Motoryzacja nie jest już romantyczna. Samochody stały się sprzętem AGD
Powiedzmy sobie szczerze - motoryzacja jest teraz potwornie nudna. Ciekawe auta stają się rzadkością, albo mogą sobie na nie pozwolić ludzie z grubymi portfelami. Radość sprawia nam aktualizacja systemu multimedialnego i pięć dodatkowych kilometrów zasięgu. A sam samochód niczym nie różni się od pralki, która jest w użyciu w Waszych mieszkaniach.
Może i każdy "typowy Janusz" smęci, że "kiedyś to było", ale w sumie taka jest prawda. Zwłaszcza, gdy tematem, o którym rozmawiamy, jest motoryzacja. Im więcej nowych samochodów przewija się przez moje ręce, tym częściej wzdycham do starych maszyn. I nie jest to kwestia powszechnej unifikacji nowych konstrukcji, ale też zmiany podejścia do traktowania samochodu. Wiem, że dla części osób jest to zmiana na lepsze, ale wszyscy pasjonaci czterech kółek powiedzą jednogłośnie, że nie ma w tym nic dobrego.
Motoryzacja nie jest już romantyczna
Takie określenie wymsknęło mi się w pewnej rozmowie z jednym z przedstawicieli PR-u pewnej marki. Rozmawialiśmy o ich nowym produkcie, który jak zapewne się domyślacie był przedstawiany w samych superlatywach.
Nowoczesny, modny, ekologiczny i obowiązkowo "connected". Brzmi to pięknie, nieprawdaż? Szkoda tylko, że te słowa przypisywane były samochodowi, który mógłby nosić niemal dowolne logo.
Nie ma w nim nic urzekającego. Wsiadasz, jedziesz, parkujesz, zapominasz. Powiecie pewnie, że przecież tego typu pojazdy były na rynku od lat. Tak i nie - zwyczajnych aut nie brakowało, ale przynajmniej każdy producent robił je "po swojemu". Teraz, przy fuzjach koncernów i wszechobecnej optymalizacji kosztów, tak naprawdę jeździmy jednym autem dostępnym w kilku opakowaniach. Różnice są naprawdę znikome.
Gdzie podziała się magia kupowania samochodu...
Wiadomo, obsługa klienta w dużej mierze zależy od salonu. Niemniej znalezienie dobrego dealera i solidnego handlowca nie stanowi wielkiego wyzwania.
Proces zakupu zawsze miał w sobie odrobinę magii. Spotkanie w salonie, rozmowa, może jakaś kawa. Potem przedzieranie się przez meandry konfiguracji, aby złożyć idealne auto. Na koniec kilka podpisów, przelewy i wyczekiwanie na auto.
Później przychodził odbiór. Ten moment, kiedy kilka kombinacji cyfr i liter z papieru zamieniło się w fizycznie namacalną maszynę. Z reguły handlowiec przeprowadzał cały proces wydania samochodu, opowiadając mniej lub bardziej dokładnie o wielu dodatkach, wyposażeniu lub o cechach danego samochodu.
Teraz i to znika. Kolejne marki rewolucjonizują proces zakupowy, przenosząc sprzedaż do sieci. E-commerce trzęsie rynkiem i zmienia nasze podejście do kupowania samochodu. Na przykład już niebawem Volvo nie kupicie w salonie.
To znaczy będzie mogli to zrobić, ale zasadniczo handlowiec przeprowadzi Was przez proces "klikania" na stronie internetowej. Tam dokonujecie zamówienia auta. "Prekonfigurowane" auta dopasowujecie do swoich oczekiwań, wykonujecie płatność dzięki mobilnej bankowości i czekacie na odbiór.
Wydanie też przestaje być czymkolwiek więcej niż wydaniem kluczyków. Papiery, podpisy, tu stoi samochód - dziękuję i do zobaczenia. Koniec, kropka - nic więcej.
Na jakąś przyjemniejszą oprawę mogą liczyć jedynie Ci, którzy zostawiają w salonie marki z wyższej półki duże sumy. Nie jest to jednak reguła, gdyż i tam obsługa potrafi podchodzić do procesu wydania bardzo olewczo.
A najgorsze jest to, że coraz częściej mówi się o tym, że samochody nie powinny być "nasze". Czy taka będzie motoryzacja przyszłości?
Współdzielenie, carsharing czy najem mają w opinii polityków i wielu firm wyprzeć posiadanie samochodów. Kilka dni temu Trudy Harrison, podsekretarz w brytyjskim ministerstwie transportu, przedstawiła swoją opinię na ten temat. Uważa ona, że "posiadanie" auta na własność to rzecz z XX wieku i ograniczenie możliwości zakupu samochodu jest kluczowym czynnikiem w walce z ociepleniem klimatu.
Tego typu kroki podejmowane są także przez inne kraje, a masowa promocja rowerów i komunikacji publicznej ma zniechęcić do jazdy własnym czterokołowcem.
Ja doskonale rozumiem, że o naszą planetę trzeba dbać. Planu B dla niej nie mamy. Godzimy się więc na elektryfikację, hybrydowe auta, szereg zmian. Ale z własnego auta zrezygnować nie chcę. Wolę mieć kluczyki do pojazdu w ręce i samochód do własnej dyspozycji w dowolnym momencie dnia i nocy. Nie chcę, aby za kierownicę wsiadały inne osoby niż te, którym samemu udostępniam swoje auto. Chcę czasami przy nim usiąść, zadbać o lakier, doczyścić każdy detal.
Nie chcę tutaj nawet poruszać kwestii klasyków, które w oczach ekologów i polityków są po prostu żelastwem na kołach. Szkoda, że wiele osób nie rozumie, że część z tych aut można powoli uznawać za dzieła sztuki, które w pewnym sensie nie różnią się od historycznych wydań książek, obrazów, rzeźb i innych kolekcjonowanych artefaktów.
Dokąd zmierza motoryzacja? Nie wiem, ale ten kierunek coraz mniej mi odpowiada.