Czasem trzeba powiedzieć "dość". Hispano-Suiza Carmen wygląda dramatycznie przy "oryginale"
Supersamochód Hispano-Suiza Carmen nawiązuje do modelu Xenia Dubonnet z 1938 roku. Zestawienie ich razem pokazuje, ile wdzięku mu brakuje.
Hispano-Suiza Carmen to powrót kultowej marki luksusowych samochodów sprzed drugiej wojny światowej. Dokładnie to "jeden z" powrotów, bo dwie różne manufaktury usiłują wrócić na rynek z tym projektem. Model Carmen pokazano już trzy lata temu, ale dopiero teraz zaczyna on pojawiać się na różnych wydarzeniach, a nie tylko krążyć po sieci jako rendery.
Projektanci poszli "na grubo" - nowy model miał nawiązywać do modelu H6B Xenia Dubonnet z 1938 roku. Pięknego auta czerpiącego z lotnictwa i dającego przedsmak nadchodzącej stylistyce Streamline. Autorem nadwozia był jeden z najbardziej oryginalnych i ekskluzywnych karoserów - Jacques Saoutchik. Nie dziwne więc, że samochód w tamtych (i obecnych) czasach szokował i zachwycał. Hispano-Suiza H6B Xenia Dubonnet napędzana była sześciocylindrowym, rzędowym silnikiem o pojemności ośmiu litrów. Wolnossąca jednostka zbudowana z aluminium osiągała potężne jak na tamte czasy 160 KM i pozwalała na rozpędzenie się do 177 km/h. Powstała tylko jedna sztuka z tym nadwoziem, co nie dziwi w przypadku dzieł Saoutchika.
Hispano-Suiza Carmen nie wytrzymała porównania
Na nieszczęście dla nowego samochodu, postanowiono zrobić teraz wspólną sesję zdjęciową.
Owszem, widzimy podobieństwa. Głównie w tylnej części pojazdu, gdzie znajdziemy zwężający się tył, mocno rozbudowane tylne błotniki, niewielką, wygiętą szybę oraz zabudowane koła. Gdy spojrzymy z góry, albo na linię boczną Carmen, możemy zauważyć rys oryginału.
Niestety, to by było na tyle. Przód ma lampy jakby zaprojektowane do taniej gry komputerowej i atrapę, która wygląda jak wygenerowana przez AI. Z kolei w błotnikach i masce "nic się nie zgadza", a już na pewnie nie proporcje pięknego Dubonneta. W "oryginale" jest długa maska, kopułowa, udająca samolotową, kabina oraz zaokrąglona atrapa, płynnie przechodząca w bok.
Da się zrobić współczesną reinterpretację samochodu przedwojennego o wiele lepiej.
Zwłaszcza, że ograniczeniem wcale nie jest konstrukcja. Rozumiem, gdyby Hispano-Suiza Carmen była supersamochodem z centralnie umieszczonym silnikiem, co wymuszałoby linię a'la Audi R8. Ale nie jest.
Jest samochodem elektrycznym. Ma dwa silniki elektryczne o łącznej mocy około 1000 KM i baterię, która w zależności od źródeł ma do 105 kWh pojemności. To pozwala Carmen przyspieszać do 100 km/h w 3 sekundy.
Niech się rozpędza i znika, bo w porównaniu z oryginałem wygląda po prostu słabo.