Dwa najciekawsze modele Lamborghini skończyły na półce w magazynie

Lamborghini regularnie daje nam ciekawe auta studyjne. Dwa z nich były wyjątkowe, bowiem niewiele dzieliło je od seryjnej produkcji. Niestety, finalnie skończyły gdzieś w magazynach marki.

Lamborghini kurczowo trzymało się samochodów z centralnie umiejscowionym silnikiem. Dwa modele w gamie wystarczały, aby ten producent z Sant'Agata Bolognese bez problemu utrzymywał się na powierzchni i rywalizował z najgroźniejszymi konkurentami. O tych krótkich seriach i "one-offach" nie trzeba wspominać - to inna para kaloszy. Kiedy jednak popatrzymy na gamę Ferrari czy nawet McLarena to od razu zauważymy pewien dysonans.

Włosi wsadzili nieco kij w mrowisko dając nam Urusa. Ot, wielki SUV, potężny i piekielnie szybki. W sam raz, aby zaszpanować na ulicy lub w kurorcie narciarskim. Niestety, ten SUV był jednym z powodów, dla których Lamborghini "ubiło" i odłożyło na magazynową półkę dwa swoje najlepsze projekty.

Lamborghini

Mam tu na myśli model Estoque i Asterion

Rok 2008, targi w Paryżu. Płachta materiału skrywa coś dużego i ciekawego. Kryła się pod nią naprawdę intrygująca maszyna - czterodrzwiowy sedan o sportowej stylistyce. Był to także pierwszy od wielu lat model tej marki, który posiadał silnik z przodu. Była to doskonale znana z Audi S6 i S8 jednostka V10 w wolnossącym wydaniu - w sam raz do takiego auta.

Do dziś uważam (nie tylko ja, kilka osób na pewno się ze mną zgodzi), że Estoque to zmarnowana szansa i jednocześnie najbardziej udany projekt Lamborghini. Od premiery minęło już 12 lat, a mimo to gdyby samochód ten teraz wjechał do salonów, to wciąż wyglądałby świeżo. Ba, nawet przy Huracanie czy Aventadorze wygląda doskonale. Ponadczasowa stylistyka to dzieło Centro Stile Lamborghini, gdzie grupa designerów inspirowała się oferowanym wówczas w limitowanej serii Reventonem. Cóż, jak widać wyprzedzili swoje czasy.

Lamborghini Estoque

Dlaczego Estoque nie trafiło na rynek? Po pierwsze - kryzys. To był zły moment na wprowadzanie kolejnego auta, zwłaszcza o specyficznym charkaterze. Po drugie Stephan Winkelmann podkreślał od dawna, że SUV jest tym, co przyniesie marce więcej pieniędzy. Cóż, marketing wygrywa z dobrym smakiem.

Drugą ofiarą jest Lamborghini Asterion

Znowu Paryż, lecz tym razem rok 2014. Na scenę wjeżdża ponownie auto z silnikiem z przodu. I to nie byle jakim, bo mowa tutaj o V10 z Huracana połączonym z technologią hybrydową. Lamborghini Asterion już wtedy zapowiadało kierunek rozwoju marki i jednocześnie miało być zajawką kolejnego modelu tej marki.

Sylwetka tego auta oraz jego charakter są idealne. Duże GT, które mogłoby rywalizować z Ferrari F12 byłoby strzałem w dziesiątkę. Tutaj także styliści marki wspięli się na wyżyny swoich umiejętności, sprytnie łącząc nowoczesny wizerunek Lamborghini z klimatem aut tego producenta z minionych lat.

Lamborghini Asterion

Zastanawiacie się więc co poszło nie tak? Cóż, znowu winowajcą jest Pan Winkelmann i faworyzowanie Urusa.

Bez wątpienia SUV był lepszym finansowo rozwiązaniem

Włosi pożyczyli wiele podzespołów z grupy Volkswagena, ubierając je i nadając im swój własny unikalny charakter. Urus na pewno ma swoich zwolenników, to z pewnością fenomenalny samochód. Kiedy jednak postawimy go obok Estoque czy Asteriona wygląda po prostu blado - ot kolejna krowa dla klientów poszukujących bezsensownego rodzinnego samochodu.

Jeśli chcielibyście zobaczyć na żywo dwa opisywane auta, to koniecznie monitorujcie wystawy w muzeum marki w Sant'Agata Bolognese. Od czasu do czasu prototypy te są odkurzane i wystawiane w budynku producenta.