Lancia Voyager 2.8 CRD A/T Gold
Czy doświadczyliście kiedyś dość dziwnego uczucia, że dana sytuacja już kiedyś się wydarzyła, a Wy przeżywacie ją po raz kolejny? Podczas kilku dni spędzonych w towarzystwie Lancii Voyager miałem wrażenie, że takie właśnie tajemnicze zjawisko zadomowiło się w mojej głowie na stałe.
Wyobraźcie sobie sytuację, w której tuż przed męskim wypadem po imprezowych miastach całej Europy, bogaty wujek z Ameryki w ramach rekompensaty za dostawę polskiej kaszanki użycza Wam jeden ze swoich samochodów. Który? To zależy tylko od Was, ale motoryzacyjna stajnia wujka jest naprawdę silnie obsadzona.
Wybieracie sportowe Porsche 911? Nie jest to dobry wybór, zważywszy na to, że na podbój europejskich klubów zamierzacie jechać w piątkę. Wobec tego może SUV? To by było zbyt banalne, ponieważ wszyscy teraz jeżdżą tymi przerośniętymi samochodami o zdolnościach pseudoterenowych. Różowy Mini Cooper zapewne też odpada i chyba nawet nie muszę tłumaczyć dlaczego.
A co byście powiedzieli na vana? Ale nie jakiegoś mini - czy też mikrovana, tylko prawdziwe auto rodzinne w rozmiarze XXL prosto zza Wielkiej Wody. ">Chrysler Grand Voyager wydaje się być idealnym autem na dłuższy wypad w większym gronie.
Deja vu po raz pierwszy
Decyzja podjęta, kluczyki odebrane, ciocia ucałowana. Wystarczy tylko spakować podręczne bagaże i ruszać w drogę. Do tej pory cały plan przebiegał bez większych niespodzianek, aż do momentu ujrzenia emblematu na pokaźnym, chromowanym przednim grillu auta.
Lancia? Przecież to jest Chrysler! Nawet napis Voyager na tylnej klapie utwierdza mnie i moich towarzyszy podróży, że to amerykańskie auto, a nie żadna Włoszka. Na kolejnym emblemacie, umieszczonym tuż pod tylną szybą, znów widzę znaczek Lancii. Coś mi tu nie pasuje. Czyżby wujek się pomylił i dał mi kluczyki nie od tego auta co trzeba?
Każdy chce być Włochem
Osobom, które na bieżąco śledzą informacje ze świata motoryzacji, nie trzeba tłumaczyć, że po przejęciu Chryslera przez koncern Fiata, ta włoska marka korzysta pełnymi garściami z amerykańskiej spuścizny. Tak właśnie powstała nowa Lancia Thema oraz główny bohater tego artykułu Voyager. Lancia Voyager, żeby nie było wątpliwości.
Włoski producent, którego auta przeważnie są kojarzone ze stylem oraz... polskimi politykami, jeszcze przed podpisaniem paktu z Chryslerem posiadał w swojej ofercie pełnoprawnego vana o nazwie Phedra. Pomimo tego szefostwo Lancii nie zdecydowało się na podtrzymanie tej nazwy i, biorąc pod uwagę rozpoznawalność Voyagera, trudno jest się temu dziwić.
Czy zatem Lancia Voyager od strony designu nadwozia jest w stanie nas czymś zaskoczyć? Niestety nie. Inny przedni grill, przemodelowany zderzak oraz zapewne szereg praktycznie niezauważalnych dla zwykłego śmiertelnika szczegółów odróżniają nadwozie tego włoskiego vana od swojego amerykańskiego klona.
Jakieś wyszukane smaczki stylistyczne? Nietypowe tylne światła? Ciekawe przetłoczenia karoserii? Tutaj tego nie znajdziemy i tak naprawdę trudno mieć o to do Włochów pretensje. Długie na ponad 5,2 m oraz szerokie na niespełna 2 m nadwozie prezentuje się bardzo okazale, a wspomniany wcześniej chromowany grill robi odpowiednie wrażenie na innych kierowcach.
O imponujących rozmiarach Voyagera niech świadczy fakt, że vany pokroju VW Sharana czy Renault Grand Espace są o dobre kilkadziesiąt cm krótsze. Zapewne takie rozmiary nadwozia będą bardzo pozytywnie wpływały na ilość miejsca wewnątrz auta, ale wróćmy na chwilę do bohaterów naszego męskiego wypadu.
Houston, mamy problem...
Gdy wraz z kolegami oswoiłem się już z faktem podróżowania Lancią Voyager, a nie Chryslerem, tuż przed czekającą nas podróżą należało uzupełnić brakujące zapasy napoju bogów. Plan wydawał się prosty. Wystarczyło znaleźć pierwszy lepszy supermarket, zrobić małą zrzutkę i gotowe. Niestety, nikt z nas nie przewidział, że marketowe parkingi zdecydowanie nie lubią aut pokroju Voyagera.
Pomimo tego, że wokół supermarketu nie brakowało pojedynczych, wolnych miejsc, wszystkie te czarne połacie asfaltu ograniczone białymi pasami zza kierownicy Lancii wydawały się być dziwnie małe. Wjadę, nie wjadę, zmieszczę się, nie zmieszczę... Napięcie rosło. W końcu udało się! Gdy już prawie zostałem obwieszczony bohaterem, jeden z kolegów nieśmiało zapytał się mnie, czy będę w stanie wyjechać tyłem z jakże upragnionego przeze mnie miejsca?
Wszystko zaczęło się od nowa. Popularne zawracanie na trzy nabrało zupełnie nowego znaczenia. Kamera cofania oraz czujniki parkowania miały pełne ręce roboty. Po kilku minutach i tym razem mi się udało, jednak nauczony doświadczeniem nie pakowałem się w kolejną wolną lukę, tylko grzecznie czekałem na moich towarzyszy podróży "przytulony" do innych aut.
W tym momencie po raz kolejny doświadczyłem tego dziwnego odczucia.
Deja vu po raz drugi
Drążek automatycznej skrzyni biegów umieszczony w dość dziwnym miejscu, przyciski systemu multimedialnego oraz jego grafika, a także autorski system składania foteli Stow'N Go. Wszystko to wydawało mi się dziwnie znajome. Zgadza się. Znów przypomniał mi się Chrysler Voyager, jednak w przypadku designu wnętrza Lancii, włoscy specjaliści włożyli nieco więcej serca niż przy zmianie emblematów na karoserii.
Lekcja włoskiego stylu
Świetnie leżąca w dłoniach, mięsista kierownica, zupełnie inny projekt zegarów oraz przeprojektowana i zdecydowanie mniej topornie wyglądająca niż w amerykańskim pierwowzorze konsola centralna są dowodem na to, że Włosi postanowili wziąć sprawy w swoje ręce.
W amerykańskich samochodach - i mam tutaj na myśli nie tylko vany - wiele osób narzekało na jakość materiałów użytych do wykończenia wnętrza. Czy Lancia Voyager skuteczni broni się przed pojęciem amerykańskiej tandety?
Skórzane fotele, skórzane wstawki w drzwiach oraz pojawiające się tu i ówdzie drewniane listwy nadają kabinie nieco więcej ekskluzywności. Nie obyło się jednak bez użycia dużej ilości plastiku, który praktycznie zalewa całe wnętrze. Pomimo tego, że jest on twardy jak skała i stwarza wrażenie podatnego na zarysowania, do jego spasowania i solidności nie mam żadnych zastrzeżeń.
W aucie absolutnie nic nie skrzypi, nic nie trzeszczy, a podczas jazdy po nierównościach nie słychać żadnych niepokojących odgłosów, wydobywających się z jakiegoś zakamarka kabiny.
Na bogato
Lancia Voyager oferowana jest w polskich salonach tylko w jednej wersji wyposażenia Gold. Co zatem dostajemy w standardzie i na co jesteśmy niejako "skazani" przez producenta? Lista wyposażenia standardowego jest naprawdę bardzo długa i bardzo bogata.
Pozwólcie, że wymienię tylko te ciekawsze pozycje z długiej na ponad 70 wierszy listy. ABS z ESP, tylne czujniki parkowania, komplet poduszek powietrznych, skórzane, elektrycznie regulowane i podgrzewane przednie fotele, podgrzewane i skórzane fotele drugiego rzędu, trzystrefowa klimatyzacja automatyczna, radio CD/MP3 + sześć głośników, tempomat, podgrzewana kierownica, elektrycznie sterowane drzwi przesuwne po obu stronach auta, czy rewelacyjny system składani foteli Stow'N Go. To wszystko i jeszcze wiele więcej znajdziemy na pokładzie każdej nowej Lancii Voyager dostępnej w polskim salonie.
Co zatem możemy dokupić do i tak kompletnego już wyposażenia? Lista opcji dodatkowych ogranicza się praktycznie do lakieru metalizowanego/specjalnego (4000 zł), panoramicznego okna dachowego (5000 zł), nawigacji (6000 zł), systemu monitorującego martwe pole (3500 zł) oraz pakietów Premium Convenience Group (2500 zł) i Entertainment Group 2 (9-calowy, sufitowy wyświetlacz LCD dla 2-go rzędu, sufitowy, 9-calowy wyświetlacz LCD dla 3-go rzędu, odtwarzacz DVD, słuchawki bezprzewodowe, pilot zdalnego sterowania - 12 000 zł).
O ile bez panoramicznego okna dachowego oraz metalizowanego lakieru śmiało można się obejść, o tyle szczerze polecam (nie tylko w przypadku posiadania dzieci), pomimo sporej ceny, dokupienie pakietu Entertainment Group 2. Możliwość oglądania filmów przez pasażerów podczas wielogodzinnych podróży zapewni osobie kierującej Voyagerem święty spokój od znudzonych trasą dzieci lub nader gadatliwych pasażerów.
Po pierwsze funkcjonalność
Niewątpliwą zaletą każdego vana powinna być możliwość przewiezienia w komfortowych warunkach siedmiu osób oraz zapewnienie przyzwoitej przestrzeni bagażowej. Nowa Lancia Voyager nie jest wyjątkiem od tej reguły.
Zarówno w pierwszym jak i drugim rzędzie, zawierającym dwa niezależne fotele, wolnego miejsca jest pod dostatkiem. Niezależnie ile cm wzrostu liczy dana osoba oraz jak tęgiej jest postury, pojęcie ciasnoty we wnętrzu Voyagera jest totalną abstrakcją.
Teoretycznie najsłabszym ogniwem jest kanapa znajdująca się w ostatnim rzędzie. Według producenta jest ona przeznaczona dla trójki osób, jednak jeśli akurat nie zasiądzie tam trzyosobowa delegacja z dalekich Chin, owa kanapa spełni oczekiwania tylko dwójki dorosłych pasażerów.
Bardzo praktycznym rozwiązaniem jest system Stow'N Go, pozwalający dosłownie kilkoma ruchami ręki złożyć tylną kanapę oraz fotele drugiego rzędu. Nie tylko łatwość przeistoczenia Voyagera z 7-osobowego vana w auto dostawcze jest dużą zaletą w/w systemu. Magiczny sposób, w jaki drugi rząd siedzeń i kanapa chowają się w podłodze, zostawiając jej powierzchnię idealnie płaską, zasługuje na duże słowa uznania.
Słowa uznania należą się także za ilość wolnej przestrzeni bagażowej. Przy pełnym wykorzystaniu przedziału pasażerskiego do naszej dyspozycji jest bagażnik o pojemności 934 litrów. Składając kanapę znajdującą się w ostatnim rzędzie, otrzymujemy dodatkowe 1460 litrów, natomiast jeśli ukryjemy w podłodze fotele drugiego rzędu, Voyager zaoferuje przedział ładunkowy wynoszący pokaźne 3192 litrów.
Komu w "D" temu w "C"
Tymczasem pod supermarketem, koledzy właśnie wracają z okazałym zapasem złocistego napoju z pewnym zwierzakiem z Białowieży w nazwie. Bagażnik Lancii momentalnie zostaje wypełniony tym płynnym atrybutem niemalże każdej udanej imprezy.
Pora zapiąć pasy, puścić chłopakom jakieś męskie, mocne kino akcji i wyruszyć w kilkusetkilometrową trasę. I znów się zaczęło.
Deja vu po raz trzeci
Pomimo tego, że wujek z Ameryki należy do osób zamożnych, bardzo szanuje pieniądze i każdy zakup, czy to samochodu czy to innej mniej lub bardziej cennej rzeczy, jest odpowiednio zaplanowany. Co zatem pracuje pod maską Lancii Voyager? Oczywiście silnik diesla 2.8 CRD znany m. in. z...? Zgadza się, z Chryslera Voyagera oraz innych produktów spod znaku Dodge i Jeep.
Leniwa natura
Produkt włoskiej firmy VM Motori generujący 163 KM mocy oraz 360 Nm momentu obrotowego swoje najlepsze lata ma już chyba za sobą. Jego klekocząca natura objawia się już od pierwszych sekund po uruchomieniu. Dźwięk wydobywający się spod maski z pewnością nie przypomina arii operowej w wykonaniu jakiegoś włoskiego tenora.
Jak się łatwo domyśleć, wspomniane wcześniej 163 mechaniczne rumaki nie czynią z Lancii, ważącej ponad 2 tony, vana o sportowym zacięciu, a niespełna 12 sekund, jakie potrzeba aby osiągnąć prędkość trzycyfrową, zrobią wrażenie chyba tylko na bardzo leniwych kierowcach.
Co prawda pod maską Lancii Voyager może pracować potężny, benzynowy motor V6 o pojemności 3,6 litra oraz niebagatelnej mocy 283 KM zapewniający temu kioskowi na kołach ponadprzeciętne osiągi (8,5 s od 0 do 100 km/h), jednak ze względu na średnie spalanie jest to propozycja głównie dla właścicieli stacji benzynowych.
Jaką ilością oleju napędowego zadowala się zatem jednostka 2.8 CRD? Średnio auto spaliło 10 litrów ropy na 100 km. Podczas jazdy drogami szybkiego ruchu przy włączonym tempomacie Voyager zużywa około 8 litrów na setkę. Może nie są to wyniki dające tej Lancii realne szanse w rajdzie o kropelce, jednak biorąc pod uwagę gabaryty oraz masę pojazdu, wartości te są na akceptowalnym poziomie.
Wracając jeszcze do leniwej natury wysokoprężnej jednostki napędowej, nie sposób nie wspomnieć o również nie mającej wiele wspólnego ze sportem, sprytem i szybkością skrzyni biegów.
6-biegowy automat pracuje bardzo ospale, wykazując się czasami ewidentnym brakiem zdecydowania. Jako ciekawostkę należy traktować możliwość ręcznej zmiany przełożeń. Dlaczego tylko jako ciekawostkę? Chociażby ze względu na takie, a nie inne umiejscowienie drążka skrzyni biegów oraz nietypowe działania trybu manualnego (w lewo redukujemy bieg, w prawo wbijamy wyższe przełożenie). Jednego tylko owej skrzyni zarzucić nie można: bardzo łagodnej zmiany przełożeń pozbawionej jakichkolwiek szarpnięć.
Jacht dalekomorski
Jak zatem Lancia Voyager radzi sobie na polskich i nie tylko polskich drogach? Sposób, w jaki to auto przemierza kolejne kilometry, można określić jednym słowem: dostojny. Dzięki bardzo miękko i komfortowo zestrojonemu zawieszeniu auto niemalże płynnie po asfalcie, delikatnie kołysząc się na nierównościach nawierzchni.
Dość wysoko umieszczony środek ciężkości, pokaźne gabaryty auta w połączeniu z wymienionym już flegmatycznym silnikiem i nieśpieszącą się nigdzie skrzynią biegów, nie zachęcają do dynamicznej jazdy. W takim przypadku nawet mocno wspomagany układ kierowniczy, zacierający nieco wrażenie "czucia" przednich kół, przestaje przeszkadzać.
Naturalnym środowiskiem tej Lancii są długie trasy i tak naprawdę ciężko jest od tego typu auta wymagać kociej zwinności w gęstym ruchu miejskim.
Kosztowna różnica
Ile trzeba zapłacić za możliwość podróżowania tym włoskim vanem w amerykańskim stylu? Kompletnie wyposażonego Voyagera z mocarnym, benzynowym silnikiem V6 kupimy już za 165 900 zł. To samo auto ze zdecydowanie mniej emocjonującym silnikiem diesla pod maską kosztuje już 179 900 zł.
Pozostaje tylko zadać pytanie, czy warto dołożyć 14 000 zł do silnika, który ma do zaoferowania praktycznie tylko jeden mocny argument w postaci średniego spalania. Dla kogoś, kto pokonuje rocznie długie dystanse, a od sportowych wrażeń ma inne auto w domu, wersja z silnikiem diesla warta będzie tych kilkunastu tys. zł dopłaty.
Jeśli jednak ktoś ma za nic ceny paliw, nie przeszkadzają mu postoje na tankowanie co około 400 km, a od pokaźnych rozmiarów vana oczekuje ponadprzeciętnych osiągów, za zaoszczędzone 14 000 zł może kupić pakiet Entertainment Group 2 lub cysternę benzyny.
Americano-Italiano
A co słychać u naszych pięciu dzielnych mężczyzn, który wyruszyli na podbój Europy? Kilkudniowy wypad można porównać do cyklu filmów z wyrazem "kac" w tytule, natomiast samej Lancii należą się słowa uznania. Auto nigdy nie zawiodło i dzielnie spisywało się podczas każdej, dłuższej lub krótszej trasy.
Czy wobec tego najnowsze wcielenie Voyagera, tym razem już pod włoskimi skrzydłami, jest autem godnym polecenia? Bez wątpienia tak. Dodatkowo każdy, kto zdecyduje się na tego prawdziwego vana z krwi i kości, w absolutnym gratisie otrzyma nieszablonową mieszankę amerykańskiego klimatu przyprawioną odrobiną włoskiego stylu.
A efekt Deja Vu? Chyba musi jeszcze sporo wody w Wiśle upłynąć, zanim nazwa Voyager będzie jednoznacznie kojarzona z produktem wychodzącym spod skrzydeł Lancii.
Plusy:
+ przestronne i funkcjonalne wnętrze
+ system Stow'N Go
+ bogate wyposażenie
+ udane połączenie amerykańskiego klimatu z włoskim stylem
Minusy:
- tylko dwa silniki o dość skrajnych osiągach w ofercie
- ospała skrzynia biegów
Podsumowanie:
Prawdziwy, amerykański van z krwi i kości przyprawiony przez Lancię nutką dobrego, włoskiego smaku.