Już jutro "wielka" premiera polskiego samochodu elektrycznego. Ktoś w ogóle na nią czeka?

Wielki szum, dumne zapowiedzi. Co z tego wyjdzie? Już jutro poznamy dzieło spółki Electromobility Poland, czyli nasz pierwszy polski samochód elektryczny. Nie chcę tutaj uprawiać czarnowidztwa, ale kiedyś już widziałem taki projekt.

Nazywał się wówczas Arrinera i miał być naszym pierwszym polskim supersamochodem. Wymyślono nawet ambitną nazwę, nawiązującą do husarii, ciężkiej jazdy konnej. W grę weszła giełda New Connect, nie zabrakło nawet pokazu w Goodwood. Efekty? Cóż, poza dwoma jeżdżącymi prototypami (albo jednym, cholera wie) temat ucichł, a firma teraz podobno myśli nad elektrycznym superautem. Cóż za klisza. Electromobility Poland.

Teraz szybko przewijamy taśmę i trafiamy na zapowiedzi premiera Morawieckiego, który obiecuje nasz własny, polski samochód elektryczny. Oczywiście debiutuje odpowiednia firma, machina nabiera "rozpędu" a media zaczynają głośno nadawać komunikaty o nadchodzącej premierze. Cóż, rzeczywistość znowu okazuje się być nieco gorzka, bo po chwili "hajpu" temat ucicha. Aż do teraz, kiedy to mamy poznać prototypy naszego polskiego elektryka.

Przepraszam, ale na co to komu?

Czasami mam wrażenie, że każdy chce być wizjonerem. Kiedy Elon Musk stworzył Teslę, automatycznie otworzyły się drzwi dla tych, którzy mają kasę i pomysł w głowie. Wielu chciało iść jego śladem, ale tylko nieliczni odnieśli sukces. Obok Tesli tak naprawdę jedynie Rimac odniósł większy sukces, rozwijając przede wszystkim świetną technologię. W tle powstaje supersamochód, ale kluczem do sukcesu jest tutaj współpraca z Porsche czy Hyundaiem/Kią w rozwoju elektromobilności.

Electromobility Poland

Tymczasem u nas zapadła odgórna decyzja (przypomina mi to pewien niefajny ustrój) i machina ruszyła - ma być samochód i już! Do pracy zaciągnięto firmy, które o dziwo nie są krzakami - to Torino Design (podwykonawca z zakresu projektowania) oraz EDAG Engineering. Tutaj więc jesteśmy o krok dalej od Arrinery, która wszędzie wrzucała nazwisko pana Lee Noble, jakby nie patrzeć doświadczonego w superautach, ale i ostatnimi czasy raczej słabo radzącego sobie w biznesie.

Przyjmijmy więc, że szanse na sukces na starcie wzrosły o jakieś 15%. Pytanie tylko co z finansowaniem takiego projektu? Jeśli nasz "polski" samochód elektryczny od Electromobility Poland ma być konkurencyjny, to musi wykorzystywać najnowsze technologie. Jak dobrze wiecie Volkswagen od dłuższego czasu szykuje swojego elektryka. To model ID.3, który przez producenta nazywany jest kolejnym etapem rozwoju, po Garbusie i Golfie. Nawet w tak dużym koncernie, gdzie miliardy euro pompowane są w rozwój pojazdu, pojawiły się duże problemy. Są one na tyle uporczywe, że premiera znowu została lekko opóźniona. Jeśli temat "nie zagra", a auto - wbrew oczekiwaniom - nie stanie się wielkim hitem, to marka z Wolfsburga będzie w sporych tarapatach.

Skąd weźmiemy te miliardy? Nie wiem. Kto będzie chciał kupić takie auto? Też nie mam pojęcia. W końcu segment aut elektrycznych zaczyna się dość szczelnie zapełniać, a znalezienie spełniającego oczekiwania auta nie stanowi już wielkiego wyzwania.

Electromobility Poland - nie zabraknie też patriotycznej nazwy

Cenię sobie patriotyzm, ale nie rozumiem tej naszej wielkiej chęci do nazywania i nawiązywania we wszystkim do naszego kraju. Ot, chociażby fabryka samochodów w Kutnie próbowała na siłę reanimować Syrenę. Wszystkie prototypy wyglądają jednak gorzej od chińskich podróbek, a ich jakość pozostawia wiele do życzenia. Dobrze, że nie trafiły do sprzedaży...

Były też różne pomysły przywrócenia do życia Poloneza, dużego fiata, Malucha i innych aut. Tylko po co? Czy naprawdę nie można stworzyć (jeśli już się robi coś takiego) produktu, który będzie po prostu uniwersalny i dostępny dla wszystkich? Czy zawsze musimy wracać do aut z okresu PRL-u, które już wtedy były przestarzałymi, ale po prostu jedynymi dostępnymi konstrukcjami?

Nie wiem też skąd to parcie na posiadanie polskiej marki. FSO zostało sprowadzone na dno przez pecha i szereg złych decyzji. Kiedy jeszcze była szansa podjęcia jakichś radykalnych kroków wywieszono białą flagę. Obecnie teren FSO to mieszanka gruzu, kontenerów i porozrzucanych magazynów różnych firm. Generalnie obszar nędzy i rozpaczy.

A, no właśnie. Jak budujemy auto, to potrzebujemy też fabryki. Wystarczy przypomnieć sobie ile miliardów wyłożył ostatnio Mercedes na stworzenie zakładu w Jaworze. Skąd i na to wziąć kasę? Nie wiem.

Po prostu nie wierzę w ten projekt

Zaliczyliśmy już tyle porażek na tym polu. Za ideą zawsze pojawia się jakaś polska chciwość, która ogranicza się do wzięcia kasy od inwestorów i zwinięcia biznesu. Czy w przypadku Electromobility Poland będzie tak samo? Mam nadzieję, że mylę się i tutaj tak się nie stanie. Bardzo chciałbym być w błędzie - aczkolwiek podejrzewam, że skończy się tak jak zwykle. A na koniec i tak powiemy "jakoś to będzie", choć niczego nie będzie.