Do zbudowania tego auta potrzebny był 20-tonowy blok aluminium. Lepiej go nie obić
Skoro światło dzienne ujrzało nowe Bugatti Tourbillon, to czas wrócić na chwilę do Veyrona. Być może o tym nie wiecie, ale jeden egzemplarz tego samochodu jest zupełnie inny, niż wszystkie pozostałe - i kosztował krocie, nawet w skali firmy. Poziom skomplikowania tego projektu osiągnął taki poziom, że marka z Molsheim chciała odmówić stworzenia tego wariantu.
Niektórym nie można powiedzieć "nie". Bugatti przekonało się o tym na własnej skórze w momencie, w którym zaczęło negocjacje z jednym z najważniejszych klientów. Choć początkowo odmówiono mu stworzenia jego wymarzonego auta, to finalnie władze marki musiały się złamać. Nie dlatego, że nie chcieli rozczarować wymagającego kupca. Po prostu miał on w swojej kolekcji kilka sztuk Bugatti, a w kolejce czekało dla niego sześć aut z serii Grand Sport Vitesse "Legends". Pieniądze nie grały więc roli.
Zamówienie było bardzo wymagające. Jego idealny egzemplarz miał nawiązywać do modelu Pur Sang. Wyglądał on oto tak.
Dlaczego więc tak trudne było odtworzenie tego projektu? Odpowiedź jest banalnie prosta - bo obydwa auta nie miały ze sobą nic wspólnego.
To Bugatti Veyron jest najdroższym autem w historii marki. Ani jeden element nadwozia nie pochodzi z pozostałych Veyronów
Nadwozie wykonane z aluminium w Pur Sangu było łączone ze sobą w staranny sposób. Następnie odpowiednio je wypolerowano, aby nie było widać łączeń pomiędzy kolejnymi fragmentami. Z kolei przedni zderzak polakierowano w taki sposób, aby imitował aluminium. Środkowa część samochodu była wykończona wyeksponowanym włóknem węglowym.
Kupujący powiedział, że chce to samo, tylko w lepszym wydaniu. Poszycie nadwozia miało być pojedynczymi elementami z aluminium - i tyczyło się to także zderzaka. Bugatti złapało się za głowę i próbowało przekonać kupca do tego, że taki projekt jest fizycznie niemożliwy. Nie udało się.
Inżynierowie z Molsheim wzięli się więc do pracy. Pierwsze obliczenia wprawiły wszystkich w osłupienie
Aby zbudować tego Veyrona, konieczny był zakup bloku aluminium, ważącego około 20 ton. Z niego wyprasowano całe elementy poszycia nadwozia, włącznie z felernym zderzakiem. Do tego grill wykończono unikalną strukturą, która nawiązuje do inicjałów KAQ, pojawiających się na wielu elementach samochodu. To oczywiście sygnatura kupującego.
Błyszczące nadwozie skontrastowano z obudową silnika z włókna węglowego i z wściekle czerwonym wnętrzem. Całość robi niesamowite wrażenie z wielu powodów. Po pierwsze - nie ma drugiego takiego Veyrona na świecie. Po drugie - jego cena prawdopodobnie wyniosła trzykrotność (co najmniej) pierwotnej kwoty za ten model.
Teraz możecie kupić to auto
Ma raptem 750 kilometrów przebiegu i czeka na nowego klienta w Niemczech. Za sprzedaż odpowiada znana firma Mechatronik, która przeprowadziła też pełny przegląd. Problemem jest tutaj jedynie kwestia jazdy - w końcu każda ryska i wgniotka oznaczają bardzo kosztowną naprawę.