Na celowniku: Carlos Tavares. Stellantis rozgląda się za następcą kontrowersyjnego szefa

Carlos Tavares może niebawem szukać nowej pracy. Do mediów trafiły pogłoski, jakoby John Elkann, prezes rady nadzorczej grupy Stellantis, był rozczarowany dyrektorem wykonawczym, a to stało się zalążkiem poszukiwań nowej osoby na jego miejsce.

Gdybym miał napisać coś o tym człowieku, to powiedziałbym, że jest cudotwórcą, którego przepis na sukces przegrał ze skalą. Carlos Tavares to postać wyjątkowa i zaskakująca w świecie motoryzacji. Z jednej strony można śmiało powiedzieć, że jest pasjonatem. Ma kolekcję aut, lubi się ścigać, często wsiada za kierownicę różnych wyczynowych maszyn. Z drugiej strony to właśnie jego polityka doprowadziła do tego, że z gamy wszystkich marek, którymi zarządzał, zaczęły znikać sportowe wersje.

To wspomniane cudotwórstwo nie jest określeniem na wyrost. Gdy objął stery w grupie PSA, ekspresowo wyprowadził ją na prostą. Wciągając Opla w jej struktury w kilka miesięcy sprawił, że zaczął przynosić zyski. Wcześniej ostatni raz miało to miejsce w 1999 roku. Jego decyzje można jednak nazwać działaniami szalonego księgowego, który liczy każdy grosz. Tuż po fuzji PSA i FCA głośno mówiło się o ograniczeniu liczby toalet we włoskich fabrykach. Legenda głosi, że nawet ciasteczka na spotkaniach zarządu są starannie wyliczone.

Carlos Tavares miał dobry przepis na sukces, ale przegrał ze skalą działań

A ten przepis jest prosty: unifikacja, uproszczenie, współdzielenie. Już za jego czasów w grupie PSA widać było dużą zmianę. Silnik 1.2 PureTech stał się podstawą oferty, a wszystkie kluczowe modele współdzieliły ze sobą konstrukcję. Gdy tyczyło się to jednak tylko trzech marek, to nikt specjalnie nie protestował i nikt nie widział w tym niczego niezwykłego.

Carlos Tavares Euro 7

A potem przyszedł Stellantis i wszystko się zmieniło. Nagle ta jedna konstrukcja stała się bazą znacznie większej liczby samochodów. Do jednego worka trafiło wiele marek, a niektóre z nich sprowadzono do wspólnego mianownika - prostoty.

To standardowa strategia wielu koncernów. W końcu Audi A3, Volkswagen Golf, Cupra Leon i Skoda Octavia to samochody bazujące na tej samej platformie. Nie są jednak identyczne.

A tutaj Stellantis posunął się o krok za daleko i stworzył "jedno auto o wielu twarzach". Nawet w bryle nadwozia widać pewne wspólne cechy pomiędzy Oplem Astrą, Peugeotem 308 i DS4. Multimedia różnią się jedynie kolorami, grafiki zegarów są niemal identyczne, a dźwięki poszczególnych sygnałów ostrzegawczych nie zmieniły się od czasów Citroenów z drugiej dekady XXI wieku.

Tavares ewidentnie nie miał też pomysłu na marki z innej bajki

Mowa tu o Dodge'u, Chryslerze, RAM-ie i Maserati. W przypadku tej pierwszej wybrano drogę o nazwie elektryfikacja. To nie jest zaskoczenie - w USA ten temat także posuwa się do przodu. Niemniej kurę znoszącą złote jaja (Chargera i Challengera) zamieniono w jeden samochód, który od razu wzbudził mieszane uczucia. Chrysler pozostaje w swojej cichej agonii, a RAM nie jest w stanie dogonić Forda.

Maserati zaś dostało nowe ciekawe produkty - rozwijane jeszcze w czasach FCA. Mowa o SUV-ie Grecale i nowym GranTurismo. Te dwa kluczowe modele są jednak bardzo drogie i zupełnie nie przemówiły do odbiorców. Tavares jako winowajcę wskazuje dział marketingu. Problem w tym, że to jego decyzje są jedną ze składowych słabych wyników marki, która od lat nie potrafi zbudować zaufania u szerszego grona klientów.

Oficjalnie Carlos Tavares ma kontrakt do 2026 roku

I nie sądzę, aby wcześniej oddał swój fotel. To oznaczałoby ogromne kary umowne. Zresztą dyrektor wykonawczy Stellantisu i tak zgarnął olbrzymie pieniądze. Za rok 2023 otrzymał wynagrodzenie w kwocie wynoszącej łącznie blisko 37 milionów euro. Jednocześnie jest to człowiek, który oczekuje zwolnień grupowych, cięć kosztów i maksymalnej optymalizacji wydatków. To brzmi jak skrajna hipokryzja, nieprawdaż?

Kto może znaleźć się na liście kandydatów?

Tutaj nie ma zbyt wielu opcji. Z reguły takie koncerny szukają odpowiednich ludzi u konkurencji, lub w ogromnych korporacjach. Pewne jest to, że musi to być człowiek nie tylko rozsądnie podchodzący do rynku (zwłaszcza w tych trudnych czasach), ale także posiadający wizję i odwagę. Nie sądzę, że wszystkie marki w grupie Stellantis przetrwają. Niektóre wzajemnie się kanibalizują, na inne nie ma zupełnie pomysłu.