Bentley Mulsanne Grand Limousine wraca do sprzedaży, bo nie było chętnych od 6 lat
Sześć lat temu Bentley zbudował pięć sztuk Mulsanne Grand Limousine. Wszystkie trafiły do Emiratów i... nie znalazły nabywców. Teraz wracają do "oferty".
Powiedzmy sobie szczerze, że przedłużane limuzyny mają specyficzną grupę odbiorców. I nie zawsze można potraktować ich jako osoby z gustem. Choć trzeba przyznać, że Mercedesy S z serii Pullman czy niektóre "krótkie-długie" wersje wyglądają naprawdę dobrze. Bentley Mulsanne Grand Limousine, zbudowany ręcznie przez Mullinera, jest gdzieś po środku.
Mulsanne jest świetne, a jego wydłużona wersja... nie jest taka zła. Choć nie wygląda, jest dłuższa o metr i wyższa o niemal o 8 cm (79 mm) od standardowego Bentleya. Powstała całkowicie ręcznie i wykończono ją najwyższej klasy materiałami. W środku znajdziemy (w części pasażerskiej) cztery fotele ustawione frontami do siebie. Każdy pasażer może sterować swoją strefą klimatyzacji, a toast po udanej transakcji przeprowadzonej w trakcie jazdy można wznieść szampanem z lodówki. Od kierowcy może oddzielać pasażerów szklana szyba, która za dotknięciem palca zmienia się z matowej w przezroczystą. To pierwszy samochód, w którym Bentley zastosował taką technologię.
Pod maską "ostał się" standardowy, ale wystarczający silnik V8 o mocy 512 KM.
Mulsanne Grand Limousine - biznes który chyba nie wypalił
Pierwszy Bentley Mulsanne Grand Limousine powstał na specjalne zamówienie klienta z krajów arabskich. Po jego zbudowaniu, Mulliner dostał zielone światło na budowę kolejnych pięciu sztuk, które miały trafić na półwysep. Tak też się stało. Samochody mają indywidualne konfiguracje, z pasującymi do nich felgami i tapicerkami. Ale najwyraźniej Bentley "przestrzelił" z tym pomysłem, bo samochody, które trafiły do Zjednoczonych Emiratów Arabskich, nigdy nie zostały sprzedane, ani nawet zarejestrowane. Mają taki sam przebieg jak w momencie dostawy i ostatnie sześć lat przestały w garażach dubajskiego przedstawicielstwa marki.
Teraz wracają na sprzedaż, jednak już bez ograniczeń regionalnych. Być możne znajdzie się jakiś amerykański, japoński, rosyjski albo np. hinduski milioner, którego skusi możliwość podróżowania przedłużanym Bentleyem. Cena jest trzymana w tajemnicy i ujawniana tylko zainteresowanym. Choć nie jest to nasz ulubiony gatunek pojazdu to szkoda, żeby stały i się kurzyły - trzymamy kciuki, żeby tym razem znalazł się jakiś chętny.