Nowy Hyundai Santa Fe jest wspaniałym autem. Mam jedynie wątpliwości do silnika. Sprawdziłem co potrafi
Nowy Hyundai Santa Fe ma wyjątkową stylistykę i świetne wnętrze. Czy czegoś mu brakuje? Znalazłem jeden duży minus, który może być wadą dla części osób.
Gdy obok tego auta postawi się jego poprzednią generację, to można odnieść wrażenie, że te samochody dzieli ponad 10 lat. Hyundai Santa Fe zmienił się nie do poznania. Koreańczycy postawili nie tylko na odważny pudełkowaty design nadwozia, ale także zupełnie inaczej zaprojektowali wnętrze.
I był to strzał w dziesiątkę. Dostaliśmy samochód, który nie tylko imponuje wyglądem, ale także zaskakuje przestronnością i komfortem. Nie oznacza to jednak, że nie ma wad. Jest jedna, bardzo duża - i niestety znajduje się pod maską.
Jaki jest nowy Hyundai Santa Fe? Sprawdziłem wersję z hybrydą plug-in pod maską
Tu od razu trzeba zaznaczyć jedną kwestię - Wasz wybór w tym modelu ogranicza się wyłącznie do hybryd, a wszystkie bazują na silniku 1.6 T-GDI. Standardowa hybryda ma 215 KM, wersja plug-in 253 KM. W moje ręce trafiła ta druga, oferująca też napęd AWD. Teoretycznie powinna to być sensowna propozycja do tego modelu - w końcu mamy zapas mocy, a w razie potrzeby do akcji wkracza możliwość jazdy na prądzie.
Problem w tym, że w przypadku wersji PHEV musimy pogodzić się z dwoma kompromisami. Po pierwsze: zbiornik paliwa ma raptem 47 litrów pojemności, co w dużym rodzinnym SUV-ie, stworzonym do pokonywania długich dystansów, jest niestety marną wartością.
Po drugie: silnik 1.6 T-GDI przy prędkościach autostradowych przestaje być ekonomiczny. Jadąc 120-130 km/h zużyjemy średnio 9,6-10,2 litra na setkę, a przy 140 km/h ta wartość wzrasta do blisko 12 litrów. Nie trzeba więc być wybitnym matematykiem, aby zobaczyć, że nagle dystans między tankowaniami skraca się do 350 kilometrów.
Hyundai Santa Fe Plug-In Hybrid 2024 - zużycie paliwa
przy 100 km/h: | 6,4 l/100 km |
przy 120 km/h: | 9,3-10,1 l/100 km |
przy 140 km/h: | 11,4-12,3 l/100 km |
w mieście: | 6-10 l/100 km |
Do tego brakuje tutaj jednej kluczowej wartości: momentu obrotowego. Gdy jedziemy bez pasażerów i bagaży, to dynamika jest dobra. Kiedy jednak załadujemy do tego samochody 5, 6 lub 7 osób (w zależności od wersji), a całość uzupełnimy bagażami, to nagle okaże się, że po dociśnięciu prawej nogi do podłogi nie dzieje się zbyt wiele. 265 Nm w takim samochodzie to niestety zbyt skromna wartość.
Wadą hybrydy plug-in jest też stosunkowo mała bateria - Hyundai Santa Fe PHEV oferuje 13,8 kWh do wykorzystania
Teoretycznie więc na jednym ładowaniu powinno dać się przejechać 50-60 kilometrów. Realnie udało mi się uzyskać wynik na poziomie 39 km, aczkolwiek na to wpływ mogła mieć kiepska pogoda. Jeśli ładujemy taki samochód w domu i w pracy, to nie jest to zła opcja - ale musimy mieć stosunkowo krótki dystans do pokonania. Konkurenci tutaj są nieco mocniejsi.
Realnie więc Hyundai Santa Fe najbardziej potrzebuje solidnej jednostki napędowej. Koreańczycy powinni poważnie pomyśleć o lepszej i wydajniejszej klasycznej hybrydzie, gdyż diesle skreślili na dobre. Zresztą to dobrze, bo akurat w ich ofercie była jednostka 2.2, która wpadłaby w wysoką akcyzę. To wywindowałoby cenę tego auta na bardzo wysoki poziom.
Jeśli jednak silnik nie jest dla Was problemem, to... Hyundai Santa Fe jest kapitalnym samochodem
Przede wszystkim fantastycznie wygląda. To, co zrobili tutaj designerzy, zasługuje na najwyższe formy uznania. Kanciasta i masywna bryła doskonale pasuje do charakteru tego auta. Każdy detal pasuje do siebie i nie "przekombinowano" sylwetki. Jestem wielkim fanem przednich i tylnych świateł, w których sprytnie ukryto literę "H" w formie sygnatury świetlnej.
Ciekawe jest też to, że Koreańczycy postawili na zaskakująco odważne odcienie. Jest tutaj wiele brązów, zieleń i właśnie ten charakterystyczny lakier Terracota Orange, który przypomina mi nieco odcień ceramiki.
Wnętrze prezentuje się jeszcze ciekawiej. Postawiono tutaj na równie kanciasty design, aczkolwiek podporządkowano go ergonomii i praktyczności. Mamy więc łatwy dostęp do panelu klimatyzacji (niestety, jest dotykowy), są dwie ładowarki indukcyjne z dużymi półkami, nie brakuje schowków, uchwytów i skrytek.
Kierowca i pasażer podróżują z przodu w wygodnych i obszernych fotelach. Oczywiście mogłyby mieć nieco dłuższe siedziska, niemniej nie jest to problematyczne nawet dla wysokich osób. Kierownica, dość prosta w formie, dobrze leży w dłoniach, a dostęp do ekranu multimediów jest wygodny. Nowe oprogramowanie działa sprawnie i skutecznie, a do tego ma ładną oprawę graficzną.
W drugim rzędzie na brak miejsca narzekać nie można
Przesuwana w dwóch częściach kanapa jest dobrze wyprofilowana, choć siedzi się tutaj dość nisko - w efekcie nogi są mocno "podniesione" do góry. Przestrzeni nie zabraknie nawet wysokim osobom, a wygodne podłokietniki i praktycznie ulokowane uchwyty na kubki zwiększają komfort jazdy.
Nieco gorzej wypada trzeci rząd, który w mojej opinii powinien być traktowany stricte awaryjnie. To nie jest miejsce dla dorosłych - co najwyżej dzieciaki poczują się tutaj dobrze. Warto jednak zauważyć, że za tymi małymi fotelami wciąż zostaje kawałek bagażnika, a roleta sprytnie chowa się pod podłogą.
Układ jezdny ukierunkowano na komfort. I bardzo dobrze!
To jeden z największych plusów tego samochodu. Koreański producent skupił się na komforcie resorowania, aczkolwiek nie oznacza to rezygnacji z pewności prowadzenia. Santa Fe jest stabilne w zakrętach i nie przyprawia o strach w momencie, w którym nieco szybciej zaatakujemy jakiś łuk. Warto jednak pamiętać, że nie po to stworzono ten samochód.
Dostajemy tutaj dobrze wyciszoną kabinę (to duży plus, jest ogromna poprawa względem poprzednika) oraz nieźle wygłuszone nadkola. Tutaj w niczym nie ustępuje samochodom nieco droższym, co jest plusem.
A skoro o cenie mowa, to Hyundai Santa Fe plasuje się w specyficznej przestrzeni
Bazowa wersja Smart z 215-konną klasyczną hybrydą i z pięcioosobową konfiguracją wnętrza kosztuje 199 900 złotych. Jest więc droższa od chociażby Skody Kodiaq, czy od Volkswagena Tayrona, ale oferuje więcej mocy i ma dobre wyposażenie.
Wersja Executive, środkowa, oferuje w zasadzie wszystko, czego do szczęścia potrzeba - i kosztuje od 234 900 złotych. Będzie więc podobnie wyceniona jak wspomniane SUV-y grupy Volkswagena. Na pewno jest też dużo tańszą propozycją od Mazdy CX-80.
W przypadku wersji PHEV sprawa wygląda nieco inaczej. Przede wszystkim tutaj dostajemy tylko flagową odmianę Platinum. W wersji 5-osobowej wyceniono ją na 282 900 zł, 7-osobowej 287 900 zł i w ciekawym wydaniu 6-osobowym na 299 900 złotych. Tutaj ceny zbliżają się więc do CX-80, aczkolwiek Mazda kosztuje niemal tyle (297 900 zł) w wersji PHEV, ale z bazowym wyposażeniem. Diesel jest za to tańszy - kosztuje 280 900 zł.
Testowany wariant wyceniono na 292 900 złotych. Nie jest to więc tania propozycja, niemniej zdecydowanie zasługuje na uwagę. Ma tylko jeden problem: silnik. W tym modelu wybrałbym w ciemno słabszą, ale lepszą moim zdaniem klasyczną hybrydę (z 67-litrowym zbiornikiem paliwa). Wówczas za identyczną kompletację zapłacimy o 20 000 złotych mniej.
Hyundai Santa Fe - moja opinia
Uważam, że Koreańczycy pilnie potrzebują tutaj lepszego silnika. Santa Fe jest ciekawie pozycjonowane, gdyż z jednej strony można je przyrównać do wspomnianego Kodiaqa czy Tayrona, ale z drugiej aspiruje do klasy, w której jest Mazda CX-80. Tam mocnym argumentem jest 6-cylindrowy diesel, oferujący 254 KM. To rzecz, której bardzo brakuje w Hyundaiu. Nawet z czterocylindrową jednostką wysokoprężną, oferującą około 200-220 KM, byłaby to dużo atrakcyjniejsza propozycja.