#WINTERWITHINKA. Niezwykła historia pewnego BMW E12

Oto Inka, BMW E12. Urodziła się w Monachium. Ma 46 lat. Dopadły ją małe zmarszczki, czasem musi udać się do lekarza, ale generalnie trzyma się doskonale, przeżywając kolejne przygody.

Inka jest bardzo aktywna. Do tego stopnia, że tylko tej zimy miała już 7 partnerów. Każdy z nich spędza z Inką tydzień, z trudem oddając kluczyki swojemu następcy. BMW E12 Inka.

W Ince bowiem łatwo jest się zakochać. Klasyczny 2,5-litrowy silnik, którego pracy towarzyszy piękne brzmienie ustawionych w równym rzędzie sześciu cylindrów. Minimalistyczne wykończenie (w tym analogowy zegarek wypełniający przestrzeń pokrętła od nawiewu – so cool!), gruby welur na siedzeniach i chęć do pokonywania kolejnych kilometrów. Ale wnętrze to nie wszystko. Z zewnątrz czeka na nas sylwetka stylizowana przez prawdziwe gwiazdy designu: legendarnego Paula Bracqa, przy współpracy z Marcelo Gandinim i Bertone.

Na dodatek karoseria ubrana w smakowity kolor Inka Orange - odcień bardziej pomarańczowy niż cała Holandia. Tyle informacji już wystarczy, żeby stwierdzić murowany sukces. Niektórzy z Was nadal mogą jednak pytać – ale o co właściwie chodzi?

BMW E12 #winterwithinka - zdjęcie autorstwa Romana Raetzke

BMW E12 525, bo o nim mowa, miało swoją premierę w 1972 roku

To pierwszy przedstawiciel Serii 5, następca linii Neue Klasse bawarskiej marki. To także pierwsze BMW, przy którego projekcie inżynierowie użyli komputerów celem obliczenia strefy zgniotu! I na dodatek pierwsze o tak szerokiej gamie jednostek napędowych, poczynając od najsłabszej 518, aż do mokrego snu fanów marki – M535i. Niektóre z silników, tudzież ich zmodyfikowanych odmian, były produkowane w zależności od różnorakich norm  w poszczególnych krajach (Szwecja, USA czy Japonia). Tak, już wtedy. Jak widzicie, dużo tych „pierwszych”. To oznacza, że mamy do czynienia z prawdziwie przełomowym modelem. No, nie do końca my...

BMW E12 #winterwithinka - zdjęcie autorstwa @sportfahrer

Inka bowiem niczym piękny klasyk, który nie boi się zimy i z radością w „garach” przemierza setki kilometrów po Europie,stanowi doskonałe narzędzie marketingowe w rękach jej bawarskiej mości – oddziału BMW Classic. Samochód został pieczołowicie odbudowany, jednak przy pełnym zachowaniu klimatycznych zadrapań czy odprysków.

Zdecydowanie nie jest to wychuchany, wystawowy obiekt, tylko maszyna, która robi to, do czego została stworzona, dając mnóstwo radości. Marka postanowiła się nią podzielić i zaprosiła utalentowanych fotografów z różnych krajów Europy. Każdy z nich odznacza się innym stylem, ale też każdy nie raz udowodnił, że klasyki mają specjalne miejsce w sercu.

Nie mogło się zacząć inaczej niż od fotografów z Monachium. Można się śmiać,  ale to prawdziwi lokalni patrioci – połowa zdjęć to właśnie obiekty z oznaczeniami na E. Bohaterkę tej historii, Inkę, E12, odebrał JasperPhotographiert z siedziby BMW Classic  w Monachium. W ramach pierwszej randki zabrał ją na romantyczny tour po najlepszych miejscach tego miasta i przedstawił SportFahrerowi. Wspólnie wykonali sesje w surowych zakątkach i przy równie pomarańczowych co Inka kontenerach.

Kiedy już się lepiej poznali, przyszedł czas na spontaniczny wypad do Austrii - zobaczyć góry i śnieg, a następnie z powrotem do Niemiec, pod Zugspitze (najwyższy szczyt w DE). Inka rozruszała cylindry na dobre i wydawała się być gotowa do dalszych podróży.

BMW E12 #winterwithinka - zdjęcie autorstwa @Jasperphotographiert

Bez zająknięcia

BMWJogge – jego nic mówi sam za siebie. Dani to nie tylko fotograf zakręcony na punkcie „Bawarek”, ale także ich kolekcjoner. Po odebraniu kluczyków od Inki, nie mógł się powstrzymać i również ruszył w piękną trasę ubarwioną malowniczymi, górskimi przełęczami, gdzie stworzył te niesamowite zdjęcia. Nieco później sprawdził poziom oleju (zuch!), przywitał z Inką Nowy Rok i spakował pomarańczowe (a jak!) walizki, aby ruszyć w trasę do…

Romana Raetzke – człowieka, któremu czasem, szczególnie po sesji z Inką, zazdroszczę tych pięknych lokalizacji w Hamburgu. Pomijając fakt, że jest przesympatycznym gościem, to robi naprawdę świetne zdjęcia. Ale nie oszukujmy się, kto ma Instagrama, ten na pewno zna człowieka. (Jeśli nie to raz, dwa, trzy – autoGALERIA patrzy!). Podobno niektóre zdjęcia z jego sesji z Inką wyglądają świetnie na ścianie. Powiem niedługo, czy to prawda. W każdym razie Roman, tak jak i poprzednicy, postanowił przełamać monotonny, zasypany do białości krajobraz.

Trzeba przyznać, że na tych zdjęciach Inka wygląda jak kamizelka odblaskowa na kółkach. Podczas swojego tygodnia z Inką zaliczył górski tor Lungauring w Austrii, gdzie wziął udział w małym, lodowym rajdzie, aby zaraz potem zawrócić, ruszyć w zupełnie przeciwnym kierunku i przez Industrialny Hamburg dotrzeć na duńskie plaże. Makao!

BMW E12 #winterwithinka - zdjęcie autorstwa @Romanraetzke

Z Hamburga do Danii

Odwiedził tam Ingmara Bötkera – człowieka, który w fotograficznym świecie „jednego presetu” (czyli jednych ustawień obróbki dla wszystkich zdjęć) zdecydowanie potrafi się wyróżnić. Jednym się podoba, innym nie – mi osobiście tak.

#winterwithinka - zdjęcie autorstwa @ingmarbtker

Przy okazji jest też kompletnie zakręcony na punkcie dosyć nietypowej mody. Po wspólnej plażowej sesji BMW z udziałem Romana, deski surfingowej i zachodu słońca (zupełnie nie tak jak myślicie), odebrał kluczyki i zabrał Inkę na objazd Danii, o której nie wiedziałem, że jest aż tak fotogeniczna!

Nie mógł oczywiście odpuścić także specyficznej sesji z modelką ubraną pod kolor samochodu.

Następna w kolejce – Laura Kukuk – Niemka, która na co dzień, niezależnie od pogody, porusza się… Lotusem Elise pierwszej generacji. Da się? Da się! Przy okazji majsterkuje przy klasycznych samochoda i strzela naprawdę ładne zdjęcia. Tak, macie chwilę na zajrzenie na jej profil.

#winterwithinka - zdjęcie autorstwa @kukuklaura

Korzystając z tego, że w końcu przesiadła się do samochodu z bagażnikiem (just Lotus things), swój tydzień z Inką postanowiła wykorzystać na codzienne sprawy.

BMW E12 - cudowna codzienność

Każdego ranka, mimo mrozu, odpalała auto, jechała na spotkanie z klientem, zakupy, czy w odwiedziny do znajomych. Poruszała się po ulicach Kolonii 46-letnim samochodem tak, jakby to był nowy Golf i kompletnie zakochała się w tym aucie. Niechaj będzie przykładem dla nas wszystkich! Rozstania jednak nadszedł czas.

Inka trafiła w ręce Dennisa Notena – młodego Belga, zakręconego na punkcie samochodowych podróży i trackdayów. Stały bywalec Nurburgringu, SPA oraz Circuit Zolder. Ta znajomość nie mogła skończyć się inaczej, niż wizytą Inki właśnie na torze. Pusta linia startowa, biało-czerwone tarki i leciwy sedan? Bez dwóch zdań nietypowe połączenie. Chwilę później, zupełnie spontanicznie skrzyknął kilku kumpli i urządził całkiem owocny zjazd rodzinny.

Dennis nie trwonił czasu, zrobił zdjęcia, pomachał kolegom z BMW i ruszył w trasę do Zell am See. Na wyścig. Specyficzny wyścig. Inka co prawda nie oponowała, ale ten człowiek wydaje się mieć mały problem z poszukiwaniem toru wszędzie, gdzie pojedzie. Tu, w górach, znalazł tor na zamarzniętym jeziorze, gdzie odbywał się GP Ice Race.

Może kojarzycie zdjęcie słynnego @powerslidelover, ciągnącego swoim Porsche 550 Spider wariata na nartach? Tak, to właśnie tu. Co więcej, takich jak on jest naprawdę sporo! Rzadkie okazy, historyczne wyścigówki i najszybsze ze współczesnych samochodów – raz do roku w tym miejscu ubierają swoje koła w wąskie oponki i kolce, żeby śmigać bokami podnosząc tumany białego puchu. Jeśli tak wygląda czyste szaleństwo, to zabierzcie nas do wariatkowa! Dennis Notten zrobił Inką niemal 3 tysiące kilometrów, które łyknęła bez zająknięcia i oddał kluczyki… kolejnej osobie.

#WinterWithInka

Oczywiście wspaniała przygoda trwa dalej, ale nie zdradzimy Wam wszystkiego. Całą akcję ochrzczono #WinterWithInka, a wy możecie ją śledzić! I tak, polecamy wpisać ten hashtag na Instagramie, jeśli jeszcze tego nie zrobiliście, a następnie przejrzeć wszystkie zdjęcia i "stories" poszczególnych twórców. Każdy odkryje coś nowego, a jest co odkrywać. Ale nie teraz, za chwilę. Najpierw doczytajcie, bo inaczej piękne zdjęcia Was wciągną.

Inka miała także przyjemność obcowania z paroma jeszcze przedstawicielkami płci pięknej, a w pewnym momencie za kierownicę wskoczył także owczarek australijski – Elmo!

BMW E12

Ta historia to nie tylko naprawdę zajebista akcja marketingowa oddziału BMW Classic. Widzieliście zdjęcia - wygląda jak bajka. I też ma morał! Taki od serca.

Bez większych przygód

Prawie każde wiekowe auto miewa swoje kaprysy. Z Inką nie było inaczej. Trafiła się jakaś wizyta w serwisie (tylko cichutko, nie wiecie tego), trzeba było pilnować oleju i obchodzić się nieco delikatniej niż ze służbową Octavią. Inka nie ma Bluetootha, aktywnego tempomatu,
a wycieraczek trzeba pilnować samemu, licząc, że dadzą radę. W końcu to stare dobre BMW E12.

Ale co z tego. Mało który ze współczesnych samochodów za 46 lat będzie w stanie pokonać taki dystans, na dodatek dostarczając podczas kilkutygodniowej przygody radości tylu ludziom. I oby więcej takich akcji! Może kiedyś doczekamy się też czegoś podobnego w Polsce? Tymczasem: nadchodzi wiosna, szykujcie klasyki i jak tylko będzie możliwość, to nabijajcie kilometry. Piękniejsze być nie muszą. W wtedy po prostu #getoutanddrive do cholery!