Bolt, Uber i FreeNow stracą większość kierowców, bo będą musieli mieć polskie prawo jazdy. Wreszcie idzie zmiana na lepsze
Firmy takie jak Bolt, Uber czy FreeNow głośno krytykują nadchodzące nowe przepisy, wedle których kierowcy taksówek będą musieli mieć polskie prawo jazdy. Oczywiście biją na alarm wskazując na wiele problemów. Sęk w tym, że ta zmiana jest świetnym ruchem, a to i tak tylko kropla w morzu potrzeb.
Od kilku dni nagłówki o "nadchodzącym kryzysie" pojawiają się w wielu mediach. A wszystko przez nowe regulacje, które w życie wejdą w czerwcu. Zgodnie z nimi wszyscy kierowcy taksówek muszą mieć polskie prawo jazdy - a to tyczy się też osób pracujących dla firm takich jak Uber, Bolt i FreeNow.
Obecnie siłą aplikacji oferujących przewozy osób jest mnogość kierowców. I choć faktycznie niektórzy doceniają komfort taniego i szybkiego przejazdu, to w mojej opinii ta zmiana jest świetnym ruchem. Problem w tym, że to dopiero pierwszy element większej układanki, którą trzeba uporządkować.
Kierowcy firm Uber, Bolt i FreeNow od czerwca będą musieli posiadać polskie prawo jazdy. Zmiana i tak przychodzi zbyt późno
Nowe regulacje są pokłosiem przypadków przemocy seksualnej na pasażerkach wyżej wymienionych usług, do których doszło w 2022 i 2023 roku. Teoretycznie wszystkie firmy zareagowały na te działania, ale w praktyce zmiany nie są wielkie.
Dopiero po tych poważnych incydentach doszło do uszczelnienia systemu weryfikacji kierowców. W praktyce wciąż sprawia to wrażenie wolnej amerykanki. Ludzie, którzy dopiero co stawiają kroki w Polsce, od razu wsiadają za kierownicę i wożą ludzi.
Takie sytuacje są nie do pomyślenia w innych krajach, gdzie FreeNow, Uber i Bolt także operują. Większość państw ściśle reguluje nie tylko zasady działania takich usług, ale przede wszystkim to jakimi samochodami można wozić ludzi. A u nas obecnie możemy obserwować festiwal "priusozy" w stanie wszelakim, a także innych samochodów, doprowadzonych do minimalnego akceptowalnego stanu używalności.
Co więcej - wielu kierowców zza granicy absolutnie nie zna realiów polskiego ruchu, a do tego w ogóle nie orientuje się w terenie, po którym jeżdżą. Priusy kręcące się po Warszawie można coraz częściej porównać do zombie, gdzie kierowca wklejony w ekran nawigacji stara się podążać w zadanym kierunku.
Przyznam szczerze, że coraz częściej z ogromną ostrożnością mijam takie samochody. Już kilkukrotnie w ostatniej chwili uniknąłem zderzenia z kierowcą, który w ostatniej chwili ze skrajnie prawego pasa na rondzie postanowił skręcić w lewo, bo tak mu krzyknęła aplikacja.
Media regularnie informują też o kierowcach uciekających z miejsc wypadków
A zdarzeń z samochodami usług przewozów osób jest wbrew pozorom dużo. Uszczelnienie systemu, wedle którego osoby pracujące dla firm Bolt, Uber i FreeNow będą wreszcie posiadały polskie prawo jazdy, pozwoli przynajmniej na jakikolwiek "nadzór" nad kierowcą i ewentualnie karanie go mandatami i punktami za wykroczenia.
Z kolei te firmy alarmują mówiąc o załamaniu rynku w obliczu braku kierowców. Czy jest to możliwe? Oczywiście. Ale będzie to tylko przykład na to, jak daleko zaszła patologia w postaci wydawania kolejnych licencji i pozwoleń dla osób nie posiadających jakiekolwiek znajomości danego miasta.
Według operatorów przewozów, problemem jest czas potrzebny na uzyskanie prawa jazdy. Podstawowym warunkiem jest co najmniej 185 dni pobytu w Polsce. Sam proces też nie jest szybki i potrafi ciągnąć się kilkanaście tygodni, ze względu na mnogość wniosków.
Praca za kierownicą to często "pierwszy krok" dla osób, które uciekły z Ukrainy i szukają schronienia w Polsce. Jest to także bezpieczny przystanek dla imigrantów szukających zarobku. To zrozumiałe, ale nie można do tego podchodzić w sposób rozdawniczy. A tak to wyglądało w ostatnich latach, od czasu wprowadzenia pakietu deregulacyjnego, otwierającego drzwi największym usługom przewozowym.
Moim zdaniem zmiany powinny pójść dalej
Przede wszystkim takie usługi jak przewóz osób powinny być starannie kontrolowane i weryfikowane. Kierowcy nie mogą być przypadkowi i ukrywać się pod fałszywymi danymi, co często się dzieje. Kluczowy jest stan techniczny i wiek samochodów - a ten często pozostawia wiele do życzenia. Kluczową kwestią jest też podstawowa znajomość miasta.
Od kilku lat konsekwentnie unikam jazdy z przewozami osób po tym. To efekt sytuacji sprzed kilku lat, gdy kierowca nie wiedział gdzie jest Żoliborz w Warszawie, a potem zafundował mi przejazd rodem z pierwszej części Taxi. Problem w tym, że film miło się ogląda, a bycie częścią takiego przejazdu to zupełnie inna bajka.