Kiedyś narzekaliśmy na przyciski, teraz o nich marzymy. Ekrany to zło
Naukowcy po wieloletnich badaniach uznali, że ekrany dotykowe w samochodzie to niebezpieczne rozwiązanie. Myślę, że większość kierowców doszła do takiego wniosku już dawno temu, po przejażdżce jakimkolwiek nowym samochodem. Mam też wrażenie, że sam zaczynam bardzo tęsknić za klasycznymi przyciskami.
Zapewne doskonale pamiętacie testy samochodów sprzed 10-15 lat, w których regularnie narzekano na "zbyt dużą liczbę przełączników na desce rozdzielczej". Takie sformułowania królowały w materiałach dotyczących chociażby Saabów, Opli i Peugeotów. Uwielbiałem też komentarze tyczące się potencjalnie niebezpiecznej obsługi takich aut podczas jazdy lub przy założonych na dłonie rękawiczkach.
Z perspektywy czasu takie stwierdzenia stały się bardzo zabawne. A wszystko za sprawą dotykowych ekranów, które najpierw nas zahipnotyzowały, a teraz doprowadzają do szewskiej pasji.
Jak ja tęsknię za przyciskami. Ekrany dotykowe to zły kierunek rozwoju
Nawet nie wiecie jak dużo radości dają mi nowe auta, w których przykładowo klimatyzację można ustawić osobnymi przełącznikami. Cud na ziemi, nie trzeba smyrać ekranu przez 3 minuty, aby dokopać się chociażby do funkcji zamkniętego obiegu powietrza.
Jeden ruch, jedno konkretne miejsce, w które trzeba wymierzyć palcem - i gotowe, wszystko mamy z głowy. Teraz z kolei, pomijając zaawansowaną gimnastykę tyczącą się trafienia w ekran w trakcie jazdy, dostajemy też miliony smug na wyświetlaczu. O kurzu nawet nie wspominam.
Ekrany dotykowe w dużej mierze są... niebezpieczne w obsłudze. Taka jest prawda
Dla producentów wyświetlacze to idealne rozwiązanie - tanie, praktyczne, łatwe do wkomponowania w kokpit i teoretycznie sprawiające, że auto wygląda nowocześniej.
Przynajmniej w teorii, gdyż dla coraz większej liczby osób stanowią one problematyczną kwestię. Mam wrażenie, że jest to głównie wina chciwości producentów. W ich opinii ekran rozwiązuje wszystkie problemy i spełnia oczekiwania klientów.
Jednym z najlepszych przykładów "jak zepsuć auto" jest obecne Audi Q5. W wersji sprzed liftingu mieliśmy klasyczne multimedia sterowane pokrętłem, które zlokalizowano na konsoli centralnej. Po krótkiej nauce przechodziliśmy w tryb intuicyjnej i bardzo wygodnej obsługi, nie angażującej naszej uwagi.
Audi uznało jednak, że nie jest to dobre rozwiązanie. Niemcy postawili na duży ekran dotykowy, który znalazł się w miejscu dotychczasowego ekranu.
Teoretycznie wygląda to jako-tako estetycznie, aczkolwiek w tym całym sprytnym rozwiązaniu pojawia się jeden problem - odległość od wyświetlacza.
Mam dość długie ręce, a mimo to sięganie do skrajnych "kafelków" wymaga oderwania pleców od oparcia. Nie jest to bezpieczne ani wygodne. Nie wspominam już o tym, że wykonanie takiego ruchu wymaga oderwania wzroku od drogi.
A jak jeszcze trafi nam się auto z "małymi" dotykowymi elementami do klikania...
Wówczas można postawić krzyżyk na takim pojeździe. Musicie wszystko ustawić raz, przed wyjazdem, a potem mocno liczyć na to, że nie trzeba będzie grzebać w meandrach multimediów.
A czasami ukrywane są tam ważne funkcje, takie jak ustawienia klimatyzacji, systemów bezpieczeństwa czy napędu. I po co to wszystko tak komplikować?
Naprawdę tęsknię za tymi "przyciskowymi" kokpitami
Niczym niegdyś w Saabach czy Oplach, gdzie przełączników było naprawdę dużo. Każdy z nich spełniał jednak konkretną funkcję. Połapanie się w obsłudze było więc dziecinnie proste, a narzekanie - mam wrażenie - pojawiało się dla zasady samego narzekania.
Równie dobrze, idąc tropem producentów samochodów, w samolotach powinno się zredukować liczbę przełączników i przycisków, na rzecz dotykowych ekranów. Wiem, skrajne i kontrowersyjne porównanie, aczkolwiek nie widzę powodu, dla którego kierowca miałby sobie nie poradzić z paroma przyciskami w kokpicie. Jak widać jednak Ci, którzy produkują auta, mają odmienne zdanie na ten temat.
Zmiana wisi w powietrzu. Ekrany dotykowe nie znikną, ale będą wykorzystywane w inny sposób
Styliści aut coraz częściej zauważają problem w dotykowych ekranach. To one dyktują kształt kokpitów i sprawiają, że kolejne marki niebezpiecznie upodabniają do siebie wnętrza swoich aut. Alfa Romeo zapowiedziała na przykład odwrót w swoich samochodach od koncepcji tworzenia kokpitów wokół ekranów.
A to dopiero początek zabawy, gdyż niektórzy też widzą ograniczenia w tym rozwiązaniu. Mam więc cichą nadzieję, że do 2030 roku pojawi się na rynku kilka ciekawych aut, w których macanie ekranu nie będzie codziennością.