Można już chyba powiedzieć, że Toyota miała rację. Przynajmniej częściowo
Elektromobilność rozwija się, ale zdecydowanie wolniej, niż zakładano. Wiele firm przepaliło miliardy, które doprowadziły do sytuacji kryzysowych. Teraz kolejne marki skręcają w stronę napędów hybrydowych - tych, które Toyota stosuje od lat.
W 2021 roku wielu dyrektorów wykonawczych największych koncernów mówiło, że już za 3-4 lata samochody elektryczne będą stanowić większą część sprzedaży. Wszyscy wiemy jak szybko ta teoria zderzyła się z rzeczywistością. Nie można mówić o odwrocie od elektromobilności, ale jej tempo jest wolniejsze. Powodów mamy wiele i można wymieniać je godzinami. Pewne jest to, że droga do "pełnej" elektrycznej motoryzacji w Europie (i na świecie) jest bardzo długa i być może wręcz niemożliwa do realizacji. W efekcie wiele firm stoi na skraju wielkiego kryzysu, walcząc ze spadkiem sprzedaży, skromnym zainteresowaniem wybranymi produktami i kosztami, które ich pożerają. Co więcej, w tym samym czasie wyciągane są "ostatnie zaskórniaki", które trafiają na rozwój... hybryd. Tak, tych hybryd, z których wszyscy trochę się śmiali, a które Toyota wypycha na rynek od ponad 25 lat.
Akio Toyoda przez lata twierdził, że elektromobilność nigdy nie zgarnie "większości" rynku, ale będzie jego częścią. Można odnieść wrażenie, że te słowa właśnie stają się rzeczywistością, patrząc na decyzje kolejnych marek.
Toyota przetarła szlak hybrydom. Teraz do tego pociągu wskakują mocno spóźnieni pasażerowie
Volkswagen powraca do klasycznych hybryd, z którymi eksperymentował lata temu. Jetta i Touareg to dwa auta, które korzystały z takiego napędu. Porzucono go jednak na rzecz klasycznych turbodoładowanych jednostek, a później postawiono na wersje PHEV.
Teraz koncern z Wolfsburga nadrabia zaległości, widząc olbrzymi potencjał w klasycznych hybrydach. To rodzaj napędu, który przyciąga klientów. Dla użytkowników samochodów jest to po prostu rozsądny wybór - w mieście cieszą się niskim zużyciem paliwa, w trasie mają zapas mocy i normalny zbiornik. Co więcej, nie muszą też szukać ładowarek, a to dla wielu osób jest dużym plusem.
Można śmiało założyć, że z nowej hybrydy skorzystają wszystkie marki w koncernie. Skoda, Cupra czy Audi także zapewne zyskają ten silnik. Według zapowiedzi ludzi z Volkswagena nowa hybryda trafi także do Tiguana. Tym samym nawet SUV-y są tutaj na liście biorców nowej jednostki.
Honda teraz także ogłasza kolejną zmianę planów. Japoński koncern ograniczy wydatki na elektryki (aczkolwiek cały czas rozwija gamę Zero) i zbuduje wiele nowych hybryd. Tyczy się to zarówno rynku amerykańskiego, jak i europejskiego.
Toyota z kolei dalej rozwija hybrydy, ale powoli wchodzi także w rynek aut elektrycznych
Do tej pory jej jedynym samochodem "z prądem" był SUV bZ4X. W ekspresowym tempie oferta poszerzyła się o kolejne opcje - Urban Cruisera, C-HR+ i bZ4X Touring. Tym samym Japończycy widzą, że muszą być w gronie producentów oferujących auta na prąd. Kluczem do sukcesu będzie tutaj tak naprawdę doszlifowanie konstrukcji i sprawienie, że zapewni ona wysoką wydajność. A tutaj jest jednak jeszcze długa droga do pokonania.
Zmianę widać także w Lexusie, gdzie nowy ES po raz pierwszy będzie także elektrykiem. RZ po poprawkach trafi na drogi za kilka miesięcy. Tym samym mamy naprawdę duży przekrój różnych modeli, które poszerzają to grono.
Czy dojdziemy do momentu, w którym na drogach będą wyłącznie auta elektryczne? To jest wykonalne - ale nie do 2035 roku
Śmiem twierdzić, że na taką zmianę potrzebujemy znacznie więcej czasu. Zakaz, który Unia Europejska chce cały czas wprowadzić za dziesięć lat (tyczący się sprzedaży nowych aut spalinowych) nie wejdzie w życie w takiej formie. Do gry wkroczą zapewne nowoczesne hybrydy i być może paliwa syntetyczne.
Aby elektromobilność była naprawdę komfortowa, potrzebujemy doszlifowanej i dostępnej sieci ładowania. A ta jest bardzo zróżnicowana w zależności od kraju. Co więcej, sprzedaż elektryków cały czas jest napędzana w dużej mierze dotacjami.
Gdy te znikają, słupki powoli spadają. Jeśli rozwój BEV-ów będzie stymulowany wyłącznie pieniędzmi z rządu (które w mojej opinii nie powinny trafiać do kupujących samochody elektryczne, gdyż są potrzebne w zupełnie innej przestrzeni), a nie za sprawą naturalnego przekonania do technologii (gdy będzie lepsza, to sama się obroni), to los elektromobilności raczej mało optymistyczny.