Czy samochody elektryczne nie dostają mandatów? Błąd systemu
Wygląda na to, że w teorii, dzięki błędom systemowym, kierowcy samochodów elektrycznych nie dostają mandatów z fotoradarów. To nie jest do końca prawda, ale system jest wadliwy.
Spytacie, dlaczego mieliby nie dostawać mandatów? Czy to, że jadą cicho i "ekologicznie" powoduje, że mogą przekraczać prędkość? Otóż nie, po prostu znowu ktoś nie dopilnował czegoś w optymalizacji systemu.
System CANARD, który zarządza zdjęciami z fotoradarów, po wykonaniu zdjęcia przesyła informacje do CEPiK-u, aby zidentyfikować właściciela samochodu. Wtedy CEPiK odsyła wszystkie znane informacje. Jednak w przypadku samochodów elektrycznych, informacja zwrotna brzmi "samochód nieznany, zarejestrowany legalnie". Ponieważ druga część nie wywołuje alarmu, wniosek o mandat gdzieś "przepada". Czemu tak się dzieje? Prawdopodobnie CEPiK usiłuje podać zbyt dużą ilość iformacji - czyli wszystko co ma. A w dowodzie rejestracyjnym w pozycji P1 (pojemność silnika) dostaje informację "---", która "wykrzacza" system. Nikt nie wie, jakim cudem pojemność silnika potrzebna jest do wystawienia mandatu. Znając życie, po prostu ktoś nie zawęził wymaganych przez CANARD informacji, a cała ta technologia nie jest w stanie przełknąć braku pojemności silnika.
O ile jednak większość przepytanych przez "Puls Biznesu" (który sprawę odkrył i nagłośnił) twierdzi, że faktycznie mandatów nie dostaje (m. in. serwis Vozilla, oferujący elektryczny carsharing we Wrocławiu), to znalazły się głosy, że to nie jest całkowita bezkarność. W takiej sytuacji możliwe (zapewne zdarza się rzadko, ale się zdarza) jest sprawdzenie ręczne danego wniosku. Wtedy jak najbardziej można "przepchnąć" informacje i wystawić kierowcy mandat.
W związku z tym informujemy, że przepisów należy przestrzegać, niezależnie od posiadanego pojazdu.