Peugeot RCZ 1.6 THP 200
Czasem, aby coś wyjaśnić, potrzeba dłuższej historii. Oto ona. Zaczyna się bladym świtem z temperaturą powietrza w okolicach minus 2 stopni Celsjusza. Jest koniec marca, godzina 5:45 rano. Budzik w telefonie wygrywa jakąś dziwną melodię. Zaczyna padać śnieg, a na podjeździe czeka Peugeot RCZ...
Leniwie zwlekając nogi z łóżka, wyłączam budzik i kieruję swe kroki w stronę łazienki. Szczotka w zęby, woda obmywa powieki po krótkim, pięciogodzinnym śnie... Wpatrując się w lustro przed umywalką, oczami wyobraźni widzę małe płatki śniegu osiadające na karoserii dwudrzwiowego RCZ-a pokrytego lakierem w kolorze Czerwony Tourmaline. Wyglądam przez okno. Niebo zasnuło się ciemnymi chmurami, jakby za chwilę miało pęknąć ze złości...
W pośpiechu pakuję plecak i wrzucam go do całkiem pojemnego bagażnika (321 l). Odchylam masywne drzwi Peugeota pozbawione ramek wokół szyb i wślizguję się do wychłodzonej kabiny pokrytej skórzaną tapicerką (za całe 12 tys. zł dopłaty). Kluczyk wędruje do stacyjki, zaś elektroniczny wskaźnik poziomu oleju silnikowego na powitanie wyświetla mi komunikat oil level correct.
Zatrzaskuję za sobą drzwi, a szyba z charakterystycznym szmerem dosuwa się do górnej uszczelki zatopionej w srebrzystym łuku dachu. Na maskę zaczynają spadać pojedyncze płatki białego puchu... Moje złe przeczucia powoli przeistaczają się w rzeczywistość. Zamiast pięknego wiosennego świtu, tkwię w środku dziwnego powrotu zimy, jakby z premedytacją wychodzącego naprzeciw moim planom.
Zaciskam zęby, chwytając trójramienną, obszytą skórą, spłaszczoną u dołu wieńca kierownicę. Zmysł rozsądku stara się podsunąć mi najbezpieczniejsze rozwiązanie - wrócić do łóżka i wyspać się. Nic z tego! Mając do dyspozycji czerwone, 200-konne coupe, przesiadywanie w domu jest najcięższym grzechem motoryzacyjnym. Wiem o tym dobrze, więc uruchamiam silnik Peugeota, zabijając szarą codzienność. Kierunek: Mazury. Jazda!
100 mph w śnieżycy?
Bladym świtem, gdy wszystko jest jeszcze martwe, wydostaję się z miasta na drogę krajową. Po paru minutach jazdy w całkiem gustownie i aż nader spokojnie zaprojektowanym wnętrzu Peugeota robi się ciepło i przytulnie. Nisko przebiegająca linia dachu oraz wysoko poprowadzony tunel środkowy nie pozwalają mi zapomnieć o tym, w jakiego typu aucie siedzę. Daszek z zegarami (choć podobnie jak boczki drzwi, także obszyty skórą) niestety wystaje za bardzo ponad płaszczyznę deski rozdzielczej, pogarszając widoczność do przodu. To samo można powiedzieć o wyświetlaczu nawigacji. Da się go co prawda ukryć, tak by nie przeszkadzał w obserwacji drogi, ale wtedy nie będziemy znali tytułu piosenki odtwarzanej przez pokładowy system audio. A jest tu czego słuchać...
Przyjemnie grający sprzęt markowany przez firmę JBL (bez wątpienia wart 1600 zł dopłaty) pomimo braku subwoofera potrafi zrobić z małego wnętrza Peugeota prawdziwą salę odsłuchową. Gdy warunki na drodze robią się iście dramatyczne, a śnieg na dobre omiata samochód, zwalniam do 60 km/h i oddaję się odsłuchowi Stereophonics, sunąc po pokrytej białym puchem jezdni. W takich okolicznościach piosenka zatytułowana "100 mph" brzmi w RCZ wprost rewelacyjnie. Pomimo tego, że jadę tylko sześćdziesiątką...
W stronę słońca...
Bo przecież gdzieś musi ono być... Wreszcie, po dwóch godzinach podróży, prognozy pogody zaczynają się sprawdzać: im dalej na północ, tym lepiej. Śnieg przestaje padać, a słońce coraz śmielej wygląda zza chmur. Pod krótką maską RCZ-a, wyposażoną w system pirotechnicznych siłowników unoszących pokrywę w razie kolizji auta z pieszym (o 5 cm w 0,1 sek.), pracuje turbodoładowany silnik opracowany wspólnie przez grupę PSA oraz BMW. Motor ten już czterokrotnie z rzędu zdobył tytuł silnika roku w swojej kategorii pojemności. Nic więc dziwnego, że spodziewam się po nim bardzo wiele. Na początek przeżywam jednak małe rozczarowanie.
Układ wydechowy robi, co może, by pozwolić mi zapomnieć, że pod maską pracuje tylko 1,6 l pojemności skokowej. Niestety, "muzyka tłumików" okazuje się mało wyrafinowana. Przy ostrym operowaniu gazem aktywny wydech próbuje lekko warczeć, ale to marna namiastka prawdziwego "ryku" spotykanego w niektórych usportowionych wersjach kompaktów (np. w Leonie Cupra R). Nie usłyszymy też w Peugeocie świstu turbosprężarki.
Wychodząc z założenia, że coupe ma być nieco bardziej cywilizowanym autem niż hot hatch, akceptuję średnio frywolną akustykę RCZ-ki i doceniam zawieszenie zapewniające niezbędne w dalszych trasach minimum komfortu. Samochód jest sztywny, ale nie do przesady. Dzięki temu na naszych dziurawych drogach bez problemów da się wytrzymać za kierownicą RCZ-ki kilkaset kilometrów, niezbędnych na dojazd do ulubionego miejsca przejażdżek... Macie takie? Jeśli nie, to kupiwszy Peugeota, powinniście pomyśleć o jego znalezieniu...
Mazury: asfalt i gaz!
Gdy niebo jest niebieskie, droga zaczyna znikać pod 18-calowymi kołami Peugeota w tempie iście ekspresowym. Nie ma zbyt wiele czasu, by podziwiać piękno malowniczego krajobrazu roztaczającego się wokół krętych mazurskich szos. Sekundy płyną wyjątkowo szybko... Wciskam prawy pedał do podłogi, wkręcając silnik RCZ-a na obroty. Aluminiowa jednostka napędowa wyposażona w bezpośredni wtrysk paliwa, system zmiennych faz rozrządu dla zaworów dolotowych oraz turbosprężarkę z układem podziału strumienia spalin twin-scroll bierze się do pracy już po przekroczeniu nieco ponad 2 tys. obr./min. Reakcja na komendy wydawane gazem jest jeszcze żywsza w momencie, gdy wskazówka obrotomierza ociera się o cyfry "4" i "5". Sekundy znikają, kolejny zakręt przechodzi w szybką prostą, a moje usta zaczynają mimowolnie wykrzywiać się w grymas radości. To jest to, o co chodzi! Właśnie tak powinno być.
W ważącym niespełna 1300 kg Peugeocie mocy jest pod dostatkiem, by z lekkością hasać po zakrętach, doświadczając przyjemnych przeciążeń bocznych i wgniatania w fotel przy nabieraniu prędkości. Elastyczność motoru pozwala wychodzić gazem nawet z tych szykan, przed którymi dobraliśmy zbyt wysokie przełożenie. Co ważne, niebieskie niebo nie zaczyna płonąć, gdy dokręcam silnik THP do ogranicznika obrotów: 200 KM napędzających przednią oś wcale nie wyszarpuje kierownicy z rąk. Być może przyczynia się do tego niezwykła gładkość pracy silnika oraz brak nagłych eksplozji mocy. Efekt jest bardzo fajny: RCZ nie straszy zwykłego kierowcy. Daje przyjemność z jazdy dzięki dobrej dynamice, ale nie stara się na siłę udowodnić swojemu właścicielowi, że jego umiejętności nie dorastają do możliwości samochodu. Nie ma walki - jest płynna współpraca z maszyną - twardą i szybką, ale nie do przesady.
Zabawa sześciostopniową skrzynią biegów to czysta przyjemność. Skok lewarka jest optymalny, zaś lekki opór, z jakim pracuje, daje kierowcy poczucie wykonywania "roboty" za kierownicą. Tak właśnie powinno być w przypadku samochodów dla aktywnie prowadzących. To samo dotyczy obsługi pedału sprzęgła, który również wymaga użycia nieco większej siły. Dzięki temu, przemierzając mazurskie zakręty, czuję, że to ja prowadzę auto, a nie jakiś mikrochip. Ten pozytywny obraz trochę psują lekko pracujące, choć nie pozbawione precyzji działania elektrohydrauliczne wspomaganie układu kierowniczego oraz hamulce, które pomimo wysokiej skuteczności obsługujemy przy pomocy nieco zbyt "miękkiego" pedału. Właściwe dozowanie siły może być utrudnione, ale da się do tego przywyknąć.
Słowo "coupe"
Powoli kończę gonitwę po mazurskich zakrętach, studząc turbinę i wpatrując się w łuki dachu zakrzywiające czarną podsufitkę. To chwila na podsumowanie dnia za kierownicą francuskiego coupe produkowanego w Austrii (właśnie tam powstaje bohater naszego testu). A więc jaki jest Peugeot RCZ? Myślę, że już zdążyliście odpowiedzieć sobie na to pytanie.
Słowo "coupe", w motoryzacyjnym słowniku świata, oznacza tak naprawdę odpowiedź na pytanie o sens istnienia samochodu nikomu do niczego niepotrzebnego. Pod tym względem RCZ jest jak zagubiona część staromodnej motoryzacji, która odeszła do lamusa wypierana przez kolejne "nisze" rynkowe. W dzisiejszych czasach cenniki wypełnione są po brzegi samochodami nadającymi się rzekomo do wszystkiego (SUV-y, SAV-y, Minivany, Mikrovany, Crossovery etc.). Jednocześnie definicja samochodu sprawiającego właścicielowi radość samym swoim istnieniem, zanika. Małe, zgrabne coupe, lekko pozbawione sensu to gatunek na wymarciu.
Dlatego każde takie auto jest na wagę złota. RCZ jest właśnie takim pojazdem. Jeszcze niedawno wyliczenie jednym tchem paru nowych, przystępnych cenowo modeli typu coupe nie nastręczało zbyt wielu problemów. Dzisiaj jest inaczej. Dlaczego zginęła w producentach samochodów chęć tworzenia pojazdów przepięknie bezsensownych i nastawionych na sprawianie przyjemności niskim kosztem? Kilkanaście lat temu mieliśmy szpanerskiego Fiata Coupe, dziwną Alfę GTV, nieco kosmicznego Forda Probe, nieśmiertelną Calibrę (później trochę nudniejszą Astrę Coupe), Toyotę Celicę i Volkswagena Corrado. Starsi czytelnicy pamiętają zapewne Hondę CRX czy kanciaste Scirocco.
A dziś? Na sportową Toyotę nie doczekamy się chyba nigdy, Scirocco to spłaszczony hatchback, a w żyłach Hondy CR-Z płynie prąd. Jedynym przedstawicielem segmentu małych coupe i konkurentem dla RCZ-ki jest Audi TT. Szkopuł tkwi w cenie i w stopniu opatrzenia "Tetetki". Za podobnie wyposażone niemieckie auto zapłacimy o kilkadziesiąt tysięcy zł więcej mając przy okazji gwarancję spotkania podobnego samochodu w każdy weekendowy wieczór. RCZ-a raczej nie spotkamy...
Stworzony do dawania przyjemności...
Na koniec coś bardzo niepopularnego: moja prywatna opinia o wyglądzie RCZ. Otóż po niespełna 2 tys. km za kierownicą, niestety dalej nie wiem gdzie jest w Peugeocie przód, a gdzie tył. Wyłupiaste reflektory i ogromny "uśmiech" także nie trafiają w mój gust. Celowo nie wspomniałem o tym wszystkim wcześniej, gdyż nie jestem pułkownikiem Kadafim i nie uważam swojej opinii za wykładnik obowiązującego ładu.
Jest mnóstwo osób, którym RCZ bardzo się podoba i naprawdę trudno się temu dziwić (dlatego zresztą w tabelce z punktacją znajdziecie ocenę "10" w rubryce "stylistyka"). Indywidualizm motoryzacyjny wprost kipi z każdego detalu Peugeota. Wystarczy spojrzeć na zmyślnie ukształtowany dach, otwieraną do góry pokrywę wlewu paliwa, dwustopniowo podnoszony tylny spojler (także na żądanie, po naciśnięciu guzika) czy szerokie błotniki. Coupe Peugeota jest totalnym "overkillem" stylistycznym - mieszaniną różnych oryginalnych i często zwariowanych zagrywek designerskich. To wszystko sprawia, że ta sama siła, która z uwagi na mój gust odpycha mnie od nadwozia francuskiego coupe, przyciąga mnie równie mocno do przejechania się tym autem. I wiecie co? Teraz, kiedy wiem jak jeździ, nie czuję się zawiedziony.
To samochód stworzony do dawania przyjemności. Ma sztywne zawieszenie, świetny silnik muśnięty geniuszem BMW, dobrą przekładnię manualną dającą frajdę z mieszania biegami i wprost powalająco oryginalny design karoserii. RCZ jest okazem zdrowego, psychicznego odchylenia na fali codziennej poprawności i nudy motoryzacyjnej. Dlatego uważam, że to bardzo fajne autko. Tak, właśnie ja to powiedziałem - człowiek, któremu ten samochód wcale się z zewnątrz nie podoba. Sami widzicie, że czasem aby coś wytłumaczyć, potrzeba dłuższej historii. Być może kiedyś jeszcze do tego wrócimy... Na razie słońce powoli zaczyna zachodzić za horyzontem. Wsiadam więc do RCZ i zatrzaskuję za sobą drzwi. Szyba z charakterystycznym szmerem dosuwa się do górnej uszczelki zatopionej w srebrzystym łuku dachu. Wracam do domu...