taki odcinek, na którym ma być efektownie, a minimalne różnice czasowe są o wiele mniej ważne od zajętych miejsc wpływających na kolejność przejazdów kolejnego dnia. Na fotel lidera wskoczył od razu Al Attiyah, wyprzedzając o 5 sekund spektakularnie jadącego Przygońskiego. Trzeci na odcinki Hołowczyc otwierał zmagania w sobotę. Choć noc poprzedzająca ściganie była deszczowa trasa nie była wyjątkowo błotnista, ale kierowcy i tak skarżyli się na zaskakujące kałuże. "Hołkowi" szczęście tego dnia jednak zdecydowanie nie sprzyjało. Na dobrą sprawę z marzeniami o zwycięstwie pożegnał się już podczas pierwszego przejazdu 215 kilometrowego odcinka wytyczonego na poligonie w Drawsku Pomorskim - wymiana przebitej opony oraz awaria wycieraczek kosztowały go 6 minut straty. Za to prowadzący duet szedł łeb w łeb - Al-Attiyah co prawda powiększył szybko przewagę do kilkudziesięciu sekund, ale Przygoński nie odpuszczał i był w dobrej pozycji do ataku. Przed zjazdem na serwis różnica wynosiła zaledwie 27 sekund. Reszta kierowców zanotowała większe straty. Wyjątkowego pecha miał Aron Domżała, który przez awarie stracił około 15 minut.
Druga pętla to znów olbrzymie problemy Hołowczyca. Tym razem przydarzyła mu się poważniejsza usterka techniczna, co praktycznie wykluczyło popularnego kierowcę z rywalizacji. Niestety, pech nie ominął też drugiego MINI - Przygoński także złapał kapcia, a do tego wymiana koła przebiegła ze sporymi kłopotami, co sprawiło, że polski kierowca tracił do prowadzącego Katarczyka już ponad 4 minuty. Al-Attiyah jechał pewnie i bez przygód, dominując na trasie i wyprzedzając drugiego na odcinku Domżałę (który tym razem pojechał bez przygód) o niecałe 3 minuty. Polski kierowca Toyoty Hilux, w kontekście kłopotów „Hołka”, znów włączył się w walkę o podium, na którego najniższym stopniu po dniu na poligonie znajdował się Holender Ten Brinke, wyprzedzając o 2 i pół minuty Rosjanina Wasiljewa w kolejnym MINI.
Trzeci, decydujący dzień rajdu to cztery dynamiczne odcinki specjalne w okolicach gminy Dobra, znów w najbliższym sąsiedztwie Szczecina. To wyraźnie trasy bardziej zbliżone do rajdów „płaskich”, co odbiło się na wynikach odcinków. Swoje zwycięstwo oesowe zanotował wreszcie Krzysztof Hołowczyc, niespodzianką były też dwa etapowe tryumfy Peruwiańczyka Nicholasa Fuchsa, debiutującego w Baja Poland, ale z doświadczeniem w serii WRC2. Stawka była jednak naprawdę mocno wyrównana, a różnice minimalne. Przykładowo, na pierwszym przejeździe odcinka Krzekowo drugi Przygoński stracił zaledwie sekundę do zwycięzcy, co odbił sobie już przy drugiej pętli – OS7 padł jego łupem. Kierowca MINI przystąpił do ataku na pozycję lidera, ale jego plany pokrzyżowała kolejna przebita opona na odcinku numer 5. To wszystko sprawiło, że Al-Attiyah był niemal pewny zwycięstwa i ostatniego dnia jechał bardzo ostrożnie. Choć kręcił się głównie w okolicach piątego miejsca na poszczególnych etapach, to jego głównym celem było uniknięcie nieplanowanych przygód. To mu się udało i Katarczyk odniósł swoje drugie z rzędu zwycięstwo w Baja Poland. Przygoński zajął pewne drugie miejsce ze stratą 3 minut i 54 sekund, zaś podium uzupełniła następna Toyota Hilux prowadzona przez Bernharda Ten Brinke. Dalej uplasowali się Wasiljew i Domżała. Taki układ miejsc sprawił, że bardzo blisko tryumfu w Pucharze Świata jest Al-Attiyah, który potrzebuje tylko 9 punktów, by zapewnić sobie tytuł. Marzenia Przygońskiego trzeba będzie pewnie w tym sezonie odstawić na półkę, ale cieszy fakt, że polski kierowca umocnił się na drugim miejscu w klasyfikacji mistrzostw. Kierowcy myślami pewnie są już na styczniowym Dakarze, ale polski rajd to nie tylko kolejny etap przygotowań. To także kawał bardzo interesującego ścigania.