Nissan Tiida Sedan 1.8 Acenta

Znane stare przysłowie mówi 'Nie oceniaj książki po okładce'. Warto je sobie przypomnieć przyglądając się kompaktowemu Nissanowi Tiida. Z zewnątrz nie kusi wyglądem, jednak dopiero po bliższym przyjrzeniu staje się atrakcyjnym samochodem. Czy cenowo również?

Po 60 latach życia człowiek staje się bardzo wymagający. Wiele rzeczy mu się nie podoba, na każdy temat marudzi, trudno jest mu znaleźć swój ideał - w każdej kategorii sędziwego życia. Wraz ze mną zestarzał się mój poczciwy, 11-letni Nissan Almera. Podczas gdy mój wysłużony towarzysz podróży "stoi" na ogłoszeniu i nie chce się sprzedać ("stan idealny, użytkowany przez starszą osobę, wyciągany z garażu raz w tygodniu w niedzielę rano"), postanowiłem poszukać mu następcy. W moim wieku trudno jest znaleźć odpowiedni środek transportu. Przestronność i komfort stawiam na pierwszym miejscu.

Najprostszym wyjściem było odwiedzenie salonu Nissana, marki która przez tyle lat cieszyła się moim zaufaniem, a Almera służyła długo i dzielnie. Miły Pan sprzedawca od razu mnie wsadził do "Kłaszkaja" (pisze na nim "Qashqai", ale tak trudnej nazwy nie słyszałem od czasów II Wojny Światowej, kiedy to trzeba było wymówić "Messerschmitt"), ale stwierdziłem, że wyglądam w nim jak bałwan w lunaparku. To mojej córce mógłbym kupić. Upewniając się po raz 6. z rzędu (problemy ze słuchem...), że ani Almery, ani Primery już nie produkują, skierowałem się w stronę granatowego sedana pod ścianą. "To Tiida, model, który jest kontynuacją dawnych modeli, o które Pan pytał" - dość głośno wykrzyczał sprzedawca. "Występuje jako 5-drzwiowy hatchback oraz 4-drzwiowy sedan i wypełnia lukę między modelami Note i Qashqai...". Siedząc w kanapowym fotelu właśnie trzasnąłem drzwiami. Troszkę to zdenerwowało młodego człowieka, że raczyłem mu przerwać nic nie znaczący dla mnie monolog. Chyba trzeba będzie wybrać się nim na przejażdżkę.

Brak charakteru - to największa zaleta
Niemający w ogóle szacunku dla starszych osób sprzedawca, kazał czekać na siebie równe 12 minut 40 sekund na zewnątrz salonu, aby odbyć Tiidą jazdę próbną (może to próba odegrania się za trzaśnięcie drzwiami?). Tak czy inaczej miałem okazję dokładniej przyjrzeć się autu, które mnie zainteresowało. Nadwozie mierzącego 447 cm długości, 169 cm szerokości i 153 cm wysokości sedana (dobrze, że wziąłem z domu okulary i ulotkę z salonu) nie powoduje u mnie emocji. Żadnych - ani pozytywnych, ani negatywnych. To chyba dobrze, bo od tych kosmicznie stylizowanych samochodów boli mnie serce.

Duże reflektory z przodu (sprzedawca stwierdził, że przód jest wzorowany na jakimś terenowym Murano), równie duże lampy z tyłu. Logo Nissana na atrapie jest ładne i wyraźnie widać, z jaką marką mamy do czynienia. Szkoda, że na drzwiach nie ma listew ochronnych - trzeba będzie sobie coś samemu nakleić, żeby nie obić drzwi o ścianę w garażu. Uwagę zwróciły natomiast koła - jak mówi cennik 15-calowe felgi z lekkich stopów wchodzą w skład pakietu Style Acenta i wraz z lampami przeciwmgielnymi wymagają dopłaty 2700 złotych. Moja renta jest chyba jednak zbyt mała...

Jak w domu przed telewizorem
Młody człowiek właśnie wyszedł z salonu, grzecznie otworzył mi drzwi kierowcy i sam usadowił się na fotelu pasażera. Chłodny, listopadowy poranek nie zachęcał do zdejmowania płaszcza i kapelusza, więc od razu zasiadłem za kierownicą. Zaskoczyła mnie przestrzeń - drzwi otwierają się bardzo szeroko, fotel jest umiejscowiony wysoko, a do sufitu brakuje kilku dobrych centymetrów. Jasne wnętrze Nissana napawa szczególnie mnie optymizmem (ciemne wnętrza od razu wzbudzają we mnie czarne myśli), a duże i wygodne fotele zachęcają do dalszych podróży. Może szorstka tapicerka mogłaby być milsza w dotyku, a ustawienie oparcia płynne zamiast skokowego, ale dzięki seryjnej regulacji wysokości siedziska dobrałem pozycję za kierownicą bez większych problemów. Sam wolant ma tylko jedną płaszczyznę regulacji - pionową.

Chwilę szukam regulacji dużych zewnętrznych lusterek - przyciski okazują się być schowane przy moim lewym kolanie. Starość, nie radość i żeby je ustawić, trzeba pochylić się do przodu. Dobrze, że w przednich słupkach wygospodarowano miejsce na dodatkowe, mniejsze trójkątne szybki. Widoczność do tyłu jest dobra, zagłówki nie zasłaniają widoku w lusterku wstecznym. Czujników parkowania niestety nie ma - cofanie na wyczucie nie wychodzi mi najlepiej.

Deska rozdzielcza Nissana wzbudziła moją sympatię. Jest przejrzysta, czytelna i dobrze spasowana. Z materiałami bywa różnie - boczek drzwiowy podłożoną gabką, żeby było miękko pod łokieć, na górze deski też znalazły się miękkie plastiki, ale już w niektórych miejscach jest bardzo twardy. Ja wiem, że nie będę cały czas o niego skrobał, stukał i pukał, ale świadomość pozostaje.

"Proszę zwrócić uwagę na uporządkowaną konsolę środkową - radio CD, połączone z 6 głośnikami, posiada funkcję bluetooth, pozwalającą szybko połączyć się z telefonem komórkowym, aby mógł Pan korzystać z niego w samochodzie. Przycisk odebrania połączenia ma Pan nawet na kierownicy" - informował sprzedawca. Jaka komórka Panie? Jak córka albo zięć do mnie dzwonią, to odbieram. SMS-ów nawet nie umiem pisać. Radio CD? A swoje kasety gdzie sobie wsadzę? Aaa, córka mi na płyty przegra. "Poniżej ma Pan bardzo czytelny panel seryjnej, automatycznej klimatyzacji" - kontynuował młody człowiek. Seryjnej to dobrze, czytelny chyba też jest. Choć to szkiełko skrywające w sobie wyświetlacz, lubi odbijać światło. Czasem trudno coś w nim dojrzeć. Zauważyłem natomiast dużą ilość wylotów powietrza - nawet na szczycie deski rozdzielczej jest z regulacją otwarcia. Podoba mi się, zwłaszcza że wnętrze nagrzewa się w ten zimny poranek bardzo szybko.

Za wolny jestem na to auto...
Czas się przejechać. Wkładam kluczyk do stacyjki i uruchamiam silnik. Benzynowy motor pracuje cichutko i bezwibracyjnie, osobiście go prawie w ogóle nie słyszę. Pracownik salonu, jak wywołany sumieniem, odpowiada na moje wątpliwości: "To najmocniejsza jednostka montowana w Nissanie Tiida. Legitymuje się mocą 126 koni mechanicznych osiąganych z pojemności 1,8 litra. Maksymalny moment obrotowy wynoszący 173 Nm jest osiągany w tym wypadku przy 4800 obr./min..." Nie dokończył, bo chciałem ruszyć, szarpnęło i auto zgasło. "Pedał gazu i sprzęgła są bardzo wrażliwe, trzeba się nauczyć odpowiedniego ich traktowania" - dodał po chwili, z delikatnym uśmieszkiem, sprzedawca. "Dla klientów o spokojniejszym stylu jazdy mamy także odmiany z silnikiem benzynowym 1.6 o mocy 110 KM oraz wysokoprężnym 1.5 o mocy 105 KM".

Może faktycznie za wolny jestem na to auto? Za trzecim razem udaje mi się wreszcie ruszyć spod salonu. "Jak Pan zauważył, światła włączają się samoczynnie po przekręceniu kluczyka - wystarczy zostawić je włączone, a same zgasną po wyciągnięciu klucza ze stacyjki" - poinformował sprzedawca. Bardzo dobry pomysł. Zwłaszcza na moją niedzisiejszą pamięć. Moją uwagę zwracają ładne i czytelne zegary umieszczone w trzech, wykończonych na srebrno, tubach. Na pytanie, co to za niebieska lampka świeci się na tle obrotomierza, pracownik salonu odpowiada "To kontrolka temperatury silnika. Tuż po uruchomieniu, gdy motor jest zimny, świeci się na niebiesko. Gaśnie po kilkudziesięciu metrach. Podczas przegrzania silnika natomiast zapala się czerwonym światłem. Konstruktorzy zrezygnowali z tradycyjnego wskaźnika temperatury silnika." Dlaczego? Na to pytanie sprzedawca już nie był mi w stanie odpowiedzieć.

Dziurawa droga dojazdowa od razu udowadnia, że Tiida to komfortowy wóz. Nie trzęsie, nie skacze, nie stuka. "Komfortowo zestrojone zawieszenie oparto na kolumnach MacPhersona z przodu oraz na belce skrętnej z tyłu. Szybciej pokonywane łuki co prawda powodują wychyły karoserii, ale Nissan Tiida trzyma się drogi wyjątkowo pewnie" - zachwala sprzedawca, którego słowa wyjątkowo nie mijają się z prawdą. Mam zastrzeżenia jednak do pracy skrzyni biegów - sześć przełożeń wchodzi mało precyzyjnie i nieco "plastikowo".

Trzeba mieć fantazję
Wyjazd poza teren zabudowany pozwolił Nissanowi - a właściwie mnie - rozwinąć skrzydła. "Pan wrzuci czwórkę i rozpędzi się wreszcie powyżej 50 km/h - Tiida z tym silnikiem jest bardzo żwawa i elastyczna. Do 100 km/h rozpędza się w czasie 10,4 sekundy i rozwija prędkość maksymalną 195 km/h." Tak, tak, pan mi mówi dalej. Ja szybciej, niż 60 km/h do kościoła nie jeżdżę, ale niech będzie. Gwałtowna reakcja na pedał gazu zarówno mnie jak i mojego "instruktora" omal nie doprowadza do zawału. To auto pędzi! Przy wyższych prędkościach (tak, 80 km/h to już "nadświetlna" dla emeryta) wychodzi bezpłciowość układu kierowniczego - śliską kierownicą kręci się przyjemnie i lekko w mieście, w trasie brakuje po prostu precyzji. Tak, nawet mnie, 60-letniemu dziadkowi.

W kwestiach bezpieczeństwa nie mam natomiast żadnych wątpliwości. Dowiedziałem się, że Nissan Tiida seryjnie oferuje 4 poduszki powietrzne (w odmianach Acenta - testowana - i Tekna dodatkowo podwójne kurtyny), ABS i bardzo dobre hamulce tarczowe (z przodu wentylowane). Niestety kroku im nie dotrzymują bardzo miękkie opony Continental ContiPremiumContact 2 (195x65 R15). "Za 3900 złotych mogę Panu zaproponować tzw. pakiet Comfort składający się z elektronicznego programu kontroli stabilności toru jazdy ESP, skórzanej kierownicy oraz tempomatu" - dodał sprzedawca.

Najlepsze na koniec
Wróciliśmy spokojnie pod salon. Nie mogłem oprzeć się pokusie sprawdzenia, co jeszcze oferuje Nissan Tiida w swoim wnętrzu. Po pierwsze schowki - jest ich naprawdę dużo. Pomijam kieszenie w drzwiach oraz główny - nota bene bardzo pojemny i praktyczny - schowek przed pasażerem. Są więc skrytki i wnęki w podłokietniku oraz przy nim, a także zagłębienia na puszki oraz schowek w górnej części deski rozdzielczej (obydwa zamykane klapkami). W podsufitce przy lampce znalazła się także skrytka na okulary - szkoda, że jako jedyna wykończona miękkim materiałem.

Sprzedawca zaprosił mnie także na chwilę na tylną kanapę. Poczułem się jak na swojej własnej wersalce. Miło, miękko i wygodnie - przestrzeni pod dostatkiem. Ucieszyłem się z wygodnego podłokietnika z wytłoczeniami na napoje.

Najlepsze zostało na koniec - "5-drzwiowy hatcback dysponuje przesuwaną tylną kanapą, która pozwala powiększyć pojemność bagażnika z bazowych 300 do 325 litrów. Tu, w sedanie, dysponujemy wyjściowo 500 litrami". Zauważyłem asymetrycznie dzielone oparcia kanapy, które pozwalają powiększyć bagażnik. Niestety - otwór jest nieduży, a tapicerka wygląda nieestetycznie. Tu można co najwyżej wepchąć dywan, bo o nartach w moim wieku już się dawno zapomniało. Młody człowiek nie wspomniał także o fakcie, że potężne zawiasy wpadają do wnętrza bagażnika i ograniczają jego pojemność, a klapa nie ma żadnego uchwytu do jej zamykania. Dziwie się, że od czasów mojej Almery - a i zapewne jeszcze starszych - nie wprowadzili dwóch sprężyn gazowych, które sprawnie rozwiązałyby problem.

Oględziny cennika
Katalogu Nissana Tiidy niestety nie dostałem. Mam za to cennik. Samochód, którym jeździłem, to wersja 1.8 Acenta kosztująca w tym momencie 63 200 złotych. Pozostałe silniki - benzynowy 1.6 i wysokoprężny 1.5 - kosztują w tej odmianie analogicznie 59 700 zł oraz 69 700 zł. Cena nie jest promocyjna, choć wyposażenie bardzo bogate. Wspomnianych wcześniej 6 poduszek powietrznych, elektrycznie sterowane lusterka (dlaczego nie są podgrzewane?), szyby elektryczne z przodu i z tyłu, automatyczna klimatyzacja, radio CD z 6 głośnikami i funkcją bluetooth oraz czujniki deszczu i zmierzchu.

Mogę się zdecydować na tańszy wariant - Visia, bo tak się nazywa, jest dostępny tylko z silnikami 1.6 16v oraz 1.5 dCi. Kosztują znacznie mniej (odpowiednio 51 200 i 65 700 zł), a w wyposażeniu seryjnym stracę poduszki kurtynowe, podłokietnik, klimatyzację (w odmianie 1.5 dCi pakiet Visia, na który składają się manualna klimatyzacja, radio CD z 4 głośnikami i funkcją bluetooth, jest standardem; w 1.6 trzeba dopłacić 4500 zł), radio CD, komputer pokładowy oraz czujniki deszczu i i zmierzchu. Tak więc silnik 1.6 będzie dobrym wyborem - razem z opcjonalnym pakietem otrzymam sumę 55 700 złotych plus lakier metalizowany 1850 złotych. Mam nadzieję, że przyjmą moją Almerę w rozliczeniu...

Od autora słów kilka
... Czy "Pan Starszy" kupił Tiidę, trudno powiedzieć. Ostatnio próbował wytargować rabat równy jego wiekowi (oczywiście odpowiednio mnożony w tysiącach złotych), bo gdzieś wyczytał w ulotce okularów. Bo tak naprawdę cennik Nissana nie zachwyca - nasza testowa Tiida Acenta ze 126-konnym silnikiem 1.8 kosztuje 63 200 złotych. To stosunkowo dużo, zwłaszcza, że bardziej urodziwi konkurenci z równie bogatym wyposażeniem są oferowani w podobnych cenach. Kompaktowy Japończyk powinien nas więc czymś kusić - jeśli nie wyglądem, to przynajmniej ceną. Czas pomyśleć o promocjach na Tiidę.

Mimo wszystko Nissan Tiida, z auta teoretycznie nijakiego, po redakcyjnych oględzinach stał się przede wszystkim bardzo przestronną, komfortową i bogato wyposażoną propozycją na rynku kompaktowych sedanów. Do wad możemy zaliczyć także stosunkowo wysokie spalanie, które w mieście sięga blisko 11 litrów na 100 kilometrów, a na trasie trzyma się w granicach 7-8 l/100 km. Mimo bardzo dobrej dynamiki silnika 1.8, warto rozważyć zakup Tiidy ze słabszym (ale nieco głośniejszym) silnikiem 1.6, czy nawet diesla 1.5.

Bohaterowie testu, ich podobieństwa do osób oraz ich zachowań są zupełnie fikcyjne. Cała reszta to prawdziwy test prawdziwego samochodu.