Europejski Mustang będzie... słabszy
Już w tym tygodniu nastąpi premiera europejskiej wersji Forda Mustanga po faceliftingu. Szokującą wiadomością jest to, że wersja Ecoboost... straci moc.
Na szczęście "jedyna słuszna" wersja V8 pozostanie taka sama jak za Wielką Wodą, oddając kierowcy do dyspozycji 460 KM, dostępne poprzez sześciobiegową przekładnię ręczną, bądź nowiutki 10-biegowy automat, potrafiący adaptować się do sytuacji na drodze tak, abyśmy w każdym momencie mieli zapięty odpowiedni bieg. W razie czego dysponować będzie trybem manualnym i łopatkami przy kierownicy. Razem z funkcją overboost i w trybie Drag Strip Mode pozwoli to Mustangowi przyspieszać do 100 km/h w okolicach 4 sekund.
A co z Ecoboostem? Jednostka 2.4, i tak odsądzana od czci i wiary za zaledwie 4 cylindry, w wersji na rynek amerykański oferuje 320 KM. W Europie kliencie będą musieli zadowolić się mocą... 294 KM. Czemu? Znów to co zwykle - normy spalania. Silnik 2.3 Ecoboost zostanie wyposażony w filtr cząstek stałych GPF, co wymusiło zmniejszenie mocy. Dzięki temu jednostka ma spełniać wyżyłowane normy ekologiczne Euro 6.2. Ford zapewnia, że 20 KM nie wpłynie na osiągi, zwłaszcza, że i tutaj (po dokupieniu pakietu Performance i z "automatem") dostaniemy overboost i zoptymalizowaną procedurę startową. Dotychczasowy Mustang Ecoboost z przekładnią manualną przyspieszał do 100 km/h w 5,7 sekundy.
Poza tym modyfikacje na rynek europejski będą podobne jak w USA. Nieco zmienione zostanie nadwozie, wnętrze, dojdą w pełni diodowe przednie światła. Jeśli chodzi o zawieszenie, zastosowano grubsze stabilizatory i dostrojono twardość amortyzatorów. Opcjonalnie pojawi się też adaptacyjne zawieszenie MagneRide.
Nowy Mustang powinien także poprawić swój wynik w Crash Testach Euro-NCAP, aczkolwiek głównie poprzez dodanie kilku asystentów i nowych technologii.
Nowego Mustanga zobaczymy w salonach w drugim kwartale 2018 roku.