Był Fisker, nie ma Fiskera. Chcieli restrukturyzacji, skończą z likwidacją
Tak to się kończy, gdy stanowisko dyrektora wykonawczego piastuje designer. Fisker znowu poszedł na dno. Tym razem nie udało się uratować marki - wszystko wskazuje na to, że ten wielki projekt skończy się efektowną i głośną klapą.
- Fisker chciał restrukturyzacji, ale wszystko idzie w kierunku likwidacji marki
- Amerykański producent nie pozyskał pieniędzy i nie ma możliwości dalszego prowadzenia biznesu
- Długi sięgają 850 milionów dolarów
- Jeden kupiec ma przejąć 4300 gotowych samochodów
Był wielki sen o ciekawiej marce. Była intrygująca koncepcja wizualna oraz niebanalne podejście do napędu. Skończyło się gigantycznym upadkiem z niebywałym hukiem. Fisker nie ma szans na restrukturyzację i dalsze działanie. Amerykański producent dąży w kierunku pełnej likwidacji.
Przyznam szczerze, że w momencie, w którym ta marka wchodziła na rynek, liczyłem na jej sukces. Ocean wyglądał świetnie. Co jak co, ale Henrik Fisker potrafi rysować atrakcyjne auta. Szkoda tylko, że jednocześnie jest beznadziejnym CEO, który nie może poprowadzić marki we właściwym kierunku.
Wystarczyły więc realnie dwa lata, aby od debiutu Oceana przejść do momentu, w którym w zasadzie nie ma co zbierać po tej firmie. Jak do tego doszło? Odpowiedź jest bardzo prosta.
Po pierwsze - Fisker postawił na wygląd, ale w parze nie było jakości
I tu zaczęły się problemy. SUV tej marki może i wyglądał efektownie, a do tego miał niezłą cenę i przyzwoitą specyfikację. Niestety, jego oprogramowanie było jednym wielkim błędem. Nic tutaj nie działało tak, jak powinno, a niektóre usterki sprawiały, że samochód był wręcz niebezpieczny w użytkowaniu.
Sytuacje pokroju "wrzucam wsteczny, a samochód jedzie do przodu" były standardem. Awarie elektroniki? Też norma. Klienci więc ustawiali się w kolejkach do serwisów, a te rozkładały ręce.
Drugą kwestią były koszty produkcji
Fisker od razu poszedł na całość. Postawiono tutaj na zaawansowaną konstrukcję, a budowę zlecono Magnie w Graz w Austrii. To oczywiście wywindowało koszty. Przy próbie zachowania niskiej ceny marka dokładała do biznesu, co chciała zbilansować tańszym modelem Pear. To jednak nie wypaliło.
Fisker szukał też partnera do budowy pickupa. Nikt jednak nie chciał z nimi współpracować
Każda marka wchodząc w bliską współpracę z inną firmą przeprowadza z reguły analizę "due diligence", czyli szczegółowy wgląd w jej finanse, sposób zarządzania i w potencjalne ryzyka. Tutaj ewidentnie wiele punktów zapalało "czerwone lampki". Efekt możemy właśnie obserwować.